Ariana | Blogger | X X

13.02.2018

Mamo, mamo chcę zostać dachołazem!

Tytuł oryginału: Rooftoppers
Tytuł polski: Dachołazy
Autor: Katherine Rundell
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Wydawnictwo: Poradnia K

Sophie jako niemowlę została znaleziona w kanale La Manche, uznano ją za za sierotę i powierzono w opiece samotnemu mężczyźnie. Dziewczyna twierdzi jednak, że pamięta matkę i wbrew racjonalnym dorosłym zamierza ją odnaleźć. 
Kim są tytułowe dachołazy? Czy pomogą Sophie odnaleźć matkę?







&&&

Nie jestem pewna co w debiutanckiej powieści Katherine Rundell przyciąga uwagę jako pierwsze. Być może niezwykle urokliwa okładka, tworzona przez piękne rysunkowe ilustracje, utrzymane w słodkiej kolorystyce. Może tytuł, wieloznaczny, a jednocześnie niemówiący o tej książce niczego konkretnego. A może krótki opis, zawarty na tyle obwoluty – obiecujący ciekawą podróż, tak podobną do tych, które znamy z dzieciństwa i pierwszych czytanych przez nas historii. Nieważny wydaje się jednak element, który zwróci waszą uwagę, w obliczu tak uroczej i urzekającej treści Dachołazów.

- Przecież to jest dziecko, a pan jest mężczyzną!
- Podziwiam pani spostrzegawczość - odrzekł Charles - Przynosi pani chlubę swojemu optykowi.

Na największe uznanie zasługuje język tej powieści. Autorka maluje słowem, pisze prosto, a jednocześnie tworzy baśniową otoczkę, która na myśl przywodzi słodkie dzieciństwo, wieczory spędzone na wsłuchiwaniu się w głos naszych rodziców czytających nam ulubioną bajkę. Nie potrafię przypomnieć sobie, kiedy po razy ostatni czułam się w ten sposób, frunąca po niebie, trzymana za rączkę na spacerze do lasu, biegnąca po zielonych łąkach — lekka jak piórko, pozbawiona zmartwień, zatracona w słodkiej niewiedzy. Dachołazów nie czyta się tak po prostu, lecz zatraca się w słowach delikatnych jak trzepot skrzydeł motyla i ciepłych jak pocałunek na dobranoc. Pewna baśniowość i nieuchwytność tej powieści czyni z niej idealną bajkę dla dzieci oraz przywracającą wspomnienia historię dla starszych odbiorców.

Wiele jest w tej książce dialogów — tych najzwyklejszych i tych błyskotliwych. Kolejne kwestie wydają się bardzo banalne, a jednocześnie bardziej wnikliwy czytelnik zauważy ukryte w nich przesłanie, głębszy sens, który Rundell umieściła w prostych słowach i gestach.

- Nie obchodzi mnie to - powtórzyła Sophie.
I rzeczywiście jej to nie obchodziło. W ogóle się nie bała. Może właśnie tak działa miłość. Może miłość nie jest po to, żeby ktoś czuł się wyjątkowy, tylko żeby był odważny. Miłość jest jak woda na pustynia albo jak pudełko zapałek w ciemnym lesie. Miłość i odwaga, pomyślała Sophie: dwa słowa, które oznaczają to samo.

Mnóstwo jest w tej powieści rodzinnego ciepła. Relacja Sophie z Charlesem opiera się na oddaniu i typowej dla dzieci bezgranicznej miłości, bo choć mężczyzna nie jest opiekunem idealnym, tak nie od dziś wiadomo, iż taki nie istnieje, a szaleństwo i niezdarność Charlesa tworzą świetne podwaliny do całej opowieści, dodając jej magii. Trudno jest nie wspomnieć o bardzo dobrze uchwyconej w Dachołazach dziecięcej upartości i nieco buntowniczej naturze. Mała Sophie czuje się niezrozumiana przez świat, nie chce być traktowana jak dziecko, lecz jak dorosły, którego nie oskarża się o zbyt bujną wyobraźnię, a wysłuchuje się ich i wierzy się w wypowiedziane przez nich słowa. Owa pewność dziewczynki co do własnej racji, jej ukryta na dnie serca tęsknota za matką, odwaga oraz nieustępliwość stworzyły świetną bohaterkę, której kibicujemy z ogromną przyjemnością.

Odnoszę wrażenie, że pozostali bohaterowie zostali przedstawieni, tak jak postrzega ich dziecięce oko. Każdemu z nich przypisać możemy bowiem główną cechę, która ją niejako definiuje ich zachowanie. Nie jest to w moim odczuciu jednak wada, a często stosowane w literaturze dziecięcej uproszczenie, na które patrzy się z przymrużeniem oka i delikatnym uśmiechem na ustach. Niemal wszystkie postaci w tej powieści są bowiem bardzo sympatyczne, do tego stopnia, że chciałoby się ich poznać, a może nawet zaprzyjaźnić.

Błędnym byłoby jednak myślenie, że jest to powieść skierowana wyłącznie dla dziewczynek. Rundell postarała się by była to pozycja uniwersalna, umieszczając w niej wiele elementów przygodowych. Chłopcom niewątpliwie spodoba się bardzo dynamiczna scena walki, czy wędrówki tytułowych dachołazów, którym towarzyszy słodkie napięcie.

Tajemnica związana z katastrofą statku została poprowadzona w bardzo prosty i oczywisty sposób, a jednak przeszkody, jakie przyjdzie pokonać naszym bohaterom, kojarzą się z czarodziejską atmosferą znaną nam z bajek wytwórni Disneya. Również zakończenie całego utworu kryje w sobie coś baśniowego, coś, czego ukrycie pragnęliśmy przez całą powieść.

[...] Dlaczego ona uwierzyła? Dlaczego nie szukała dalej?
- Bo jest dorosła, kochanie.
Sophie schowała się za włosami. Twarz miała zaczerwienioną, rysy ściągnięte złością.
- To nie jest powód.
- Jest, kochanie. Dorośli są nauczenie nie wierzyć w niezwykłe rzeczy.
- To głupie.
- Smutne, moje dziecko, ale nie głupie. Trudno jest uwierzyć w dziwne rzeczy. Ty masz ten talent, Sophie. Nie strać go.


Dachołazy to jedna z tych książek, które stanowią idealny materiał na film animowany dla najmłodszych odbiorców, a jednocześnie przeniesienie ich magicznej atmosfery na wielki ekran wydaje się czymś niemożliwym. Katherine Rundell pod płaszczykiem bardzo prostej historii dla dzieci, ukryła bowiem wiele cennych życiowych lekcji, w tym tą najważniejszą, będącą niemal mottem całej powieści: nigdy nie przekreślajcie niemożliwego. Przeurocza i uniwersalna powieść dla tych młodszych i tych nieco dojrzalszych czytelników.

Moja ocena:
★★★★★★★★★☆
(wybitna)

1 komentarz:

  1. Miałem ją przeczytać, ale nigdy nie jest mi po drodze z jej zakupem. Dziękuję za wartościową recenzję. Pozdrawiam, Paweł z http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń