Tytuł oryginału: Los riotos de agua
Tytuł polski: Rytuał wody
Autor: Eva García Sáenz de Urturi
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko
Wydawnictwo: Muza
Hiszpańska Vitoria jeszcze nie otrząsnęła się z tragedii, która ją spotkała, a będzie musiała się zmierzyć z kolejną zbrodnią.
W górach znaleziono ciało kobiety, która została utopiona w celtyckim kotle z wodą i powieszona za nogi na drzewie. Co więcej okazuje się, że ofiara była w ciąży i była pierwszą dziewczyną śledczego Unaia
Rytuał wody przyciąga wzrok już
za sprawą prześlicznej okładki, na której nie brakuje pięknie wyróżnionych
elementów, a kontrast między ilustracją niebieskiego oka i czarno-białego tła
dodaje tej okładki czegoś wyjątkowo, i sprawia, że książka pięknie ozdobi każdą
biblioteczkę. Jednak to nie śliczna oprawa wpłynęła na to, że sięgnęłam po tę
powieść, a nazwisko autorki i fakt, że jest to kontynuacja Ciszy białego
miasta, która bardzo mi się podobała. Czy było warto tak się śpieszyć z lekturą
drugiego tomu?
Życie potrafiło być piękne, kiedy nie upierało się, żeby być złośliwe.
Podobnie jak w przypadku
pierwszej części, w Rytuale wody przeplatają się ze sobą dwie płaszczyzny
czasowe. Tutaj jednak wątek toczący się w przeszłości został poprowadzony o
wiele lepiej – było go o wiele mniej, dzięki czemu nic nie zostało tu
niepotrzebnie rozwleczone, a autorka mogła skupić się na kwintesencji tych
wydarzeń i tym samym potrafiła mnie mocniej zaangażować w całą historię. Co
więcej, bardzo zgrabnie w całą historię zostały wplecione wyjaśnienia pewnych kwestii związanych z
przeszłością głównego bohatera, jak chociażby to dlaczego został on
policjantem, czy dlaczego trzymał przezwisko Kraken.
Tym razem mam zaś pewien problem
z historią toczącą się w 2016 roku Podporą całej książki ponownie stał się
bowiem śledczy Kraken, z którym związanych zostało wiele interesujących
wątków, przy których bohater ten nie stracił na charakterze, ale pojawiało się
też kilka takich, które wypadły po prostu gorzej. Po pierwsze wątek związany z
jego afazją, a więc chwilową utratą mowy, który w żadnym momencie powieści nie
został przez autorkę porzucony i miał realny wpływ na całą powieść. Po drugie
wątek jego brata i dziadka, który może tutaj nie wybrzmiał zbyt mocno, ale
wciąż stanowił ważny element kreacji postaci śledczego. Po trzecie wątek jego
sławy, która potrafiła zarówno przeszkodzić, jak i pomagać w dochodzeniu, co
wypadło bardzo wiarygodnie. Po czwarte wątki związane z bohaterami poprzednich
części, które dawały poczucie, że wciąż znajdujemy się w lubianej przez nas Vitorii i że faktycznie
czytamy kontynuację, znanej nam już historii. I po piąte, ten nieszczęsny
romans z Albą, który najprościej mówiąc, w pewnym momencie zaczął mnie po
prostu irytować, jakkolwiek nie mam nic przeciwko dobrze poprowadzonym
historiom miłosnym. W tej powieści jednak wątek ten ciągnie się przez całą
historię w bardzo nieprzyjemny sposób, ponieważ nie ma tutaj momentu przejścia,
spokoju, lecz wciąż skaczemy z jednej skrajności w skrajność, a więc para, albo
właśnie się rozstaje, albo się godzi i był w tym wszystkim jakiś sztuczny dramatyzm.
Co więcej z przykrością muszę stwierdzić, że o ile w pierwszej części miałam
dość neutralny stosunek do postaci Alby, tak tutaj jej historia nie potrafiła
mnie zainteresować, czy zaangażować, chociaż z pewnością jej współczułam, tak
historię z jej przeszłości po prostu mnie nudziły.
Muszę jeszcze raz wymyślić siebie, uporządkować swoje życie. Być kimś innym, kimkolwiek, byle nie sobą.
Na dłuższą chwilę warto się
oczywiście pochylić nad najważniejszym w tej pozycji wątkiem kryminalnym, który
wypadł po prosty bardzo dobrze. Zacznijmy jednak od tego, że już sam pomysł na
morderstwa związane z rytuałem wody, pozwolił autorce ponownie świetnie
wykorzystać przestrzeń, w której toczy się akcja, a więc piękną Vitorię, i chociaż
zabrakło tutaj nastrojowych opisów uliczek, czy kafejek, tak opisy przyrody
potrafiły mi to w pewnym stopniu wynagrodzić. Samo śledztwo był zaś niebywale
zawiłe, a przez to na każdym kroku, na śledczych oraz na samego czytelnika,
czyhało coś nowego, a to kolejne kłamstwo, a to rzucona między wierszami
prawda, dzięki temu, jak umiejętnie poprowadzona została tu akcja. Autorka świetnie bawiła się z naszymi wyobrażeniami,
wysyłając nam wiele sprzecznych sygnałów, powieść tę czytało się niebywale
wręcz dobrze – było tu napięcie, sporo niewiadomych, kłamstwo wciąż mieszało
się z prawdą, a sprawca zbrodni okazał się niebywale ciekawą do obserwacji
postacią. Samo zakończenie śledztwa, gdybym próbowała je teraz streścić (czego
oczywiście nie zrobię, byście mogli samodzielnie rozwikłać tę zagadkę),
wydawałoby się zdecydowanie zbyt przekombinowane, a jednak autorka tak zgrabnie
pisze i tak umiejętnie poprowadziła kolejne postaci, że okazało się po prostu,
bardzo dobre, może nie ogromnie zaskakujące, ale z pewnością satysfakcjonujące.
Pozwolicie jednak, że ostanie
kilka stron tej powieści posyłam w zapomnienie, ponieważ były okropnie
melodramatyczne i przepraszam, że to mówię, ale dla mnie po prostu śmieszne.
Los ma bardzo zły gust i okrutne poczucie humoru.
Nie będę ukrywać, że chociaż wątek
kryminalny wypadł w Rytuale wody niezwykle dobrze, tak cała książka wzbudziła
we mnie dość mieszane odczucia. Jak na moje oko za dużo tu bowiem wątku
obyczajowego, który tym razem, niewiele dodawał całości, a wręcz przeciwnie
trochę jej zabrał, postaci drugoplanowe gdzieś tu zniknęły, podobnie jak klimat
Vitorii. Niemniej dla tego najważniejszego wątku, dla ponownego spotkania z
Krakenem i dla dobrego stylu Evy Garcí Sáenz de Urturi moim zdaniem warto sięgnąć po tę
kontynuację, bo można przy niej po prostu dobrze się bawić. Ja mimo wszystko z niecierpliwością będę oczekiwać na ostatni tom trylogii Białego miasta, bo wiem na co stać tę autorkę.
Moja ocena:
★★★★★☆☆☆☆☆
(przeciętna)
Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza. ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz