Ariana | Blogger | X X

25.09.2022

Czułam się jakbym czytała pierwszą tego typu historię w życiu, czyli krótko o trylogii "Okrutnego księcia"


     



Cztery dni, trzy tomy, a piątego dnia na dokładkę jeszcze przeczytałam jeszcze dwa dodatki. Tak wyglądała moja przygoda z trylogią Okrutnego Księcia, mimo że długo w ogóle nie interesowałam się tym tytułem. Gdy jednak usłyszałam w podcaście Czytu Czytu, o czym tak naprawdę są te książki, zamiast opierać się na własnych domysłach, wiedziałam, że chcę je przeczytać. 

I przeczytałam, a raczej powinnam powiedzieć, że pochłonęłam. Wciągnęłam się w tę historię bowiem niesamowicie i bawiłam się przy niej tak dobrze, jakbym znowu była nastolatką i czytała pierwszą tego typu historię w życiu.


 Nie ma sensu walczyć, jeśli nie zamierzasz zwyciężyć.


Wszystko to za sprawą tego, jak wiele jednocześnie toczy tu się wątków, jak dynamicznie zmieniają się relacje między bohaterami i jak to wszystko wpływa na samych bohaterów. Trzy siostry, z czego każda z zupełnie innym pomysłem na siebie. Ojczym, którego powinno się nienawidzić, ale jednak chce się jego dumy. Macocha ze swoimi sekretami. Walka o władze, szpiedzy i książęta z różnymi pomysłami na siebie, a gdzieś w tym wszystkim także wątek bycia człowiekiem w świecie magicznych stworzeń. Ja jestem ogromną fanką wątku sióstr, w którym nawet jeśli nie wszystkie decyzje podejmowane przez bohaterki, mi odpowiadały, tak naprawdę byłam w stanie je zrozumieć. I to łączy się z moim drugim ulubionym wątkiem, czyli próbą odnalezienia się jako człowiek.

 

Wątku romantycznego, co do którego widziałam najwięcej zastrzeżeń, jest tu zaś naprawdę niewiele i moim zdaniem to wychodzi na dobre tej książce, bo w tym wątku widziałam najmniej potencjału, wydawał mi się on po prostu najmniej ciekawy. Niemniej jeśli już wybija się na pierwszy plan, to robi to całkiem zgrabnie i mam poczucie, że wpisuje się w całą tą brutalną elfią rzeczywistość, którą stworzyła autorka.

 

Zamiast się bać mogłabym być kimś kogo inni by się bali.


Sama kreacja świata elfów też niezwykle mi się podobała, bo jawił mi się on jako niezwykły, wyciągnięty jakby z mrocznych baśni, piękny, ale też pełen często bezcelowego okrucieństwa. Co ważne, a wcale nie takie oczywiste, nie miałam też, ani przez moment, wrażenia, że autorka łamie, czy nagina ustanowione przez siebie zasady, wręcz przeciwnie miałam poczucie, że ona dokładnie wiedziała, co robi od początku i po prostu konsekwentnie się tego trzyma.

 

Muszę też odnieść się do samego zakończenia trylogii, które uważam po prostu za niezłe, bo samo rozwiązanie pewnych kwestii wydawało mi się w momencie lektury, nie tylko zaskakujące, ale na swój sposób, mimo wszystko nieco zabawne. Miałam gdzieś bowiem z tyłu głowy myśl o ekranizacji i pewnych scen, chyba nie chciałabym widzieć w takiej formie. Myślę. że liczyłam jednak co się innego, mocniej uderzającego w moje emocje. 


 Kłamstwa pojawiają się nawet tam, gdzie nie ma kłamców.


Słowem podsumowania mogę powiedzieć chyba tylko, że to jak szybko przeczytałam tę trylogię, mówi samo za siebie. Naprawdę nie pamiętam, kiedy pochłonęłam ostatnio jakąś serię z takim zaangażowaniem, jak to miało miejsce w tym przypadku. Pochłonęłam, pokochałam i polecam, jeśli szukacie czegoś angażującego, z ciekawymi bohaterami i kilkoma zwrotami akcji po drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz