Tytuł oryginału: The Dream Thieves
Tytuł polski: Złodzieje snów
Seria: The Raven Cycle (tom #2)
Seria: The Raven Cycle (tom #2)
Autor: Maggie Stiefvater
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: Uroboros
Ronan ma sekret, który zmieni wszystko co znali.
Przy
okazji recenzji pierwszego tomu serii powiedziałam, że widzę w tej historii
drzemiący w niej potencjał. Z pozytywnym nastawieniem podeszłam więc do lektury
Złodziei snów, oczekując po nim naprawdę dobrej historii, z ciekawymi
bohaterami, płynną akcją i paroma zaskoczeniami, tymczasem… Tymczasem wyszło
mocno średnio, niestety.
Ronan nie zareagował. Milczenie nigdy nie było złą odpowiedzią.
Książka
liczy niecałe pięćset stron, z czego jakieś trzysta poświęconych jest
charakterystycznemu Ronanowi i jego umiejętnością, a mimo to jego wątek wydawał
się niedokończony, i to nie w sposób typowy dla serii. Wydawało mi się, że
autorka miała pomysł na ten wątek, lecz nie potrafiła go ubrać w słowa, potem
zaś pogubiła się próbując. Niby wszystko zostało tu przecież wyjaśnione,
powinnam rozumieć mechanizmy działań chłopaka, jego motywacje, tyle że… nie.
Czułam się zagubiona, rozumiejąc podstawowe elementy, ale nie potrafiąc
ogarnąć, o co chodziło z ciągiem dalszym. Na wątku tym skupiano się zaś przez większą
część powieści, więc możecie sobie tylko wyobrazić jak oszołomiona i zła czułam
się w trakcie lektury. Nie wiem, czy to ja byłam zbyt głupia, by go pojąć, czy
to opisy Maggie Stiefvater były zbyt nieudolne, by pozwolić mi to zrozumieć.
W
powieści pojawiał się również nowy narrator – mężczyzna zwany Szarym Mężczyzną.
Jego wątek był z pewnością ciekawszy niż ten z poprzedniej części, a jego
problemy, wybory, życie jawiły się jako naprawdę interesujące. Zostały bowiem
napisane z wyczuciem, nawet jeśli momentami mężczyzna wydawał się bardziej
super bohaterem niż człowiekiem. Jedynym co mi w tym przypadku przeszkadzało
było rozwiązanie całej jego historii, które jawiło mi się jako okropnie naiwne.
Podobał
mi się również rozwój relacji między głównymi bohaterami, sposób, w jaki
autorka ukazała ich braterstwo i oddanie, nie zatracając przy tym charakterów
chłopców. Nie do końca rozumiałam jednak metamorfozę jaka zaszła w wątku
romantycznym. Owszem rozumiem pewną decyzję, ale w jaki sposób jedno uczucie przeszło
w drugie, pozostaje dla mnie nieprzyjemną zagadką.
I
całość prezentowałaby się całkiem nieźle, gdyby nie to, że jeśli zsumujemy
wymienione przeze mnie wątki, okaże się, że zabrakło czasu na… główny wątek
całej serii? Pamiętacie jeszcze o przebudzeniu walijskiego króla? Nie? Mnie też
zdarzało się zapominać, do czego to wszystko miało właściwie prowadzić, przez
co całość wydawała się bezcelowa.
- Mam wizję - rzekła Orla z pokładu. - Dotyczy ciebie i mnie.
Zdezorientowany Gansey podniósł wzrok nad ekranu.
- Mówiłaś do mnie czy do Ronana?
- Wszystko jedno. Jestem elastyczna.
Bohaterowie na przestrzeni tego tomu przeszli przemiany. Bardzo pozytywnie wypadłe one w przypadku Ganseya, którego charakter został jeszcze bardziej pogłębiony i całkiem nieźle w przypadku głównej postaci Złodziei snów Ronana, którego mogliśmy poznać lepiej, razem z jego jakże ciekawą historią. Na ogromną nie korzyść wypadła jednak przemiana Adama, który z sympatycznego chłopaka ze swoimi problemami zmienił się w kogoś okropnie irytującego, kogo działania wydają się nie na miejscu, a słowa ranią mu najbliższych. Niewiele zmieniło się zaś w przypadku Blue, która wciąż pozostaje głęboko w cieniu postaci męskich w serii jako ktoś mało interesujący.
Niestety
okazało się, że styl Maggie Stiefvater kompletnie nie sprawdził się w scenach,
które miały jawić się jako pełne akcji bądź dramaturgii. Świetnie widać to na
przykładzie zakończenia powieści, które miało być dynamiczne i wzbudzające
emocje, tymczasem okazało się kompletnie tego pozbawione, a przy tym dość mocno
oczywiste.
Mniej
było tu również błyskotliwych i humorystycznych dialogów, a więcej chaotycznego
lania wody.
Każda twarz jest lustrem, Dick, postaraj się, żeby odbijało uśmiech.
Złodzieje
snów nie są powieścią złą, ale trudno również nazwać ją czymś rewelacyjnymi.
Autorka niewątpliwe miała pomysł na zawartą w tym tomie historię, lecz
zatraciła jego potencjał, nie potrafiąc przelać swoich myśli na papier. Nie
było tu ani zaskakująco, ani szczególnie emocjonująco, a po prostu przeciętnie.
Moja ocena:
★★★★★☆☆☆☆☆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz