Ariana | Blogger | X X

26.10.2018

Najnudniejszy sekret...


Tytuł oryginału: The Darkest Secret 
Tytuł polski: Najmroczniejszy sekret
Autor: Alex Marwood
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Wydawnictwo: Albatros

Sean jest bogatym i wpływowym mężczyzną, który zamierza hucznie, i beztrosko świętować swoje pięćdziesiąte urodziny. W trakcie imprezy dochodzi jednak do nieoczekiwanego wydarzania - jedna z jego córek, malutka Coco znika w środku nocy.

Dwanaście lat później, dziewczynki wciąż nie odnaleziono... Co tak naprawdę stało się tamtej nocy?





&&&

Autorzy porywający się na napisanie książki opowiadającej o tajemnicy zniknięcia dziecka, której akcja toczyć będzie się w dwóch płaszczyznach czasowych, stawiają przed sobą naprawdę trudne zadanie. Muszą bowiem stworzyć bowiem interesującą zagadkę, która będzie trzymać w napięciu, bądź sprawi przynajmniej, że będziemy chcieli poznać rozwiązanie całej sprawy. Stworzyć bohaterów na tyle rozbudowanych byśmy mogli zobaczyć ich przemianę lub obdarzyć ich sympatią. Napisać ciekawe i różnorodne relacje, których rozwój będzie nas ciekawił. I opisać to wszystko plastycznym językiem, nie lejąc wody, lecz poruszając kluczowe kwestie, nie marnując kartek na nudne, i niepotrzebne. Alex Marwood, pisarka, której kryminalne powieści są chwalone na całym świecie, powinna potrafić to wszystko połączyć i stworzyć fantastyczne dzieło, prawda?

Życie to dziwny kolaż szarości. Nic dziwnego, że tak trudno było mi je docenić, skoro cały czas szukałam tylko czerni i bieli.

Książka rozpoczyna się nadzwyczaj ciekawie. Na czytelnika czeka mail informujący o zaginięciu małej Coco, w którym Maria prosi o pomoc w jej odnalezieniu. Później czytamy zeznania kilku świadków, które nie odkrywają przed nami wiele i całkiem interesujący pierwszy rozdział. Aż w końcu przechodzimy do nieszczęsnej teraźniejszości, w której Sean nie żyje. Mimo obiecującego początku dalsze rozdziały, aż do niemal jednej trzeciej powieści, były po prostu nudne, ani nie było tam napięcia, ani nie dowiedzieliśmy się niczego ciekawego o bohaterach, nudna, po prostu nudna. Przymusiłam się jednak by sięgnąć po ciąg dalszy z nadzieją, że dalej będzie lepiej i faktycznie po jakimś czasie zrobiło się nieco bardziej angażująco, a ja odzyskałam chęci, by brnąć w całą historię dalej. Niestety znów jedynie na chwilę, bo po lepszym momencie znów przychodzi przewidywalność i trwa już do samego końca.

Autorka ma niezły styl i niewątpliwie nie brakuje jej umiejętności budowana skomplikowanych tajemnic, ale w tym przypadku, chyba po prostu przekombinowała i zapomniała o wielu ważnych elementach. Brakowało tu jakiegoś napięcia, dobrze zbudowanej atmosfery, która czyniłaby historię bardziej interesującą. Zwrotów akcji, tajemnic, ciekawych relacji między postaciami. I dreszczyku, iskry, która sprawia, że tak lubię czytać thrillery i kryminały. Było tu zaś okropnie chaotycznie – ciągłe przeskakiwanie między teraźniejszością i przeszłością przy takim nagromadzeniu postaci doprowadziło do chaosu, którego nie czyta się zbyt dobrze. Nie można, co prawda odmówić Alex Marwood, że stworzyła świat, pełen tajemnic, w którym trudno połapać się co jest prawdą, a co kłamstwem, jednak ta bądź co bądź ciekawa sieć intryg nie zrekompensowała ogólnego rozgardiaszu.

Co dziwnie wątek zaginięcia Coco, którym reklamuje się przecież tę książkę, był, tak naprawdę, wątkiem kompletnie pobocznym. Zdecydowaną większość powieści zajmowały zaś opisy nieodpowiedzialnych zachowań bohaterów.

Robi mi się żal samej siebie. Boże, życie jest skomplikowane. Ludzie w kółko gadają o rodzinie i bezwarunkowej miłości, ale nie maja pojęcia, jakie to złożone. Jak pogmatwane są te uczucia. Jak blisko spokrewnione są miłość i nienawiść.



Moim zdaniem największą wadą całości są jednak bohaterowie – żadnemu z nich nie udało się wzbudzić we mnie, choć krztyny sympatii bądź współczucia. Znakomita większość dojrzałych postaci była bowiem narysowana okropnie grubą, czarną kreską, co uczyniło ich w większości przypadków płaskimi i irytującymi. Jak mogłam współczuć Seanowi skoro, nie dowiedziałam się o nim niczego dobrego? Jak mogłam polubić Simone, która zarówno jako nastolatka, jak i dorosła kobieta zachowywała się po prostu okropnie? Co z Marie, Robertem, Jimmym, Lindą, którzy byli po prostu jednowymiarowymi imionami z jedną przypisaną cechą? Do Ruby, Clarie, czy jednej z naszych narratorek Mily mam zaś irytująco neutralny stosunek, ponieważ żadna z nich nie doczekała konkretnej charakterystyki.

Jeśli łudzicie się, że chociaż zakończenie było rewelacyjne, to muszę Was rozczarować. Przynajmniej dla mnie wyjaśnienie całej sprawy było jasne od jakiejś jednej czwartej powieści i chociaż, żywiłam nadzieję, że się mylę, a autorka stworzy coś bardziej zaskakującego, to niestety tak się nie stało – rozwiązanie było bardzo proste i nie trzymało mnie w niepewności nawet przez ułamek sekundy. Na dodatek same ostatnie rozdziały wydają się niedokończone, w wyniku czego całość rozczarowuje jeszcze bardziej.

Niektórzy ludzie nie są stworzeni do zauważania reszty świata.

Najmroczniejszy sekret nie jest rewelacyjnym, a tym bardziej szokujący thrillerem, lecz chaotyczną i nieco nużącą powieścią obyczajową. Brakowało tu napięcia, zaskakującego zakończenia, dobrych zwrotów akcji, odpowiedniej atmosfery i wielowymiarowych bohaterów. Jedynym co się udało była sieć intryg, która została skonstruowana naprawdę dobrze, a w której nie sposób jest się połapać i kilka naprawdę dobrze napisanych scen. Alex Marwood zamiast okrzyku zaskoczenia wywoływała u mnie jedynie serię ziewnięć.

Moja ocena:
★★★☆☆☆☆☆☆☆
(słaba)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz