Tytuł oryginału: Misty Falls
Tytuł polski: Droga do Misty
Seria: Saga o braciach Benedictach
Autor: Joss Stirling
Tłumaczenie: Julia Chimiak
Wydawnictwo Akapit Press
Misty uważa samą siebie za katastrofę. Tym czego najbardziej w sobie nienawidzi jest jej dar - zdolność do mówienia jedynie prawdy. Gdy dziewczyna poznaje tajemniczego Alexa jest pewna, że chłopak jest poza jej zasięgiem.
W świecie sawantów panuję tymczasem ogromne poruszenie, bowiem nieznany sprawca morduje młodych ludzi obdarzonych niezwykłymi mocami.
Czy jedynie Alex chce odnaleźć drogę do Misty? Jak wielkie niebezpieczeństwo czyha na osiemnastolatkę? Gdzie znajduję się granica życia i śmierci, istnienia i... nicości?
&&&
W seriach, szczególnie tych długich, najtrudniejszą do
przeskoczenie przeszkodą dla autora jest zwykle utrzymanie dobrego (bądź po
prostu równego) poziomu we wszystkich tomach. Kolejnym problemem, z którym
musiała sobie Stirling był fakt, że chociaż wszystkie części opisują historie z
jednego świata, w dodatku ludzi pochodzących z jednej rodziny to każdy tom
powinien móc istnieć samodzielnie. Każda część powinna być, więc równie ciekawa
jak poprzednie i niepozbawiona pomysłu na samą siebie. W już czwartej części Sagi o braciach Benedictach autorka nie
próbowała, jednak zaskoczyć odbiorcy, co zakończyło się według mnie niestety niejako powtórką z rozrywki.
Oprawę tej powieści mogę określić jednym słowem: okej. Nie
uważam, żeby było to małe arcydzieło jak w przypadku dwóch pierwszych tomów serii,
ale jest ładna i schludna, chociaż może ciut zbyt zwykła.
– Ale przecież to sytuacja awaryjna! – Summer uniosła brew.
– Niby dlaczego?
– Bo umieram z ciekawości.
Tytułowa bohaterka Drogi
do Misty jest nastolatką, podobną do wielu dziewczyn w swoim wieku. Niepewna
własnej urody, swoich zdolności, uważająca się za małą porażkę świata Misty ma
w sobie coś sympatycznego, chociaż miewa też momenty, kiedy jest naprawdę
irytująca. Alex zaś jest według mnie postacią niedopracowaną,
wypadającą nijak na tle poprzednich bohaterów męskich z serii. Autorka starała
się dodać mu charakteru smutną przeszłością, jednak odniosłam wrażenie, że
oddziaływało to gdzieś na czwarty plan i wpłynęło na postać chłopaka dopiero na ostatnich stronach powieści, a szkoda.
Kreacja mordercy w moim mniemaniu wyszła Sterling całkiem
dobrze, lecz nie stworzyła ona bohatera, jak po chichu liczyłam, szczególnego. Ogromne
brawa za to należą się pisarce za kreację rodziców Misty, która wyszła naprawdę naturalnie i ukazała
trochę mroków bycia sawantem, oraz powiedziała trochę o postawie ludzi znających ich świat, ale samemu
będącymi zwykłymi ludźmi.
Relacje jak to bywa w wykreowanych przez Sterling świecie
rozwijają się nie tyle szybko, lecz błyskawicznie. Uczucie, które pojawia się
(nie, nie rodzi to nie to uniwersum) między główną parą jest poprawne,
choć przez znaczną część powieści jest między nimi tak cukierkowo, że aż bolą zęby.
Miłość, która połączy nastolatków jest niemożliwa, utopijna i wydaję mi się, że
w pewnym stopniu nieco niezdrowa, jeśli spojrzymy w metrykę bohaterów. Oddanie,
bowiem całych siebie w tak młodym wieku, gdy nawet oni sami nie wiedzą, kim tak
naprawdę są, jacy są, wydało mi się tak bardzo ryzykowane, że aż głupie. Tym,
na co muszę z przykrością zwrócić uwagę jest również fakt, że mimo wszystko
uczucie między Alexem i Misty wydało mi się nieco mdłe, pozbawione tej
iskry, którą miały wcześniejsze stworzone przez autorkę, choć może to jedynie
złudzenie?
Bardzo podoba mi się za to fakt, że autorka nie porzuciła wątków
związanych z relacjami w rodzinie. Wątpliwości ojca Misty, lęk jej matki oraz
ciepłe wspomnienie związane z rodzeństwem stanowią naprawdę cenny element
książki.
Społeczeństwo nienawidziło szczerości. Sawanci różnili się od innych tylko tym, że traktowali mój dar prawy jako stan, z którym należy obchodzić się ostrożnie, jako ułomność, wymagającą terapii. To, że byłam sobą, Misty nie wystarczyło nawet mojemu przeznaczonemu. Nawet mnie samej.
Wątek kryminalny po raz kolejny został poprowadzony dobrze,
chociaż niestety również ponownie bardzo przewidywalne. Jestem niemal pewna, że
dla większości czytelników ani tor, jakim biegnie ta część historii ani winny
morderstw nie będzie nawet trochę zaskakujący. Mimo to książkę wątek ten czyta się z
przyjemnością, dzięki lekkiemu stylowi pisania Stirling.
Myślę, że tym czego wciąż brakuję pisarce i co bardzo
wyraźnie widać także w tej powieści, jest odwaga. Chęć, jeśli już nie
prowadzenia tego inaczej niż zwykle to, chociaż, zakończenia utworu inaczej niż
przyzwyczaiła do tego czytelnika. W czwartej już części z cyklu odczuwam coraz
większe zmęczenie schematycznością kolejnych tomów, ich wtórnością. Chciałabym
skończyć książkę Sitrling i powiedzieć: wow
tego się nie spodziewałam. Niestety nie zapowiada się by kolejne części,
chociaż próbowały mnie zaskoczyć, co uważam za nie do końca rozważne
działanie ze strony autorki. W końcu, co za dużo to nie zdrowo.
Bohaterowie książek, które czytałam, byli zawsze, nieprawdopodobnie pomysłowi, mieli jakąś tajną broń albo plan, żeby pokrzyżować wymierzoną w nich intrygę. Ale może ja byłam tylko pomniejszą postacią – kolejną ofiarą, która zginie w połowie książki.
Czwarty już tom Sagi
o braciach Benedictach okazał się przeciętną kontynuacją poprzednich
części. Droga do Misty idealnie
sprawdziłaby się, bowiem jako druga książka z cyklu, jednak jako czwarta wypada
bardzo blado, a wręcz sprawia, że czuję się zmęczona i znużona wtórnością świata
kreowanego przez autorkę oraz jego bohaterów. Powieść z gatunku tych, które
można przeczytać, by już jutro nic o nich nie pamiętać.
Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)
Gdyby kogoś to zainteresowało to nowy cykl Bitwa na tytuły został czasowo zawieszony z powodu braku zainteresowania. :) Przepraszam też za tak małą aktywność w tym roku, ale chyba udało mi się wreszcie przełamać kryzys czytelniczy, więc powinno być już tylko lepiej.