Ariana | Blogger | X X

19.07.2018

Myśli ukryte w wierszach

Tytuł oryginału Every Last Word
Tytuł polski: Teatr odtrąconych poetów
Autor: Tamara Ireland Stone
Tłumaczenie: Julia Wolin
Wydawnictwo: Amber

Szesnastoletnia Samantha choruje na nerwicę natręctw i ataki paniki, ale nikomu o tym nie mówi, bo nie chce odstawać od popularnych koleżanek...

Pewnego dnia dziewczyna trafia do Teatru odtrąconych poetów, który pokaże jej jak bardzo jest samotna.





&&&

Jest coś fascynującego w czytaniu książek odpowiadających o losach ludzi, którzy muszą się z czymś zmierzyć. W powieściach o poszukiwaniu przyjaźni, miłości, pewności siebie i o chorobach. Chorobach dotykających ciała, które zwykle w widoczny sposób wpływają na życie bohaterów. I o chorobach, które czasem łatwiej można ukryć, tych zmieniających nasze postrzeganie świata, i samych siebie – chorobach psychicznych. Powieści podejmujące się opowiadania o życiu ludzi cierpiących na jakieś zaburzenie są ciekawe już ze względu na poruszaną tematykę, jednak ja lubię je za coś nieco innego. Za to, że jak nic innego uczą mnie empatii. Po zobaczeniu Teatru odtrąconych poetów na półce w księgarni nie mogłam, więc przejęć wobec niego obojętnie, ze względu na poruszany w nim temat.


Podchodzi do biurka i wraca z pudełkiem opakowanym w niebieski papier i przewiązanym dużą białą kokardą. Podaje mi.
- Prezent gwiazdkowy? Niech zgadnę. Lśniący nowiutki mózg? Tym razem zdrowy? – Potrząsam pudełkiem. Cholera, Za lekkie na mózg. 


Powieść Tamary Ireland Stone czyta się błyskawicznie. Rozdziały są tu stosunkowo krótkie, a autorka posługuje się prostym, dostosowanym do swoich bohaterów językiem. Opisów nie ma tu więc zbyt wiele, choć zdarzają się tu wewnętrzne monologi głównej bohaterki. Zostały one jednak na tyle płynnie i swobodnie napisane, że czyta się je przyjemnie, a słowa same przeskakują nam przed oczami. Nieźle wypadły też dialogi, którym raczej nie brakowało naturalności – mogłabym sobie wyobrazić, że moi znajomi wypowiadają dane kwestie.

W książce pojawiło się też kilka wierszy, które miały zostać napisane przez uczestników tytułowego teatru. Nie ma, co ukrywać, nie były to utwory najwyższych lotów. Żadnego z nich nie chciałabym wydrukować i oprawić w ramkę, nawet jeśli, niektóre były całkiem niezłe. Pojawiło się tu też kilka wierszy, które były bardzo proste, w których przypadku trudno jest doszukiwać czegoś więcej, a które mi trudno jest nazwać poezją. Niemniej to, że utworu reprezentowały różne poziomy, ale żaden z nich nie był czymś szczególnie wybitnym, nadało wiarygodności ich pochodzeniu. Trudno przecież sobie wyobrażać, żeby amatorzy, w dodatku nastolatki, piszący pod wpływem chwili tworzyli poematy godne największych autorów.


Zajęło mi dwieście czterdzieści dni
siedem godzin
dwadzieścia sześć minut
i osiemnaście sekund
żeby cię usunąć z pamięci.
Ale jeśli powiesz, że znów mnie chcesz
dzisiaj
albo jutro
albo za dwieście czterdzieści dni
dwadzieścia sześć minut
i osiemnaście sekund,
wszystko wróci.


Co ciekawe głównym tematem powieści wcale nie jest jej choroba, lecz ona sama i jej próby odkrycia własnego ja, i pogodzenia się z przemijaniem czasu. Autorka wykreowała Sam na wiarygodną postać, która może przeżywała czasem zbyt mocno zwykłe sytuacje, (tak jak mają w zwyczaju nastolatki), bywała płytka w swoim doradzaniu innym w kwestii wyglądu (na szczęście robiła to jedynie w myślach) i naiwna, ale to właśnie te drobne niedoskonałości czyniły ją ludzką.

Całkiem dobrze wypadła też kreacja AJ-a, który w końcu nie był chodzącą perfekcją, lecz przeciętym chłopakiem o nieidealnej figurze i twarzy, która nie przypominała antycznych rzeźb. Był kimś może nie całkowicie trójwymiarowym, lecz sympatycznym.

Charakteru, czy krótkiej historii dorobili się również niektórzy „poeci”, ale poza tym trzecioplanowym bohaterom brakowało czegoś bym mogła ich określić pełnoprawnymi postaciami, a nie jednie imionami. Tak, zdarzało się, że niektórym mogłam nadać jedną, dwie cechy, ale to zdecydowanie zbyt mało by stworzyć ciekawe tło, które urozmaicałoby całą historię. O takiej Wielkiej Ósemce nie dowiedziałam się niczego poza tym jaką miały pozycje w grupie bądź, w przypadku niektórych, jaki był status materialny ich rodziców. Trudno jest powiedzieć cokolwiek więcej także o rodzinie główniej bohaterki, która była, bo być musiała, ale do całości nie wnosiła zbyt wiele.

W Auntie Anne’s zamawiam
cudowne, cukrowe i czarodziejskieprecle.
Precyzyjnie przygotowane,
posplatane w kokardy i koncentryczne kręgi,
splecione w słodkich sekwencjach smaków,
śmieją się
i dokonuje się dokumentna destrukcja diety.


Wyjątkowo podobała mi się relacja Samanthy i Aj-a, która była bardzo przyziemna, ale dzięki temu również urocza, choć nieprzesłodzona. Związek ten rozwijał się stopniowo, a między parą nie brakowało chemii, co sprawiało, że przyjemnie się czytało sceny z ich udziałem.
Dobrze nakreślona została również relacja głównej bohaterki z jej terapeutką. Nie brakowało tu głębi i zaufania, co nadawało jej prawdziwości.

Jak już wspomniałam choroby na które chorowała Sam nie odgrywały tu pierwszych skrzypiec, mimo to autorce udało się w pełni realnie nakreślić życie osoby cierpiącej na nerwicę natręctw. To nie choroba determinowała życie nastolatki, lecz wciąż była w nim obecna, nie znikała wtedy kiedy było to wygodne dla autorki. Objawiała się w drobnych elementach, które równie łatwo jak zauważyć było przegapić. Wierzę w wizję nerwicy natręctw, jaka została tu ukazana i mam nadzieję, że moja wiara nie jest dziecinna.


Umiecie ubierać uczucia w słowa i dzielić się nimi z innymi ludźmi. Boję się, że ja mam dar zupełnie przeciwny: jestem świetna w chowaniu wszystkiego w sobie.

Teatr Odtrąconych Poetów to mądra powieść traktująca o dorastaniu, szukaniu swojego miejsca w świecie, pierwszej miłości i życiu z chorobą psychiczną. Może wydawać się, że jest to powieść trudna, jednak autorce udało się stworzyć mądrą, a przy tym lekką książkę, którą czyta się błyskawicznie. Trochę schematyczna, ale warta uwagi, szczególnie fanów młodzieżówek.

Moja ocena:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz