Ariana | Blogger | X X

31.08.2018

O chłopcu, snach i przyjaźni


Tytuł oryginału: The Dream Thieves
Tytuł polski: Złodzieje snów
Seria: The Raven Cycle (tom #2)
Autor: Maggie Stiefvater
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: Uroboros

Ronan ma sekret, który zmieni wszystko co znali. 












&&&

Przy okazji recenzji pierwszego tomu serii powiedziałam, że widzę w tej historii drzemiący w niej potencjał. Z pozytywnym nastawieniem podeszłam więc do lektury Złodziei snów, oczekując po nim naprawdę dobrej historii, z ciekawymi bohaterami, płynną akcją i paroma zaskoczeniami, tymczasem… Tymczasem wyszło mocno średnio, niestety.

Ronan nie zareagował. Milczenie nigdy nie było złą odpowiedzią.

Książka liczy niecałe pięćset stron, z czego jakieś trzysta poświęconych jest charakterystycznemu Ronanowi i jego umiejętnością, a mimo to jego wątek wydawał się niedokończony, i to nie w sposób typowy dla serii. Wydawało mi się, że autorka miała pomysł na ten wątek, lecz nie potrafiła go ubrać w słowa, potem zaś pogubiła się próbując. Niby wszystko zostało tu przecież wyjaśnione, powinnam rozumieć mechanizmy działań chłopaka, jego motywacje, tyle że… nie. Czułam się zagubiona, rozumiejąc podstawowe elementy, ale nie potrafiąc ogarnąć, o co chodziło z ciągiem dalszym. Na wątku tym skupiano się zaś przez większą część powieści, więc możecie sobie tylko wyobrazić jak oszołomiona i zła czułam się w trakcie lektury. Nie wiem, czy to ja byłam zbyt głupia, by go pojąć, czy to opisy Maggie Stiefvater były zbyt nieudolne, by pozwolić mi to zrozumieć.

W powieści pojawiał się również nowy narrator – mężczyzna zwany Szarym Mężczyzną. Jego wątek był z pewnością ciekawszy niż ten z poprzedniej części, a jego problemy, wybory, życie jawiły się jako naprawdę interesujące. Zostały bowiem napisane z wyczuciem, nawet jeśli momentami mężczyzna wydawał się bardziej super bohaterem niż człowiekiem. Jedynym co mi w tym przypadku przeszkadzało było rozwiązanie całej jego historii, które jawiło mi się jako okropnie naiwne.

Podobał mi się również rozwój relacji między głównymi bohaterami, sposób, w jaki autorka ukazała ich braterstwo i oddanie, nie zatracając przy tym charakterów chłopców. Nie do końca rozumiałam jednak metamorfozę jaka zaszła w wątku romantycznym. Owszem rozumiem pewną decyzję, ale w jaki sposób jedno uczucie przeszło w drugie, pozostaje dla mnie nieprzyjemną zagadką.

I całość prezentowałaby się całkiem nieźle, gdyby nie to, że jeśli zsumujemy wymienione przeze mnie wątki, okaże się, że zabrakło czasu na… główny wątek całej serii? Pamiętacie jeszcze o przebudzeniu walijskiego króla? Nie? Mnie też zdarzało się zapominać, do czego to wszystko miało właściwie prowadzić, przez co całość wydawała się bezcelowa.

- Mam wizję - rzekła Orla z pokładu. - Dotyczy ciebie i mnie.
Zdezorientowany Gansey podniósł wzrok nad ekranu.
- Mówiłaś do mnie czy do Ronana?
- Wszystko jedno. Jestem elastyczna.

Bohaterowie na przestrzeni tego tomu przeszli przemiany. Bardzo pozytywnie wypadłe one w przypadku Ganseya, którego charakter został jeszcze bardziej pogłębiony i całkiem nieźle w przypadku głównej postaci Złodziei snów Ronana, którego mogliśmy poznać lepiej, razem z jego jakże ciekawą historią. Na ogromną nie korzyść wypadła jednak przemiana Adama, który z sympatycznego chłopaka ze swoimi problemami zmienił się w kogoś okropnie irytującego, kogo działania wydają się nie na miejscu, a słowa ranią mu najbliższych. Niewiele zmieniło się zaś w przypadku Blue, która wciąż pozostaje głęboko w cieniu postaci męskich w serii jako ktoś mało interesujący.

Niestety okazało się, że styl Maggie Stiefvater kompletnie nie sprawdził się w scenach, które miały jawić się jako pełne akcji bądź dramaturgii. Świetnie widać to na przykładzie zakończenia powieści, które miało być dynamiczne i wzbudzające emocje, tymczasem okazało się kompletnie tego pozbawione, a przy tym dość mocno oczywiste.
Mniej było tu również błyskotliwych i humorystycznych dialogów, a więcej chaotycznego lania wody.

Każda twarz jest lustrem, Dick, postaraj się, żeby odbijało uśmiech.

Złodzieje snów nie są powieścią złą, ale trudno również nazwać ją czymś rewelacyjnymi. Autorka niewątpliwe miała pomysł na zawartą w tym tomie historię, lecz zatraciła jego potencjał, nie potrafiąc przelać swoich myśli na papier. Nie było tu ani zaskakująco, ani szczególnie emocjonująco, a po prostu przeciętnie.

Moja ocena:
★★★★★☆☆☆☆☆
(przeciętna)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz