Z maratonu, w którym wzięłam udział w zeszłym roku, pamiętam jedynie ogromną dumę, która towarzyszyła mi, gdy podsumowywałam przeczytane przeze mnie książki. W tej edycji nie było już tak kolorowo, ponieważ brakowało mi najważniejszego – czasu. Za mną, bowiem wyjazd w rodzinne strony (piątek), dzień spędzony z kuzynostwem (sobota) oraz chrzest małej Nikoli (niedziela). I oczywiście przed akcją zdawałam sobie sprawę z czekających mnie zajęć, jednak nie wszystko odbywało się w takim czasie, jak to przewidywałam, i tak jazda samochodem zamiast czterech godzin zajęła dwie, a w dodatku miała miejsce o takiej porze, że niemal całą spędziłam śpiąc.
Książką, którą czytałam w
poniedziałek było Był sobie pies i muszę przyznać, że książkę niemal połknęłam,
dzięki lekkiemu stylowi autora, jednak sama treść nie spełniła moich bardzo wysokich oczekiwań. Według mnie powieść ta zasłużyła na solidne siedem punktów na dziesięć, chociaż nie potrafię napisać o
niej dłuższej opinii. We wtorek w moje łapki wpadł zaś zbiór reportaży Polska
odwraca oczy i jedyne co mogę o nim powiedzieć to: wstrząsający i wywołujący
złość. Oceniłabym go mianem bardzo dobrego. W środę zaczęłam czytać Messi.
Biografia, ale tego samego dnia, gdy byłam w około jednej trzeciej książki,
musiałam ją zwrócić znajomemu, straciłam też ochotę na rozpoczynanie kolejnej
powieści. Czwartek upłynął na wizycie w galerii handlowej oraz pakowaniu się,
nic owego dnia nie zdążyłam przeczytać. O pozostałych trzech dniach już
wspominałam, dodam tylko, że w piątek skubnęłam dwadzieścia stron Piątej Fali i jak na razie książka bardzo mi się podobała.
Udało mi się, więc wypełnić trzy
kategorie na siedem, co daje około 820 stron i nie jest rewelacyjnym wynikiem, jednak będąc świadomą okoliczności, które mi towarzyszyły, uważam, że wynik ten nie był najgorszy.
A jak to było z wami? Mieliście
wystarczająco czasu i chęci, by podołać wszystkim wyzwaniom?