Ariana | Blogger | X X

6.04.2018

Niezła oznacza dobra?

Tytuł oryginału: Ink and Bone
Tytuł polski: Atrament i krew
Seria: Wielka Biblioteka (tom #1)
Autor: Rachel Caine
Tłumaczenie: Julia Wolin
Wydawnictwo: Amber

Biblioteka Aleksandryjska nie spłonęła, lecz żyję i ma kontrole nad największą potęgą na świecie  wiedzą.

Jess, wychowany w rodzinie szmuglerów chłopiec, całe swoje dzieciństwo spędził pracując dla ojca, w imię zysku ryzykując własnym życiem. Teraz jego ojciec ma dla niego o wiele bardziej niebezpieczne zadanie... Ma zostać szpiegiem w Wielkiej Bibliotece.





&&&


Lubię czytać książki, o których wcześniej nie słyszałam. Takie pozycje wydają się czymś niezwykłym, zagadką, która tylko czeka na przeczytanie, a później wraz z kolejnymi stronami powieści, na pewnego typu rozwiązanie, na wydanie opinii, niezależnej od nikogo ani niczego wcześniej. Atrament i krew to właśnie jedna z takich książek – nie widziałam jej okładki na żadnym profilu na Instagramie, tytuł ten nie przewinął się przez żadną ze znanych mi grup książkowych, a nazwisko autorki pozostawało mi obce. Sięgnęłam jednak po tę pozycję ze względu na zapowiadający ciekawą historię opis umieszczony na jednej z księgarni książkowych. I nie jestem zawiedziona, ale zachwycona tym bardziej.

Z trudem rozpoznał w tym napiętym, chropowatym głosie swój własny, tak bardzo przypominał mu głos ojca z tego dnia, gdy Liama powieszono za przemyt książek. Serce ojca zostało roztrzaskane na kawałki, a gdy zaczęło z powrotem bić, było już twarde jak z żelaza.

Tym co w powieści Rachel Taine przeszkadzało mi najbardziej był chyba fakt jak bardzo była ona nierówna. Wydaje się, że autorka nie rozplanowała akcji tej historii, zanim zaczęła ją pisać, co znacząco wpłynęło na jej jakość. Całość zaczyna się, bowiem dość schematycznie, a jednak ciekawie, zapraszając nas do dalszej lektury, obiecując przygodę. I przez pierwsze kilkadziesiąt stron jest naprawdę interesująco, poznajemy dobrze skonstruowane relacje rodzinne, i naszego głównego bohatera. Później robi się jednak zwyczajnie nudno. Cała akcja płynie tak jak nakazują jej szablony wielu powieści młodzieżowych. Co gorsza książka ta nawet nie próbuje ukrywać tego, iż płynie z nurtem, więc pozostaje po prostu typowa, a przez to nieco nijaka, z gatunku tych które nie angażują czytelnika. Pewne odrodzenie historii następuję na kilkudziesięciu ostatnich stronach tej książki. Tam Taine wyzwoliła się ze schematów, wykazała się kreatywnością, pokazała, że jeśli tylko chce, to potrafi napisać coś ciekawego, decydując się na  nieoczywiste rozwiązania kilku wątków, zaskakując, a nawet wywołując łzy w moich oczach.

Mówiąc o rozplanowaniu fabuły (a właściwie jego braku) nie mogę nie wspomnieć o realizacji tej powieści ze strony technicznej, która nie wypadła, niestety, najlepiej. Język jakim napisane został Atrament i krew jest po prostu bardzo nieelastyczny, brakuje mu lekkości i swobody. Wszystko jest tu aż do przesady poprawne, a przez to sztuczne, momentami niezbyt przyjemne w odbiorze. Pojawia się tu zróżnicowane słownictwo, kilka naprawdę dobrych fragmentów, jednak przez sporą część tej powieści odczuwałam dziwny dyskomfort, to iż można było to zrobić po prostu lepiej.
Nienaturalność w mniejszym stopniu dotyczy dialogów. Zdarzyło się co prawda kilka kwestii, które brzmiały nie tak jak trzeba, jednak zdecydowania ich większość wypadła nieźle. Najlepiej prezentowały się dialogi, w których ukryta jest jakaś ukryta złośliwość, żart – takie przekomarzanki między postaciami, dodawały tej książce lekkości, wplątywały trafiony humor w poważne opisy przygód bohaterów.

Jess nie miał na to żadnej odpowiedzi, bo też nie było słów, które sprawiłyby, że łatwiej by się z tym pogodziła. Przypomniał sobie tę chwilę ze swojego dzieciństwa, kiedy z potworną wyrazistością zrozumiał, że jeśli nie będzie taka konieczność, ojciec pozwoli mu umrzeć. 

Istotną kwestią w tego typu powieściach jest kreacja świata przedstawionego. Tutaj znowu muszę powiedzieć, że była ona po prostu poprawna.  Ciekawe było to iż autorka bardziej niż na postaciach skupiła się na wizji instytucji Wielkiej Biblioteki, jednak ta pozostała w moim odczuciu niepełna, nie zła, ale też nie dobra. Nie brakowało tu ciekawych intryg i opisów otoczenia bohaterów, a jednak w trakcie lektury wciąż odczuwałam niedosyt, chciałam wiedzieć więcej, zrozumieć ten świat całkowicie, co niestety nie było mi dane i przeszkadzało mi aż do zakończenia powieści. Trudno jest mi określić czego dokładnie brakowało w kreacji świata, skoro pozornie zawierał wszystko co powinien, ale to poczucie pewnego rodzaju zagubienia, było frustrujące.

Nie mogę jednak odmówić Rachel Taine świetnego pomysłu na samą rzeczywistość i rewelacyjnego, bezstronnego przedstawiania różnych grup istniejących w wykreowanym przez nią świecie. Żadne z ugrupowań mimo przynależności głównego bohaterka nie zostało tu przedstawione jako idealne, autorka zgrabnie manewrowała i przedstawiła nam coraz ciekawsze aspekty poglądów Podpalaczy, Biblioteki, i przemytników. Najciekawsze tajemnice wciąż pozostały niemniej wciąż nieodkryte co daje autorce możliwość rozwoju w kolejnych tomach serii.

Główny bohater Atramentu i Krwi Jess jest postacią dobrze skonstruowaną. Autorka postarała się i nie stworzyła kogoś idealnego, czy irytującego, ale postać łączącą w sobie wiele sprzeczności, ludzką, niecałkowicie dobrą i niezupełnie złego. Najlepszym elementem kreacji chłopaka była jego pospolitość, nie był on najlepszy we wszystkich zadaniach, nie wiedział wszystkiego, miał przyjaciół i ludzi, których denerwował.
Kreacja pozostałych bohaterów była po prostu niezła. Spotkamy tu postaci bardzo skomplikowane, kryjące wiele tajemnic, ale też takie, które definiuje jedna cecha bądź relacja z głównym bohaterem. Nie są to w mojej ocenie bohaterowie całkowicie trójwymiarowi, a jedynie tacy, którzy próbują wyjść poza ramy, ale nie potrafią ich przeskoczyć, więc wystawiają zaledwie czubek głowy. Najbardziej przeszkadzało mi jednak to, że chociaż znałam niektóre postaci, tak z żadną poza głównym bohaterem się nie zżyłam, żadnej szczególnie nie kibicowałam w trudnych sytuacjach i żadnej nie żałowałam, gdy jej żywot dobiegał końca.

Niechaj więc bóg, w którego wierzysz, ma dla ciebie litość.

Gdyby przyszło mi ocenić tę powieść patrząc jedynie na jej zakończenie, przy uwzględnieniu kreacji świata przedstawionego, powiedziałabym że była to historia nadzwyczaj dobra. Mimo najszczerszych chęci nie mogę jednak zapomnieć o bardzo typowym rozwinięciu, średnim  warsztacie pisarskim autorki i nie do końca udanym zbudowaniu postaci Atrament i krew to więc powieść po prostu dobra, z gatunku tych, które czyta się szybko, ale niestety równie szybko się o nich zapomina. Mimo rewelacyjnego pomysłu na uniwersum autorka zbyt często poszła tu bowiem najprostszymi ścieżkami, tworząc lekturę przyjemną, lecz bardzo sztampową w kontekście innych książek tego typu.

Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz