Książki poznajemy już w
najmłodszych latach. Najpierw wysłuchujemy baśni, czytanych nam przez rodziców,
potem w szkole podstawowej zaczynają nas obowiązywać lektury i to one bardzo często sprawiają, że przestajemy lubić czytać. Tak też było w moim
przypadku. Poza książkami wyznaczanymi mi przez nauczycieli nie czytałam niemal wcale i tak było przez całą podstawówkę. Pamiętam, że wtedy powieści wydawały mi się czymś okropnie nudnym. W dodatku fakt, iż czytaliśmy niemal same książki przygodowe, sprawiał, że wszystkie historie i ich bohaterowie jawiły mi się jako jednakowe, nijak nieinteresujące, idealne na lekturę przed snem.
Z własnego wyboru po
książkę, która miała więcej niż pięćdziesiąt stron, sięgnęłam dopiero w wakacje przed
pierwszą klasę gimnazjum. Po zakończeniu tej powieści zrozumiałam, że czytanie może być czymś naprawdę angażującym, rozrywką, której warto poświęcić czas. Niedługo później zaczęłam czytać niemal nałogowo, a książki stały się moją największą pasją.
Która książka była dla mnie tą pierwszą? I jakim innym książkom zawdzięczam moją pasję?