Ariana | Blogger | X X

24.01.2020

Złodzieje kradną, wrony kraczą, a Leigh Bardugo potrafi pisać książki, czyli trochę o moich wrażeniach po lekturze dylogii "Szóstka wron"



O książkach Leigh Bardugo słyszałam wiele dobrego, ale jakoś nigdy nie miałam szczególnej ochoty na ich lekturę. Zmieniło się to dopiero dwa lata po premierze drugiego tomu dylogii i to tak naprawdę tylko dlatego, że miałam ochotę przeczytać coś przygodowego, a akurat te powieści miałam pod ręką. Sięgając po Szóstkę wron, nie spodziewałam się, że przedstawiona tam historia tak bardzo będzie przypominać mi pewną serialową produkcję i, że nie będzie mi to przeszkadzać, a wręcz przeciwnie będzie to stanowiło jej sporą zaletę. Nie spodziewałam się też, że mimo pewnych wad, ten cykl aż tak mi się spodoba. Nie mogąc zebrać jednak swoich myśli w jeden spójny tekst, zapraszam Was na wpis, w którym w punktach pokaże Wam moje wrażenia po lekturze wspominanego cyklu.

Te kilka elementów, które zwróciły moją uwagę w trakcie czytania Szóstki Wron i Królestwa Kanciarzy…

  • Bohaterowie. Powiedzieć, że bohaterów było tu sporo, to jakby nic nie powiedzieć. Postaci było tu bowiem naprawdę dużo, bowiem samych głównych bohaterów było tu aż sześciu. Siłą rzeczy, więc wątki niektórych z nich interesowały mnie bardziej (Kaz, Jasper, Wylan), inne zaś mniej (Matthias, Inej, Nina). Najważniejsze jest jednak to, że autorce udało się wykreować ciekawych i wyjątkowych, bohaterów, z własnymi charakterami, interesującą przeszłością, i ciekawym wątkiem w teraźniejszości. Co więcej, Leigh Bardugo nakreśliła główne postaci występujące w tej dylogii, w taki sposób, że obserwowanie tego, jak stopniowo się zmieniają, dzięki temu, jak konsekwencje i jakby w swoim własnym, nieśpiesznym tempie toczyły się owe przemiany, dawało mi naprawdę dużo satysfakcji. Bohaterowie drugoplanowi zaś wypadli po prostu dobrze, stanowiąc ciekawych przeciwników bądź towarzyszy Grupy Szumowin.
  • Kaz Bekker. Wiem, że mówiłam już o bohaterach, ale muszę poświęcić Kazowi osobny podpunkt, bo to w moich oczach postać absolutnie tego warta. Postać, która jest po tej ciemnej stronie mocy, czarny charakter, którego autorka nie starała się nijak upiększać, ani usprawiedliwiać, tak jak to często ma miejsce, gdy autorzy tworzą miłe złe postaci, które udają złe, ale tak naprawdę muszą być na tyle dobre, żeby rozkochać w sobie czytelnika, bądź muszą przejść szybką, ogromną przemianę. Kaz nie jest jednym z tych bohaterów. Jest za to bohaterem zepsutym do szpiku kości, przesiąkniętym chęcią zemsty, okrutnym, oziębłym bezwzględnym, wręcz pozbawionym sumienia (jego uczynki, o których mowa w tym dylogii są naprawdę przerażające), którego nic nie usprawiedliwia. Poza mrocznym charakterem Bekker pochwalić się może także naprawdę bystrym umysłem, niesamowitą charyzmą i historią z przeszłości, która przyprawia o gęsią która. Wszystko to stworzyło postać, której za żadne skarby nie chciałabym spotkać w prawdziwym życiu, ale o której przygodach, mogłabym czytać chyba bez końca. Cóż mogę więcej powiedzieć? Legenda Brudnorękiego oczarował także i mnie, biedną czytelniczkę.
  • Wątek napadu. Plany konstruowane przez bohaterów tej powieści były, nie ma co ukrywać, szalone, pokręcone, wybitnie skomplikowane, wielo, wieloetapowe, i po prostu nierealne i nienormalne w jednym. I to właśnie dzięki tym planom dylogia Szóstki wron jest tak dynamiczna, a przy tym potrafi zaskoczyć, a sama historia w niej przedstawiona jest po prostu rewelacyjna. Naprawdę niewiele jest tu bowiem tak naprawdę jakichkolwiek przestojów, a jeżeli już takowe się pojawiają, to są po prostu potrzebne, by nabrać oddechu przed kolejną akcją. Ciekawym rozwiązaniem było także to, że po przeczytaniu opisu danego planu, odnosiłam wrażenie, że mniej więcej wiem, jak będzie wyglądać cała akcja, ale w chwili, gdy bohaterowie zaczynali realizować dane zadanie, zawsze znalazł się jakiś element, który nie był tak oczywisty. Naprawdę fajne było także to, że gdy wydawało mi się, że mogę być spokojniejsza o losy poszczególnych bohaterów, autorka zaskakiwała mnie jakąś akcją.
  • Wątki miłosne. Nie będę ukrywać, że już przy okazji pierwszego spotkania bohaterów, bardzo łatwo można połączyć poszczególne postaci w pary, ale ta przewidywalność nijak nie przeszkadzała mi w trakcie lektury, bo po prostu czułam chemię między bohaterami, widziałam to, w jaki nienachalny sposób poszczególne postaci wpływały na siebie, to jak powoli zmieniali się wzajemnie, chociaż pewnie oni sami nie zdawali sobie nawet z tego jeszcze sprawy. Odpowiadało mi także to, że scen miłosnych w tej książce było naprawdę niewiele, dlatego każda z nich była niejako wyczekiwana przeze mnie, i przez to wypadała po prostu lepiej.
  • Wątek fantastyczny. Wątek ten odegrał w tej historii o wiele mniejszą rolę, niż się spodziewałam i dobrze. Chociaż kryje się w nim bowiem naprawdę ciekawy pomysł, tak bez niego, musiało tu być więcej kombinowania, planowania, oszukiwania, czyli tego, co w tym cyklu polubiłam najbardziej.
  • Świat przedstawiony. Katterdam to miejsce brudne, pełne zła i okrucieństwa, miasto oszustów, złodziei, morderców, gangów, a także „naiwnych głupców”, „łatwych celów”. To miejsce, w którym żaden z nas nie chciałby się znaleźć, a jednak czytanie o nim potrafi zaintrygować, dzięki temu, jak wiele tajemnic skrywa. To w końcu miasto, które stanowiło naprawdę dobre tło dla całej historii, ponieważ ubogacało całą historię, czynią ją nieco bardziej realną (o ile można mówić o realności w kontekście napadu na bank organizowanego przez nastoletnich członków gangu…
  • Styl pisania. Te książki przepełnione są akcją, dlatego naprawdę dobrze się zdarzyło, że Leigh Bardugo potrafi naprawdę dobrze pisać, dynamiczne sceny, prawda? Niemniej autorka potrafi pisać także o miejscach, o relacjach, o bohaterach… A nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że potrafi pisać tak ogólnie, z lekkością, za pomocą niezbyt skompilowanego słownictwa, dzięki czemu tę serię czyta się naprawdę dobrze, kolejne karki przepływają przez palce, ponieważ dialogi bywają cięte, a retrospekcje i opisy, zostały skonstruowane w taki sposób, że nijak nie nudzą.
  • Zakończenia. Pierwszy tom skończył się w moich oczach w niezły, chociaż stosunkowo prosty sposób. Zakończenie drugiej części było zaś dobre, chociaż nieidealne, podobało mi się jednak to, że było one otwarte, ale w ten przyjemny sposób, gdy autor udzieli odpowiedzi na najważniejsze pytania, ale pozostawia otwartą furtkę dla wyobraźni czytelnika w tych mniej istotnych kwestiach.



Podsumowując 

Dylogia Szóstki wron miała w sobie to dokładnie to, czego oczekuję po dobrej książce przygodowej – wiarygodnych bohaterów i ciekawe relacje między nimi, (i stosunkowo niewiele scen romantycznych!) oraz bardzo dynamiczną akcję, a przy tym i odrobinę okrucieństwa i szaleństwa. Co więcej, została ona napisana w naprawdę przystępny i przyjemny w lekturze sposób, dzięki czemu czytało się ją jeszcze lepiej. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to książka idealna, a jednak nie mam najmniejszej ochoty doszukiwać się w niej niedociągnięć, ponieważ jej czytanie sprawiło mi ogromną frajdę, a to już zdecydowanie o czymś świadczy.


Ocena całego cyklu:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobry+)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz