Ariana | Blogger | X X

8.09.2018

Trochę o postaciach, a trochę o niczym


Tytuł oryginału: Blue Lily, Lilu Blue
Tytuł polski: Wiedźma z lustra
Seria: The Raven Cycle (tom #3)
Autor: Maggie Stiefvater
Tłumaczenie: Piotr Kucharski 
Wydawnictwo: Uroboros

Blue, Gansey, Ronan, Adam i Noah są coraz bliżej odkrycia prawdy i przebudzenia legendarnego króla Glendowera, jednak na ich drodze pojawiają się coraz to nowe i coraz trudniejsze do przejścia przeszkody






&&&

Nieco zawiedziona Królem kruków i niezbyt zadowolona z lektury Złodziei snów, nie byłam szczególnie pozytywnie nastawiona do kolejnej części serii autorstwa Maggie Stiefvater. Bałam się, że cykl utrzyma formę spadkową, a trzeci tom doszczętnie zniszczy moje początkowe dobre przeczucia. Byłam jednak zbyt ciekawa, tego jak autorka poprowadzi pewne wątki, by nie sięgnąć po Wiedźmę z lustra. Niestety lub właśnie stety książka znów uplasowała się w bezpiecznym środku, nie będąc ani okropną, ani rewelacyjną lekturą.

- Dwa to okropna liczba. Wiążę się z rywalizacją, walkami i morderstwami.
- Albo małżeństwem - rzekł Adam, zastanawiając się nad tym.
- Jedno i to samo - odparła Persefona.

W poprzednich tomach styl autorki całkiem mi odpowiadał, jednak tu wyraźnie poszło coś nie tak. Zdecydowanie zbyt często powtarzane były tu imiona postaci (aż bałam się liczyć ile razy na jednej stronie, potrafił pojawić się Adam). Za dużo było tu oczywistych stwierdzeń i wtrąceń mających przypomnieć mi co takiego, wydarzyło się w poprzedniej części. Zbyt mało było za to błyskotliwych dialogów, które zdążyłam tak polubić w poprzednich częściach. Aż nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś podmienił autorkę bądź kazał jej napisać konkretną ilość stron nieważne, że kosztem jakości.

Poznani wcześniej bohaterowie wciąż się tu rozwijali, a dzięki temu pozostali tak samo sympatyczni. Pogłębiła się historia Ganseya, która urozmaicona przez kilka smaczków, stała się jeszcze ciekawsza i nieco mroczniejsza. Ronan pozostawał wyzywającym sobą, z dzikością i magią ukrytą w sercu. Blue wydawała się tu choć trochę bardziej wyrazistą postacią, choć wciąż daleko jej do wspomnianych już bohaterów I nawet ten nieszczęsny Adam jakby wrócił do bycia poprzednim sobą i znów dało się go lubić. Lepiej wykreowane zostały również, odgrywające w całej historii niemałą rolę, jasnowidzki mieszkające na Fox Way 300 i całkiem ciekawie rozwinęła się postać Szarego Mężczyzny.
Jedynie nowe postaci i związany z nim wątek był okropnie przerysowany. Piper nie można polubić, bo nie dość, że nie wychyla się poza schemat, to jeszcze tkwi przyklejona do kartki, będąc na skroś papierowym czarnym charakterem. Nawet mimo dobrych chęci nie mogłam jej polubić, ponieważ trudno odnaleźć w niej jakiekolwiek pozytywne cechy, czy logiczną motywację dla jej nienaturalnych działań Mąż kobiety również nie mógł poszczycić się żadną konkretną cechą, poza tym, że tchórzem i tym złym.

– Nie – skłamał. – Nie spałem.
– I tak zresztą zadzwoniłam do ciebie przez pomyłkę. Zamierzałam telefonować do
Kongresu, ale twój numer różni się jedną cyfrą.
– Naprawdę?
– Tak, bo w twoim jest 6-6-5. – Przerwała na chwilę. – Łapiesz?

Całej historii zabrakło głównego wątku. Niby powieść kręciła się wokół jaskini i wejścia do niej, ale tak naprawdę wątek ten zginął w natłoku niewiele znaczących dla całej historii scen. Brakowało tu akcji, dramatyzmu, czegoś, co wywołałoby u mnie szybsze bicie serca. Przedstawiona tu historia wydawała się okropnie ospała, rozwleczona, a przez sceny opowiadające o wszystkim i o niczym, (czyli o niepotrzebnych rozterkach bohaterów) również zwyczajnie nudna.
I nawet gdy już coś łaskawie zaczynało się dziać, wciąż brakowało tam dynamizmu i emocji, tego czegoś, co zwykle sprawia, że powieści nie można odłożyć. Na przykład jedna z ostatnich scen miała spory potencjał dramatyczny, jednak pozostał on jedynie ideą, a sam wątek nie wzbudził we mnie żadnych emocji z trzech powodów. Po pierwsze postać ta nie została nakreślona na tyle bym mogła jej współczuć, a więc była dość bezpiecznym wyborem. Po drugie opis tego wszystkiego wydał mi się suchy, wypruty z emocji. I po trzecie pomylono tu imię. Zapewne jest to błąd w polskim przekładzie, ale przyznacie, że wystąpił on w najgorszym możliwym momencie i rozłożył ten zalążek nastroju, który próbował się tu tlić.

– Co jest prawdziwe?
Blue zastanowiła się.
– Może wszyscy tu przychodzimy, zasypiamy i śnimy ten sam sen – odrzekła.

Wiedźma z lustra nie była ani szczególnie dobrą kontynuacją, ani wyjątkową powieścią samą w sobie. Była widocznie przejściową częścią, która miała doprowadzić akcję do pewnego punktu, a czytelników przygotować na wielki finał, który na moje oko zapowiada się mocno sztampowo. Za mało było tu dynamiki, za dużo nic nieznaczących scen i lania wody. Przynajmniej tyle, że bohaterowie wciąż dali się lubić, a interakcje między nimi pozostały urocze.


Moja ocena: 
★★★★☆☆☆☆☆☆
(może być)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz