Tytuł polski: Cisza białego miasta
Seria: Trylogia Białego miasta (tom #1)
Autor: Eva García Sáenz de Urturi
Tłumaczenie: Joanna Ostrowska
Wydawnictwo: Muza
W hiszpańskiej Vitorii dochodzi do podwójnego morderstwa,
łudząco podobnego do serii zbrodni sprzed kilkudziesięciu lat. Śledczy Unai
López de Atala ma przed sobą trudne zadanie – musi jak najszybciej rozwiązać
sprawę, uspokoić przerażonych mieszkańców oraz uchronić kolejnych ludzi…
&&&
Jako fanka hiszpańskiej kultury,
która ostatnimi czasy coraz częściej i chętniej sięga po thrillery i kryminały,
nie mogłam oprzeć się pokusie przeczytania Ciszy białego miasta. Moje
dotychczasowe doświadczenie pokazało mi, bowiem, że Hiszpanie nie tylko
posługują się przepięknym językiem w codziennym życiu, ale potrafią za jego
pomocą tworzyć wyjątkowe historie. Historie, w których wszechobecny jest
cudowny klimat, dodający dobrej całości czegoś więcej, sprawiający, że w
trakcie lektury możemy poczuć się jak spacerowicze po malowniczych zabytkach i
krajobrazach. Po przeczytaniu książki Evy García Sáenz de Urturi mogę was
zapewnić, że czego jak czego, ale klimatu tej powieści nie brakuje.
Odkryłem, że jestem dobry w konstruowaniu historii. Są jak szkielet budynku. Potem trzeba go już tylko upiększać, nie sądzisz?
Na kartach tej powieści
obserwować możemy dwie płaszczyzny czasowe, z czego ta odnosząca do przeszłości
podobała mi się o wiele mniej. Dziejące się tam bowiem wydarzenia skupione były
bowiem wokół jednego wątku, który wydawał mi się niepotrzebnie rozwleczony na
tak dużą ilość rozdziałów. Jakkolwiek rozumiem bowiem dlaczego autorka
postanowiła przenieść nas w czasie, odnajduje ku temu wiele logicznych
przesłanek, tak w trakcie ich lektury odczuwałam znużenie, wolałabym, by
zostały one nieco inaczej skonstruowane, by nieco zaangażowały mnie
emocjonalnie, zamiast stanowić jedynie potrzebny do odhaczenia element.
Śledzenie teraźniejszości było
jednak o wiele większą przyjemnością. Wątek bliźniaków był nieco dziwaczny, ale
przez to jeszcze bardziej interesujący, autorka bardzo zgrabnie zabawiła się w
jego przypadku przyzwyczajeniami czytelnika, zagrała z nim w swego rodzaju grę,
niemal do samego zakończenia nie odkrywając wszystkich swoich kart, ale za to
wciąż mieszając w jego głowie Śledczy Unai dobrze zaś wpisał się w tę relację,
a jego punkt widzenia dodawał tej sprawie czegoś więcej. Całą historię dobrze
uzupełniała też więź łącząca detektywów prowadzących śledztwo, ponieważ
opierała się ona na czynach, a nie jak to często bywa na pustych słowach. Nie
zbyt podobał mi się jednak wątek związany z Albą, ponieważ wydawał się nie wnosić
wiele do sprawy, tym bardziej że między bohaterami nie wyczułam żadnej chemii,
co przyczyniło się do tego, że nie potrafiłam im kibicować, zaś strony im
poświęcone przewracałam kompletne obojętna, momentami mając ochotę po prostu je
przekartkować.
Zająć się życiem: wszyscy tego chcemy i nigdy tego nie robimy, pomyślałem.
Jak wiadomo najważniejszym
wątkiem był, jednak ten związany z morderstwami, a ten wypadł bardzo dobrze, chociaż
niestety nierewelacyjnie. Obserwowanie, a właściwie branie udziału w śledztwie
było dla mnie jednak absolutnie cudownym doświadczeniem. Mogłam poczuć bowiem
rozgorączkowanie śledczych, nacisk, jaki jest na nich wywierany przez
przełożonych, ich sfrustrowanie, które sprawiało, że kibicowałam bohaterom
jeszcze mocniej, jak gdyby sprawa dotyczyła mojego miasta. Jakkolwiek okropnie
się czuję mówiąc coś takiego, niezwykle podobał mi się wymyślony przez autorkę
schemat morderstwa, był on bowiem zarazem bardzo skomplikowany (gdy jeszcze nie
poznaliśmy go całkowicie), jak i prosty (gdy dowiedzieliśmy się prawdę), a przy
tym tkwiło w nim coś diabelsko intrygującego, przez to, jak skrupulatnie został
on skonstruowany. Pretensje mam zaś do samego rozwiązania śledztwa, które
okazało się zadziwiająco typowe, jak na tak skrupulatnie budowany wątek.
Domyśliłam się bowiem go już na początku powieści, ale byłam przekonana, że
jest to zbyt oczywiste, że w tak grubej książce pisarka postawi na coś bardziej
pomysłowego i niestety się przeliczyłam. Nie chcę byście, źle mnie zrozumieli –
zakończenie jest logiczne, pasuje do całości, lecz nie zaskoczyło mnie i nie
wpisało się mój osobisty gust, ponieważ jakby na złość, był to ten typ
rozwiązana całości, który lubię najmniej. Sama postać mordercy została zaś
dobrze nakreślona, ale nijak nie wyróżnia się ona pośród innych podobnych sobie
bohaterów.
Powieść urzekła mnie jednak głównie za sprawą klimatu.
Panuje tu bowiem specyficzna mieszanka melancholii miasta i rozgorączkowania w
rozwiązywaniu sprawy, spokojnych odwołań do historii, wymieszanych z
prześcigającą się z czasem teraźniejszością oraz pełną mrocznych niewiadomych
przyszłością. Wydaje się, że autorka namalowała tę książką za pomocą trzech
kolorów: chłodnej bieli, szarości podobnej do brudnych ulic i cegieł tworzących
zabytki oraz domieszki czerwieni, w kolorze krwi kolejnych ofiar oraz szybko
bijących serc bohaterów. I chociaż opisy scenerii nie są tu szczególnie długie,
tak za sprawą dobrego warsztatu Evy García Sáenz de Urturi stworzyły one
wyjątkowo dobre tło dla kolejnych wydarzeń.
Ludzie ze skazą są niebezpieczni, bo wiedzą, że potrafią przetrwać.
Cisza białego miasta nie
rozczarowuje. Utrzymana w rozgorączkowanej atmosferze śledztwa, splecionej z
melancholijnym klimatem hiszpańskiego miasta, powieść poszczyć się może wieloma
naprawdę dobrze skonstruowanymi wątkami, w tym także tym najważniejszym, którego ogromna, choć nie przesadzona zawiłość wciąga czytelnika w swój świat i nie wypuszcza go aż do samego końca. Nie przeraźcie się sporą objętością tej książki, ponieważ za sprawą dobrze skonstruowanej historii i dobrego warsztatu autorki czyta się ją niezwykle przyjemnie i co ciekawe bardzo szybko. Z niecierpliwością będę rozglądać się za następnymi tomami tej serii, a Was mam nadzieję, zachęciłam do lektury powieści Evy García Sáenz de Urturi.
Moja ocena:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)
Za możliwość przedpremierowej lektury serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz