Nie będę po raz kolejny zanudzać
Wam moją historią o tym, kiedy i dlaczego zaczęłam czytać książki dla własnej
przyjemności. Wystarczy, chyba że powiem, że bardzo długo nie lubiłam czytać, a
gdy to w końcu się zmieniło, no cóż, każda kolejna książka wydawała mi się
jeszcze lepsza od kolejnej. Zakładając tego bloga i zaczynając pisać opinie o
konkretnych tytułach, byłam tak naprawdę bardzo nowa w świecie książek i jeśli
mam być całkowicie szczera, byłam też bardzo bezkrytyczna względem kolejnych
historii, nie myślałam o ich wadach, w zamian za to w całości pochylałam się
nad ich zaletami. Bardzo rzadko pisałam też o tytułach, które mi się nie
podobały, ponieważ wydawało mi się, że nie ma sensu krytykować czegoś, co może
spodobać się komu innemu. Jak możecie się domyślić w ciągu tych pięciu lat moje
podejście do opinii i do książek bardzo się zmieniło i to właśnie o tym –
dlaczego tak się stało, jak się zmieniłam i czy cieszę się z tych zmian,
dzisiaj Wam opowiem.
"Lubię krytykować"
Niedawno przeczytałam wiadomość,
której nadawca zasugerował, że patrząc na moje ostatnie wpisy, krytykowanie
książek sprawia mi chyba po prostu przyjemność, nie ma bowiem innego
wyjaśnienia tego, że wciąż wybieram książki, które uważam za słabe. Prawda jest
jednak o wiele prostsza: staram się nie zamykać w sztywnych ramach, próbować
nowych gatunków, dawać szanse nowym autorom i sprawdzać przeróżne tytuły, które
zaciekawiły mnie z jakiegoś względu. Konsekwencją tego postępowania jest zaś
to, że zdarza mi się sięgać po tytuły, które koniec końców uważam po prostu za
słabe. Zdarzają się zarówno takie okresy, gdy czytam kilka bardzo dobrych
tytułów po sobie, a także takie, jak ostatnio, gdy kolejne powieści po prostu
mi się nie podobają.
Co więcej, mogę z całą pewnością
powiedzieć, że gdybym tylko mogła, z chęcią sięgałabym tylko po książki, które
by mi się podobały, albo może nawet same takie, które podbijałyby moje serce.
Nie jestem jednak w stanie tego zrobić, przesiać tytułów, mieć
Próg startowy
Pięć lat temu zaczynając książkę,
dawałam jej w głowie dziesięć na 10 gwiazdek i z różnych powodów tę ocenę
obniżałam. Dzisiaj nie mam w głowie żadnej konkretnej wartości przypisanej
danej powieści i dopiero w chwili, gdy kończę daną historię, zaczynam się
zastanawiać: czy książka mi się podobała? Czy mogę uznać ją za dobrą? Czy po
prostu była niezła i zapewniła mi jedynie chwilę rozrywki? I tak dalej, i tak
dalej. Czasami jest tak, że od razu po skończeniu książki wiem, że była słaba
bądź rewelacyjna. Czasami po lekturze wystawiam daną ocenę, a kilka dni później
ją obniżam lub podwyższam. A czasami muszę poważnie się zastanowić nad tym, czy
i jak bardzo podobała mi się dana historia.
To czy dana pozycja zaczyna w
mojej głowie od dziesiątki, czy też jako pusta karta robi jednak, w moim
przypadku, zasadniczą różnicę.
Na ogół vs na gatunek
Kiedyś oceniałam to, jaka jest w
moich oczach książka na podstawie ogółu książek. W pewnym momencie zdałam sobie
jednak sprawę z tego, że naprawdę trudno jest odnaleźć taki ideał książki i że
trudno jest porównywać słodkie i przewidywalne New Adult z mrocznym na ogół
kryminałami. Dlatego dzisiaj staram się patrzeć na to, jak dana pozycja wypada
w konkretnym gatunku, na to, czy jakoś się w nim wyróżnia, czy może wręcz
przeciwnie ma w sobie to, co z niego najgorsze, a może wypada w nim po prostu
średnio?
W tym punkcie, muszę przyznać, że
wciąż jestem rozdarta i sama nie jestem pewna tego, co i dlaczego robię. Z
pewnością od zawsze staram się, patrzeć na to, co kryje się pod daną oceną
(arcydzieło, bardzo dobra, niezła, słaba itd.), chociaż zdarza się, że dane słowo
gryzie mi się z samą cyfrą. Kolejna kwestia jest taka, że o ile kiedyś nie
wystawiałam jedynek, ponieważ wydawało mi się, że żadna książka nie zasługuje
na taką ocenę, tak dzisiaj boję się 9 i 10. Nie wiem dlaczego, ale nazwanie
książki wybitną bądź jeszcze lepiej arcydziełem mnie przeraża. Nie wiem, czy
mogę idealny romans nazwać wybitnym, chociaż w numerowej skali bez mrugnięcia
okiem dałabym mu
Wiecie ile książek w tym roku
(licząc do dzisiaj, czyli do 28 listopada) otrzymało ode mnie osiem bądź więcej
gwiazdek? 9 na 77 przeczytanych. Dlaczego? Ponieważ od jakiegoś czasu mam
poczucie, że żebym dała książce, co najmniej 8 to musi się ona czymś wyróżnić i
w jakiś sposób mnie ująć, a nie po prostu mi się podobać.
Kiedyś danie książce 10 punktów było dla mnie łatwe, a 9 i 8 latały na lewo i prawo. W zamian za to niegdyś bałam się mieć negatywne zdanie o danym tytule, nie dawałam więc 1, 2, 3, ba nawet z 4 miałam problem, więc pozostawałam słabsze tytuły bez oceny. Tchórzostwo? Być może. Dzisiaj nie mam za to z daniem słabej książce odpowiedniej według mnie oceny żadnego problemu. Niemniej sama siebie postawiłam pod ścianą i nad daniem 8 gwiazdek muszę się długo namyślać.
Mam wrażenie, że im więcej
czytam, tym bardziej do góry rosną moje wymagania, że im więcej czytam, tym
więcej dostrzegam i mniej jestem w stanie wybaczyć. Kilka lat temu nie
pomyślałabym na przykład o tym, czy dialogi wypadają naturalnie bądź czy
książka ma dobre tempo akcji, a dzisiaj zwracam uwagę na jeszcze więcej
elementów. I zdarza mi się myśleć, że to dobrze, że czuję się, na tyle pewnie
by wypunktować to, co mi się nie podoba, nawet jeśli od profesjonalnego
recenzenta dzielą mnie miliony lat świetlnych. Przyłapuję się jednak na tym, że
zdarza się, że taki stan rzeczy mi przeszkadza. Dlaczego? Ponieważ zdarza się,
że odbiera mi on radość z czytania, że zamiast cieszyć się danym tytułem,
zaczynam go prześwietlać z każdej strony, na skutek czego moja opinia o danym
tytule leci mocno w dół.
Jak to jest z Wami? Jak bardzo
zmienił się Wasz sposób patrzenia na książki na przestrzeni lat? Wciąż
wystawiacie książkom oceny na tej samej zasadzie co kiedyś, czy może tak jak u
mnie mocno się na tej przestrzeni pozmieniało? Koniecznie dajcie mi znać w
komentarzach. ;))
Pięć lat minęło jak jeden
dzień...
Na koniec chciałabym Wam ogromnie podziękować za obecność tutaj i za wspieraniu mnie w mojej zabawie recenzenta. Dzisiaj mija bowiem okrągłe pięć lat, gdy wrzuciłam tu pierwszy wpis i właśnie ten fakt zachęcił mnie do przemyśleń, które widzicie powyżej. Dziękuję Wam ogromnie za to, że jesteście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz