Ariana | Blogger | X X

27.03.2020

Opowieść o nienawiści, miłości i zaufaniu, a także o pewnej wojowniczej księżniczce i jej mężu

Tytuł oryginału: The Bridge Kingdom
Tytuł polski: Królestwo mostu
Cykl: Królestwo mostu (tom #1)
Autor: Danielle L. Jensen
Tłumaczenie: Anna Studniarek
Wydawnictwo: Galeria Książki 

Lara – księżniczka, szpieg i wytrenowana wojowniczka, ma jeden cel: poznać wszystkie tajemnice Królestwa Mostu, a potem rzucić kraj na kolana. 
Kiedy jednak dziewczyna poznaje swojego przyszłego męża oraz jego poddanych, zaczyna się zastanawiać, gdzie czai się prawdziwe zło i której ze stron w odwiecznym konflikcie powinna służyć






&&&

O Królestwie Mostu nie wiedziałam wiele przed jego lekturą. Wiedziałam jedynie, że mam do czynienia z powieścią, której akcja nie jest osadzona w naszym świecie i, że pojawia się w niej wątek aranżowanego małżeństwa. Ta wiedza, połączona z wieloma pozytywnymi opiniami o tym tytule, jakie słyszałam bądź przeczytałam, wystarczyła mi jednak, bym pobrała tę powieść na czytnik i bym pewnego dnia, wybrała właśnie ten tytuł. I chociaż bawiłam się świetnie, nie jestem pewna czy był to aż tak dobry wybór, jak myślałam na samym początku.

Lód i ogień mogą zniszczyć świat, ale karaluchy przetrwają - powiedział wtedy - Tak jak ty.

Warto, moim zdaniem, zacząć od tego, że fabuła tej powieści, jest wbrew pozorom naprawdę prosta – mamy dwa królestwa, które mimo wzajemnej nienawiść, chcą powstrzymać panujący między nimi rozejm, wypełniając jego kolejne warunki, dlatego też główna bohaterka powieści, Lara, zostaje wysłana na Ithicane, by wziąć ślub z tamtejszym królem i połączyć oba królestwa. I jak można łatwo się domyślić, Lara nie jest księżniczką, która będzie siedzieć w pachnących pościelach i wykonywać każde polecenia męża, jest za to szpiegiem, który gotów jest zrobić naprawdę wiele by poznać tajemnice, znienawidzonej wyspy. Wbrew samej sobie dziewczyna zaczyna jednak żywić pozytywne uczucia względem swojego męża i tak o to mamy do czynienia z prostą powieścią, której głównym wątkiem jest relacja od nienawiści do miłości, a wszystko to politycznymi wątkami w tle. I ja nie mam absolutnie nic przeciwko temu, by czytane przeze mnie historie były proste, dlatego początkowo czerpałam naprawdę sporo satysfakcji z lektury Królestwa Mostu – było tu trochę polityki, trochę intryg i trochę rozwoju relacji głównych bohaterów, a wszystko w naprawdę przyjemnych proporcjach. Niemniej w samej końcówce tej powieści, jak dla mnie akcja przestaje biec po prostej linii, i zaczyna po prostu biec idealnie po sznurku, tak żeby tylko nie wystawić krańca stopy od sznurka, i przypadkiem nijak nie zaskoczyć czytelnika. I ta końcówka, która, owszem zachęca do lektury drugiego tomu, ale jest przy tym tak prosta, że aż powiedziałabym, że zdecydowanie zbyt prosta i oczywista, że aż mnie zirytowała. Do ostatniej strony liczyłam bowiem naiwnie na to, że autorka zaplanowała coś dobrego na sam koniec, że nie pójdzie na linii najmniejszego oporu, ale niestety właśnie to zrobiła, nie zapominając przy tym o tym, by na ostatniej prostej w kilku zdaniach opowiedzieć tyle wydarzeń, że spokojnie można by było je opisać w ciekawy sposób na jakiś stu stronach, ale chyba zabrakło już na to chęci, więc wydarzenia dzieją się bardzo szybko i są opisane w bardzo dużym skrócie. Żałuję, naprawdę żałuję, że Danielle L. Jansen nie poświęciła czasu na napisanie lepszego zakończenia dla tej części i mam nadzieję, że zakończenie następnego domu będzie o wiele, wiele lepsze.

Ale jej serce, od czasu ucieczki ze Środkowej Strażnicy zimne i spopielałe jak zgliszcza, teraz płonęło wściekłością, której nie umiała się sprzeciwić.

Jacy są bohaterowie stworzeni przez Danielle L. Jansen? Dziwni. Szukałam lepszego określenia, ale naprawdę żadne słowo nie oddaje ich esencji bardziej niż właśnie dziwni. Mamy tu bowiem postać Lary, dziewczyny, która została wytrenowana do bycia szpiegiem, do zostania żoną króla i bycia wojowniczką, i widzę w niej naprawdę spory potencjał – podobało mi się jej poczucie humoru, które ujawnia się w dialogach, a także jej odwaga, która wykazała się w walce. Niemniej, czytając, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka jakby na siłę starała się zrobić z niej tę silną babkę, którą wszyscy polubią, ponieważ dziewczyna jest idealna – dobra absolutnie w każdej sztuce walki i potrafi opracowywać skomplikowane plany, ale przy tym z jakiegoś powodu przy facecie miękną jej kolana i popełnia naprawdę głupie błędy, a jej natura jest chwiejna jak trzcina na wietrze – raz jest dziewczyną, która rwie się do walki, wręcz nie może usiedzieć w miejscu, by kilka stron później, bez problemu cieszyć się spokojnym życiem.
Postać Arena wydawała mi się za to kompletnie bez wyrazu – ot mamy tego dobrego króla marzyciela, który świetnie odnajduje się w walce i który, bo czemu by nie, twierdzi, że nie ufa Larze, ale raz zdradza jej sekrety królestwa bez problemu, by potem jednak zawiązywać jej opaskę na oczach, by przypadkiem czegoś się nie dowiedziała. Nie widzę w nim żadnych wad (pozbawioną sensu scenę próby odwagi, wymazałam z pamięci, bo naprawdę nie wiem, skąd to się nagle wzięło), a przykra rzeczywistość jest taka, że bez nich, trudno jest mi też wskazać jakieś konkretne jego zalety, jest to po prostu ten dobry król, który ma zmienić główną bohaterkę od co. I ma górę mięśni, nie zapominajmy o mięśniach.
Pozostali bohaterowie są sympatyczni, w chwili, gdy rzucą jakimś żartem, ale poza tym nie ma w nich nic ciekawego, właściwie wszyscy mieszkańcy Ithicany zlać by się mogli w jedno, bo ich obecność właściwie niczego nie zmienia. A zarysowanie bohaterów po drugiej „stronie barykady”? Właściwie tu nie istnieje, a był tu potencjał i miejsce, by pochylić się nad, chociażby postacią króla Maridinyi nakreślenie go na coś więcej niż chciwego władcę, przez co cały wątek polityczny wypadły ciekawiej, ale niestety nie ma tu na to miejsca. I tak to dziwni są bohaterowie — niby sympatyczni, ale tak naprawdę całkowicie nijacy.

Danielle L. Jansen posługuje się całkiem zgrabnym stylem pisania, w którym zamiast zbędnego patosu w opisach, możemy odnaleźć całkiem sporo humoru w dialogach, co sporo dodało tej powieści i w połączeniu z całkiem wartką akcją, sprawiło, że czyta się ją naprawdę szybko i o ile wejdziemy w ten świat, całkiem przyjemnie. Chyba że akurat natrafimy na z jakiegoś powodu, podniośle opisany opis zbliżenia bohaterów – na szczęście jednak takich fragmentów jest w tej powieści niewiele.

Oszczędzaj kłamstwa na chwile, kiedy będą nieodzowne.

Królestwo Mostu to jedna z tych powieści, które czyta się przyjemnie, i dopiero po zakończonej lekturze widzi się wyraźnie jej słabości. W tej historii krył się bowiem materiał na rewelacyjną powieść, którą czytałoby się z zapartym tchem, ale autorka poprowadziła tę powieść najprostszą z możliwych ścieżek, prowadząc bohaterów niemal po linijce do określonego celu, przez co po odwróceniu ostatniej strony nie mogłam odpędzić od siebie myśli, że gdzie już to było, że już czytałam tę historię, tylko z innymi imionami bohaterów. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest powieść beznadziejna, czy zła, pokusiłabym się nawet o nazwanie jej dobrą, ale zabrakło w niej jakieś iskry, chociaż jednego pomysłu, który wyniósłby ją ponad inne podobne jej powieści. Dobry wybór, jeśli szukacie po prostu niezłej powieści, która umili Wam wolny czas, ale niestety nic więcej, a szkoda.


Moja ocena:
★★★★★☆☆☆☆☆
(przeciętna)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz