Ariana | Blogger | X X

25.07.2021

Tam gdzie ludzie spotykają się z bogami, a losem rządzi przeznaczenie


Tytuł oryginału: The Song of Achilles 

Tytuł polski: Pieś o Achillesie 

Autor: Madeline Miller

Tłumaczenie: Urszula Szczepańska 

Wydawnictwo: Albatros 

Patroklosowi brakuje tego wszystkiego, co ma Achilles. Jest wygnańcem – dziwnym, słabym i nic nieznaczącym. A jednak pewnego dnia między chłopcami zadzierzga się nić przyjaźni… Kiedy po latach Grecję obiega wieść o porwaniu do Troi pięknej Heleny, Achilles, uwiedziony obietnicą nieśmiertelnej sławy, z innymi bohaterami gotuje się do walki. Razem z nim rusza Patroklos. Jeszcze nie wiedzą, że na polach pod Troją los upomni się o swoje – niezależnie od prób, które podejmą, aby go oszukać. To opowieść o bogach, królach, nieśmiertelnej sławie i ludzkich uczuciach.\

(fragment opisu wydawcy)


&&&
 

Zwykle nie sięgam po książki, w czasie gdy są one szczególnie popularne, ale ostatnimi czasu zrobiłam to już dwukrotnie. Pierwszy raz przy Beach Read, które zachęciło mnie obietnicą idealnej historii na lato. I teraz  po raz drugi, przy okazji Pieśni o Achillesie, o której nie tylko słyszałam mnóstwo zachwytów jeszcze przed jej polskim wznowieniem, ale która to ponownie zainteresowała mnie samą tematyką, której dotyka. Czy i tym razem było warto? Czy pod tą piękną oprawą kryje się piękne wnętrze?


 To nie zabójstwo było powodem mojego wygnania, tylko brak przebiegłości.


Mówiąc o tej książce, muszę, tak naprawdę, podzielić ją na trzy części, ponieważ o każdej z nich mam zupełnie przemyślenia.

Sam początek tej powieści to moja absolutnie ulubiona część. Czytanie o młodym Patroklosie i jego losach, a także o rodzącej się między nim i Achillesem więzi, było dla mnie czymś absolutnie cudownym. Sposób w jaki Madeline Miller napisała tę historie, sprawił, że czułam tutaj niemal baśniową atmosferę, coś nieuchwytnego i magicznego, gdzie naiwności łączyła się z przepowiedniami, ludzkie losy spotykały się z boskimi, a między dwójką chłopców stawało coraz więcej przeszkód, ich zaś, wbrew wszystkiemu coraz więcej zaczynało łączyć. Uwielbiam czytać o bohaterach dziecięcych i o tym jak zmieniają się na przestrzeni historii, a tutaj było tego naprawdę sporo. Na tym etapie czułam się oczarowaną atmosferą, zafascynowana historią i wpatrzona w bohaterów.

Nasi bohaterowie musieli jednak dorosnąć, a cała historia przeniosła się do Troi. Przez pierwsze kilkanaście stron tej części było całkiem nieźle, ale potem zostałam wyrwana z transu. Jeśli powiem, że zaczęłam się nudzić, użyję zbyt dużego słowa, ale niewątpliwie zaczęłam czuć się nieco znudzona. Rozumiem dlaczego nie mamy tutaj wielu scen bitwy, ale jednak czytanie o Patroklesie czekającym na Achillesa i snującym się po obozie, nie sprawiało mi zbyt wiele przyjemności. Miałam wrażenie, że pozornie coś się dzieje, lecz mi całość zaczęła się dłużyć i przyłapywałam samą siebie na tym, że co chwilę zerkam na licznik stron, czekając tylko na rozwiązanie całej historii, która jak na złość miała jeszcze trwać przez dobre kilkadziesiąt stron.


- Nie masz więcej wspomnień?

Składam się z samych wspomnień.


Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego nie potrafię pokochać i tej części historii, i prawda okazała się, jak to zwykle bywa, zaskakująco prosto. Podczas gdy inni zachwycają się tym, jak Madeline Miller napisała bohaterów tej historii, jak sprowadziła ich na ziemie, ja, kompletnie tego nie czułam. Chciałam nie tylko sprowadzenia ich na ziemie, ale też zobaczyć w nich ludzi. Tymczasem, udało się to jedynie w przypadku Patroklesa, który jest narratorem całości, więc miałam okazje poznać jego myśli, pozostali bohaterowie zostali przynajmniej moim zdaniem gdzieś w mitach, zbyt daleko ode mnie, bym mogła im kibicować, czy nawet współczuć. Nie polubiłam Achillesa, nie potrafiłam zrozumieć zachwytu jakim darzył go narrator, ponieważ był on dla mnie po prostu figurą postawioną na piedestale, które nie tylko była mi kompletnie obojętna, ale w pewnym momencie zaczęła mnie też irytować.

Właśnie dlatego czytając zakończenie tej historii, które na własny pożytek nazwałam, trzecią jej częścią, chociaż jest zdecydowanie krótsze, nie uderzyło we mnie emocjonalnie. Liczyłam na to, że się zachwycę i wzruszę się tak mocno, jak wszyscy inni, ale tak się nie stało. Uważam, że zakończenie napisane przez Madeline Miller było bardzo dobrze przemyślanie, mogę chyba nawet powiedzieć, że starając się spojrzeć na nie obiektywnie, widzę w nim coś pięknego, rozumiem, dlaczego inni uważają je za rewelacyjnie. Niemniej na poziomie emocjonalnym… Oczekiwałam mocnego uderzenia, a dostałam pstryczek w nos. Może to kwestia zbyt wysokich oczekiwań, może tego, co mówiłam o moim stosunku do bohaterów w tej książce, może byłam już zbyt zmęczona całą historią, by coś poczuć, a może to wina czegoś jeszcze innego, nie wiem. Wiem za to, że nie wzbudziło ono we mnie większych emocji.


 Wymień jednego bohatera, który był szczęśliwy.


Myślę, że Pieśń o Achillesie na poziomie samego pomysłu to rewelacyjna książka, co więcej sposób, w jaki Madeline Miller pisze, dodał jej czegoś magicznego. Mam poczucie, że rozumiem czym zachwycają się inni, ale nie mogę powiedzieć, bym odczula ten zachwyt na sobie. Liczyłam mimo wszystko na trochę więcej człowieczeństwa w tej historii, na sprowadzenie mitu na ziemię, a dostałam mimo wszystko szerzej opisany mit. Uważam, że to dobra książka, ale dla mnie, nie rewelacyjna. 

 

Moja ocena:

★★★★★★☆☆☆☆

(dobra) 


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz