Tytuł polski: Miejsce egzekucji
Autor: Val McDermid
Tłumaczenie: Aleksandra Szymił
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
W odciętej od świata wiosce Scardale zaginęła dziewczyna. Trzynastoletnia Alison Carter wyszła na spacer z psem i nigdy wróciła.
George Bennett młody inspektor policji, dla którego sprawa ta będzie pierwszą w karierze, stoi przed trudnym zadaniem rozwikłania zagadki, w której brakuje wielu elementów.
&&&
Już, gdy przeczytałam tytuł i
zobaczyłam niezwykle klimatyczną okładkę Miejsca
Egzekucji, widziałam, że jest to pozycja, po którą będę chciała sięgnąć jak
najszybciej. Później przeczytałam jej opis, a moje zainteresowanie wzrosło
niebezpiecznie bardziej. Czułam się zafascynowana pomysłem na tę historię,
chciałam przekonać się, czy naprawdę jest to „najmroczniejsza premiera tego
roku”. Przyjemnym zbiegiem okoliczności okazało się, że Wydawnictwo Papierowy
Księżyc umieściło na swojej stronie wpis, który głosił, że szukają nowych recenzentów.
Wtedy ja, ta nieśmiała, niepewna dziewczyna, która woli się nie wychylać,
pomyślałam, że chociaż spróbuję i napisze maila ze zgłoszeniem, bo co mi
szkodzi? Jak to bywa, okazało się, że warto próbować, czego dowodem jest ta
przedpremierowa opinia jednego z bardziej wyczekiwanych przeze mnie premier
tego roku
Do tego momentu Alison Carter była dla detektywa inspektora George’a Bennetta ważną sprawą. Teraz nabrała symbolicznego wyrazu. Teraz stała się misją.
Mówi się, że to pierwsze kilka
stron najbardziej zapada w pamięć. W przypadku Miejsca egzekucji wprowadzenie oraz prolog zostały napisane z
pomysłem i lekkością, choć już tam autorka jasno powiedziała, że nie będzie to
książka łatwa, czy przyjemna. Już na początku zręcznie zbudowane zostało
również napięcie, a przed czytelnikiem postawione zostały trudne pytania i
zagadka do rozwikłania.
Niestety po zachwycie pierwszym
kilkudziesięcioma stronami dopadło mnie znużenie. Tak, wciąż byłam ciekawa
rozwiązania całej sprawy i wyczekiwałam jakiegoś tropu, jednak napięcie opadło,
a zastąpiło je błądzenie wokoło, z opaską na oczach i wielkim niczym w rękach.
Jak się okazało na jakiś ślad, który był jedynie niewielką poszlaką, przyszło
mi czekać, i czekać, i czekać… Brakowało mi tropów, przestałam być
zainteresowana, a zaczynałam czuć zirytowanie. Wydaje się, że to pozwoliło mi
się utożsamić ze sfrustrowanymi śledczymi, którzy równie mocno, jak ja chcieli
cię czegoś dowiedzieć, lecz okrutny los pozostawiał ich z niczym.
W pewnym momencie, gdy czułam
już, że jedynym, na co mam ochotę, to odłożenie tej powieści i przeczytanie
czegoś bardziej dynamicznego, na wierzch zaczęły wypływać nowe fakty, które pobudziły
moją czujność – w powieści znów zaczęło się coś dziać. Powróciło napięcie, a z
nim mroczny nastrój, który wymagał, żebym skupiła się na najdrobniejszych
szczegółach, bo to one mogły doprowadzić do rozwiązania sprawy. Po gorączkowych
poszukiwaniach przyszedł czas na pierwsze, poważne zaskoczenie, a później na
wyczekiwanie, osądzanie i oczekiwanie na sprawiedliwość. I w tym momencie
historia zbrodni ze Scardale mogłaby się zakończyć, pozostawiając mnie z myślą,
że była to powieść po prostu średnia, która nie zasługuje na większą uwagę.
W niesamowitym świetle księżyca George dostrzegał połacie dzikich pastwisk leżące cicho przy drodze, która przecinała dno doliny na pół. Pod skalnymi ścianami stały przytulone do siebie owce, ich oddech unosił się z parą na mroźnym powietrzu. Kiedy przejeżdżali obok, ciemniejsze pola okazały się obszarem ściętych lasów. George nigdy nie widział nic podobnego. To był sekretny świat, ukryty i odizolowany.
Pojawił się jednak ciąg dalszy,
księga druga, której pierwsza połowa wydawała się niepotrzebna, a przy tym była
niezbyt angażująca, nieco nudna, ale jej ciąg dalszy… Ostatnie kilkadziesiąt
stron przyniosło zaskoczeni i poruszenie, niezwykle ciekawe wydarzenia i
odpowiedzi na pytania, których trudno byłoby się spodziewać. To one ukazują, że
powieść Val McDermid faktycznie posiada jedną z lepiej skonstruowanych zagadek
kryminalnych, jakie było mi dane przeczytać. Dopełniają całość, czynią ją o
wiele, wiele lepszą niż sądzić można po większości stronic.
Miejsce egzekucji nie jest jednym z tych kryminałów, w których
najważniejszą funkcję pełnią bohaterowie, tu o wiele bardziej znamienną funkcję
pełni sama zagadka. Niemniej w powieści postaci zostały wykreowane
wystarczająco dobrze by wzbudzić moją sympatię. Nie poświęcono zbyt wielu
stron, by wgłębić się w ich psychikę, co czyniło ich w znaczącym stopniu
figurami, jednak cechy charakteru, które ujawniały się w dialogach, czy
niewielkich gestach, wystarczyły mi, bym mogła ich uznać za ludzkich. W dodatku
fakt, iż razem z nimi mogłam przeżywać frustrację i radość sprawił, że uznałam
ich za dobrych towarzyszy w lekturze.
– Byłem na nogach pół nocy. Nie miałem humoru. Aresztowałemgo za utrudnianie śledztwa.
George wyglądał na przerażonego.
– Aresztowałeś go?
– Ano. Naprawdę mnie wkurzał
Tym, co zasługuje pochwałę była
kreacja wsi Scardale i mocnych więzi łączących tamtejszych mieszkańców. Stopień
zażyłości między bohaterami wydawał się przerażający, ich zamknięcie na obcych
w obliczu tragedii frustrująca, a jednak w dziwny sposób potrafiłam ich
zrozumieć.
Val McDermid ma dobry styl
pisania, konstruuje opisy, w których kolejne zdania płynnie w siebie przechodzą
i używa wpasowującego się w sytuacje słownictwa. Autorka nie ugrzeczniła
dialogów, pozwalając swoim bohaterom na kilka wulgaryzmów. Nie przekroczyła
przy tym jednak granicy dobrego smaku, a jedynie dodała swoich bohaterom
człowieczeństwa, a sytuacjom realizmu. Nie do końca odpowiadała mi za to pewna
nie emocjonalność niektórych opisów, wydawały się one zbyt suche, jakby
przedstawiały fakt niczym encyklopedia.
Ta Ruth Hawkin to silna kobieta. Myślę, że jeśli się dorasta w miejscu, w którym życie jest tak trudne jak w Scardale, człowiek uczy się uginać, a nie łamać.
Miejsce egzekucji to jedna z tych powieści, które trudno jest
opisać, a jeszcze trudniej ocenić. Moje zaangażowanie w historię wahało się od
minimalnego do najwyższego. Były tu momenty, w których trakcie odłożenie
książki wydawało się niemożliwe oraz takie, w których była to najlepsza opcja,
w obliczu mojego znużenia. Raz napięcie sięgało tu zenitu, kolejne wydarzenia
następowały zaraz po sobie, a raz nie działo się praktycznie nic, powodując
narastanie we mnie frustracji.
Gdyby książka skończyła się po
pierwszej księdze, uznałabym ją za średnią historię, w której zbyt wiele było
przestoi. Księga druga odmieniła jednak mój pogląd na całą historię – zawarte w
niej właściwe zakończenie zaskoczyło mnie i ukazało, jak skomplikowaną historię
udało się stworzyć Val McDermid.
Nie dla fanów porywającej akcji,
ale dla tych cierpliwych, którzy uwielbiają nieoczywiste sprawy.
Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobry)
Za możliwość przeczytania powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz