Tytuł oryginału: Der Märchenerzähler
Tytuł polski: Baśniarz
Autor: Antonia Michaelis
Tłumaczenie: Reneta Ożóg
Tłumaczenie: Reneta Ożóg
Wydawnictwo: Dreams
Anna całe swoje życie spędziła w ochronnej
bańce. Gdy pewnego dnia nastolatka spotyka
jednak na swojej drodze niebezpiecznego, handlarza narkotyków, jej
ochrona słabnie.
A potem przychodzi miłość, która zamydla
dziewczynie oczy.
Abel ma, bowiem drugą twarz –
łagodnego i fascynującego baśniarza, który snuję własną intrygującą opowieść.
Historia fascynuję Anne do tego stopnia, że dziewczyna nie zauważa czyhającego
na nią niebezpieczeństwa, do chwili gdy jest już za późno.
Co jeśli domysły dziewczyny były
prawdą? Co jeśli oddała swoje serce mordercy?
Spróbuj odgadnąć co w tym świecie
jest fantazją.
Baśniarza poznałam dzięki mojej koleżance, która nie lubi
czytać, a jednak pokochała tę historię. Czy taka rekomendacja nie wydaje się
najlepszą z możliwych? Jak dobra musi być powieść, która wzruszyła twarde
serce? Podeszłam, więc do tej książki z oczekiwaniami, czego staram się nie
robić, a jednak w tym przypadku czuję się usatysfakcjonowania. I załamana
jednocześnie.
- Co ci leży na sercu?
- Nic - odpowiedziała i po chwili dodała: - Świat.
- Tak - odparł Magnus. - Tak wyglądasz, jakby świat leżał ci na sercu.
Zacznę od rzeczy, która bolała mnie najbardziej, czyli od polskiego wydania.
O ile okładka i opis są naprawdę niezłą robotą, o tyle tłumaczenie jest
o-k-r-o-p-n-e. Po pierwsza mnóstwo powtórzeń, które irytowały w tak
dużym nakładzie. Po drugie nie dbałość o interpunkcje, w której błędy pojawiały się nagminne. Po trzecie głupie sformułowania, czego przykładem mogą
być słowa: moje drogie dziecko, pojawiająca się w każdej wypowiedzi Gitty, która
była zaledwie kilka miesięcy starsza od swojej odbiorczyni, no kto tak mówi? Po
czwarte przeskoki w wersach. Jasne, mogłam się połapać, że daną kwestię mówi
już ktoś inny, ale nie powinnam się tego domyślać, powinnam to wiedzieć. W
kilku miejscach zabrakło też wersu przerwy między kolejnymi perspektywami.
Mogłabym oczywiście machnąć na to wszystko ręką i powiedzieć w wydawnictwie też
pracują ludzie, jednak jako kupujący daną książkę chcę otrzymać dobrze wykonaną
pracę, przecież wydaje na to swoje pieniądze.
Michaelis pisze dość prosto, choć
nie można jej odmówić własnego stylu. Niestety nie zawsze sposób w jaki
pisała był dobry, ponieważ w trakcie czytania dość wyraźnie odczuwałam pewne
niedopracowanie. Na przykład w dialogach, które momentami były po prostu zbyt
wyszukane jak na rozmowę nastolatków. Także wtrącanie przez autorkę wyniosłej
myśli w trakcie zwykłego opisu, nie było dobrym pomysłem, ponieważ czasem nie
pasowała ona do sytuacji. Na szczególna pochwałę zasługuje za to sposób w jaki
została napisana baśń i wspomniany już wcześniej prolog, który uważam za małe
arcydzieło.
Ale kogo interesuje później? Później jest zawsze za późno.
Tym co najbardziej mnie zaskoczyło jest fakt, jak ta
książka silnie uzależnia. Pomijając intrygująco skonstruowany prolog przez
pierwsze kilkanaście stron czytamy coś co nazwałabym niejakim wstępem, który
nie wyróżniał się niczym, a wręcz nudził. Potem następuje jakiś
przeskok, przez który zatracamy się w tej historii ostatecznie i nie potrafimy
przestać szukać odpowiedzi na tak wiele pytań, które zadaje autorka.
Pisarka prowadzi tę książkę jakby z dwóch perspektyw. Pierw
opowiada o losach Anny, Abla i Michy w brutalnej rzeczywistości, w którą wkrada
się morderstwo. Później rysuje słowami historię Małej Księżniczki żyjącej w
świecie baśni. I właśnie ta dwutorowość skradła moje serce. Zderzenie dwóch
rzeczywistości, tej pięknej, w której główni bohaterowie żyją w bańce oraz
trudnego życia rodzeństwa, w którym o wszystko muszą walczyć przyniosło
oczekiwany efekt. Ten kontrast spotęgował bowiem wymowę omawianych wydarzeń
oraz sprawił, że w mojej głowie pojawiało się kolejne pytanie bez odpowiedzi.
Strach w niczym nie pomaga. Najgorsze zdarzenia i tak się dzieją, niezależnie, czy człowiek się boi, czy nie.
Bohaterowie wydali mi się największym problem tej książki.
Postaci pierwszoplanowe były wykreowane rewelacyjnie, nawet mimo że Anna
wykazywała się czasem lekkomyślnością, ale nastolatki już tak chyba mają. Abel
jest za to jedną z najbardziej kontrowersyjnych osobowości jakie poznałam. To
chłopak o wielu twarzach z czego niektóre się nienawidzi, inne kocha, a jeszcze
inne woli się pozostawić bez oceny.
Bas za to miał potencjał by stać się wyrazistą postacią, pisarka zgubiła gdzieś po drodze, jednak wytłumaczenie dla jego zachowania, a później także ciekawszą stronę jego osobowości.
Moje największe oburzenie wywołują bohaterowie przewijające się w tle.
Gitte i resztę nastolatków ze szkoły znamy jedynie z faktu, że mają określone
miejsce w grupie oraz z tego, że ćpają, uprawiają seks i tyle. Autorka
zapomniała wspomnieć o tych postaciach choćby słowa kontekście ich charakteru. Poza
tym Michaelis wprowadziła w swojej książce dziwne stereotypy. Co mam na myśli? To, że
ktoś nosi stringi nie czyni z niego dorosłego, a zabawa na sankach nie czyni z
nikogo dziecka - niestety pisarka takie informacje zawarła w swojej powieści. Będąc w wieku bohaterów takie krzywdzące poglądy bolały mnie
podwójnie.
Najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie.
Baśniarz to historia do bólu prawdziwa. To powieść o miłości brata
do siostry, która powinna pokonać wszystko, o miłości dwójki zupełnie różnych
nastolatków, która nie powinna się wydarzyć, o miłości rodzica, która powinna
wyławiać z mroku. Ale słowo powinna zmienia wszystko. Czy i my nie powinniśmy
miłować wszystkich? W tej książce wszystko wydaje się być oczywiste, a
jednocześnie nic takie nie jest.
Po zakończeniu tej lekturze czułam się pogruchotana, a moje serce doznało poważnego upadku. Nie wiedziałam co mam zrobić ze swoim życiem. Teraz, gdy analizuję tę historie z perspektywy czasu, widzę więcej mankamentów niż zaraz po jej skończeniu. Nie zmienia, to jednakże faktu, że autorka wykreowała naprawdę wciągającą historię, którą będę wspominać z niejakim wzruszeniem. Polecam jeśli macie ochotę na książkę młodzieżową z mroczną zbrodnią w tle.
Moja ocena:
★★★★★★★★☆☆
(rewelacyjna-)