Tytuł polski: Atrament i krew
Seria: Wielka Biblioteka (tom #1)
Autor: Rachel Caine
Tłumaczenie: Julia Wolin
Wydawnictwo: Amber
Biblioteka Aleksandryjska nie spłonęła, lecz żyję i ma kontrole nad największą potęgą na świecie – wiedzą.
Jess, wychowany w rodzinie szmuglerów chłopiec, całe swoje dzieciństwo spędził pracując dla ojca, w imię zysku ryzykując własnym życiem. Teraz jego ojciec ma dla niego o wiele bardziej niebezpieczne zadanie... Ma zostać szpiegiem w Wielkiej Bibliotece.
&&&
Lubię czytać książki, o których wcześniej nie słyszałam.
Takie pozycje wydają się czymś niezwykłym, zagadką, która tylko czeka na
przeczytanie, a później wraz z kolejnymi stronami powieści, na pewnego typu
rozwiązanie, na wydanie opinii, niezależnej od nikogo ani niczego wcześniej.
Atrament i krew to właśnie jedna z takich książek – nie widziałam jej okładki
na żadnym profilu na Instagramie, tytuł ten nie przewinął się przez żadną ze
znanych mi grup książkowych, a nazwisko autorki pozostawało mi obce. Sięgnęłam
jednak po tę pozycję ze względu na zapowiadający ciekawą historię opis
umieszczony na jednej z księgarni książkowych. I nie jestem zawiedziona, ale
zachwycona tym bardziej.
Z trudem rozpoznał w tym napiętym, chropowatym głosie swój własny, tak bardzo przypominał mu głos ojca z tego dnia, gdy Liama powieszono za przemyt książek. Serce ojca zostało roztrzaskane na kawałki, a gdy zaczęło z powrotem bić, było już twarde jak z żelaza.
Mówiąc o rozplanowaniu fabuły (a właściwie jego braku) nie
mogę nie wspomnieć o realizacji tej powieści ze strony technicznej, która nie
wypadła, niestety, najlepiej. Język jakim napisane został Atrament i krew jest
po prostu bardzo nieelastyczny, brakuje mu lekkości i swobody. Wszystko jest tu
aż do przesady poprawne, a przez to sztuczne, momentami niezbyt przyjemne w odbiorze. Pojawia się tu zróżnicowane
słownictwo, kilka naprawdę dobrych fragmentów, jednak przez sporą część tej
powieści odczuwałam dziwny dyskomfort, to iż można było to zrobić po prostu
lepiej.
Nienaturalność w mniejszym stopniu dotyczy dialogów.
Zdarzyło się co prawda kilka kwestii, które brzmiały nie tak jak trzeba, jednak
zdecydowania ich większość wypadła nieźle. Najlepiej prezentowały się dialogi,
w których ukryta jest jakaś ukryta złośliwość, żart – takie przekomarzanki
między postaciami, dodawały tej książce lekkości, wplątywały trafiony humor w
poważne opisy przygód bohaterów.
Jess nie miał na to żadnej odpowiedzi, bo też nie było słów, które sprawiłyby, że łatwiej by się z tym pogodziła. Przypomniał sobie tę chwilę ze swojego dzieciństwa, kiedy z potworną wyrazistością zrozumiał, że jeśli nie będzie taka konieczność, ojciec pozwoli mu umrzeć.
Istotną kwestią w tego typu powieściach jest kreacja świata
przedstawionego. Tutaj znowu muszę powiedzieć, że była ona po prostu
poprawna. Ciekawe było to iż autorka
bardziej niż na postaciach skupiła się na wizji instytucji Wielkiej Biblioteki,
jednak ta pozostała w moim odczuciu niepełna, nie zła, ale też nie dobra. Nie
brakowało tu ciekawych intryg i opisów otoczenia bohaterów, a jednak w trakcie
lektury wciąż odczuwałam niedosyt, chciałam wiedzieć więcej, zrozumieć ten
świat całkowicie, co niestety nie było mi dane i przeszkadzało mi aż do
zakończenia powieści. Trudno jest mi określić czego dokładnie brakowało w
kreacji świata, skoro pozornie zawierał wszystko co powinien, ale to poczucie
pewnego rodzaju zagubienia, było frustrujące.
Nie mogę jednak odmówić Rachel Taine świetnego pomysłu na
samą rzeczywistość i rewelacyjnego, bezstronnego przedstawiania różnych grup
istniejących w wykreowanym przez nią świecie. Żadne z ugrupowań mimo
przynależności głównego bohaterka nie zostało tu przedstawione jako idealne,
autorka zgrabnie manewrowała i przedstawiła nam coraz ciekawsze aspekty
poglądów Podpalaczy, Biblioteki, i przemytników. Najciekawsze tajemnice wciąż pozostały
niemniej wciąż nieodkryte co daje autorce możliwość rozwoju w kolejnych tomach
serii.
Główny bohater Atramentu i Krwi Jess jest postacią dobrze
skonstruowaną. Autorka postarała się i nie stworzyła kogoś idealnego, czy
irytującego, ale postać łączącą w sobie wiele sprzeczności, ludzką, niecałkowicie
dobrą i niezupełnie złego. Najlepszym elementem kreacji chłopaka była jego
pospolitość, nie był on najlepszy we wszystkich zadaniach, nie wiedział wszystkiego,
miał przyjaciół i ludzi, których denerwował.
Kreacja pozostałych bohaterów była po prostu niezła.
Spotkamy tu postaci bardzo skomplikowane, kryjące wiele tajemnic, ale też
takie, które definiuje jedna cecha bądź relacja z głównym bohaterem. Nie są to w
mojej ocenie bohaterowie całkowicie trójwymiarowi, a jedynie tacy, którzy
próbują wyjść poza ramy, ale nie potrafią ich przeskoczyć, więc wystawiają
zaledwie czubek głowy. Najbardziej przeszkadzało mi jednak to, że chociaż
znałam niektóre postaci, tak z żadną poza głównym bohaterem się nie zżyłam,
żadnej szczególnie nie kibicowałam w trudnych sytuacjach i żadnej nie
żałowałam, gdy jej żywot dobiegał końca.
Niechaj więc bóg, w którego wierzysz, ma dla ciebie litość.
Gdyby przyszło mi ocenić tę powieść patrząc jedynie na jej
zakończenie, przy uwzględnieniu kreacji świata przedstawionego, powiedziałabym
że była to historia nadzwyczaj dobra. Mimo najszczerszych chęci nie mogę jednak
zapomnieć o bardzo typowym rozwinięciu, średnim warsztacie pisarskim autorki i nie do końca
udanym zbudowaniu postaci Atrament i krew to więc powieść po prostu dobra, z
gatunku tych, które czyta się szybko, ale niestety równie szybko się o nich
zapomina. Mimo rewelacyjnego pomysłu na uniwersum autorka zbyt często poszła tu
bowiem najprostszymi ścieżkami, tworząc lekturę przyjemną, lecz bardzo sztampową
w kontekście innych książek tego typu.
Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz