Tytuł polski: Wiedźma z lustra
Seria: The Raven Cycle (tom #3)
Seria: The Raven Cycle (tom #3)
Autor: Maggie Stiefvater
Tłumaczenie: Piotr Kucharski
Wydawnictwo: Uroboros
Blue, Gansey, Ronan, Adam i Noah są coraz bliżej odkrycia prawdy i przebudzenia legendarnego króla Glendowera, jednak na ich drodze pojawiają się coraz to nowe i coraz trudniejsze do przejścia przeszkody
Nieco
zawiedziona Królem kruków i niezbyt zadowolona z lektury Złodziei snów, nie
byłam szczególnie pozytywnie nastawiona do kolejnej części serii autorstwa
Maggie Stiefvater. Bałam się, że cykl utrzyma formę spadkową, a trzeci tom
doszczętnie zniszczy moje początkowe dobre przeczucia. Byłam jednak zbyt
ciekawa, tego jak autorka poprowadzi pewne wątki, by nie sięgnąć po Wiedźmę z
lustra. Niestety lub właśnie stety książka znów uplasowała się w bezpiecznym
środku, nie będąc ani okropną, ani rewelacyjną lekturą.
- Dwa to okropna liczba. Wiążę się z rywalizacją, walkami i morderstwami.
- Albo małżeństwem - rzekł Adam, zastanawiając się nad tym.
- Jedno i to samo - odparła Persefona.
W
poprzednich tomach styl autorki całkiem mi odpowiadał, jednak tu wyraźnie
poszło coś nie tak. Zdecydowanie zbyt często powtarzane były tu imiona postaci
(aż bałam się liczyć ile razy na jednej stronie, potrafił pojawić się Adam). Za
dużo było tu oczywistych stwierdzeń i wtrąceń mających przypomnieć mi co
takiego, wydarzyło się w poprzedniej części. Zbyt mało było za to błyskotliwych
dialogów, które zdążyłam tak polubić w poprzednich częściach. Aż nie mogłam
pozbyć się wrażenia, że ktoś podmienił autorkę bądź kazał jej napisać konkretną ilość stron nieważne, że kosztem jakości.
Poznani
wcześniej bohaterowie wciąż się tu rozwijali, a dzięki temu pozostali tak
samo sympatyczni. Pogłębiła się historia Ganseya, która urozmaicona przez kilka
smaczków, stała się jeszcze ciekawsza i nieco mroczniejsza. Ronan pozostawał
wyzywającym sobą, z dzikością i magią ukrytą w sercu. Blue wydawała się tu choć
trochę bardziej wyrazistą postacią, choć wciąż daleko jej do wspomnianych już
bohaterów I nawet ten nieszczęsny Adam jakby wrócił do bycia poprzednim sobą i
znów dało się go lubić. Lepiej wykreowane zostały również, odgrywające w całej
historii niemałą rolę, jasnowidzki mieszkające na Fox Way 300 i całkiem
ciekawie rozwinęła się postać Szarego Mężczyzny.
Jedynie
nowe postaci i związany z nim wątek był okropnie przerysowany. Piper nie można
polubić, bo nie dość, że nie wychyla się poza schemat, to jeszcze tkwi
przyklejona do kartki, będąc na skroś papierowym czarnym charakterem. Nawet
mimo dobrych chęci nie mogłam jej polubić, ponieważ trudno odnaleźć w niej
jakiekolwiek pozytywne cechy, czy logiczną motywację dla jej nienaturalnych
działań Mąż kobiety również nie mógł poszczycić się żadną konkretną cechą, poza
tym, że tchórzem i tym złym.
– Nie – skłamał. – Nie spałem.
– I tak zresztą zadzwoniłam do ciebie przez pomyłkę. Zamierzałam telefonować do
Kongresu, ale twój numer różni się jedną cyfrą.
– Naprawdę?
– Tak, bo w twoim jest 6-6-5. – Przerwała na chwilę. – Łapiesz?
Całej
historii zabrakło głównego wątku. Niby powieść kręciła się wokół jaskini i
wejścia do niej, ale tak naprawdę wątek ten zginął w natłoku niewiele
znaczących dla całej historii scen. Brakowało tu akcji, dramatyzmu, czegoś, co
wywołałoby u mnie szybsze bicie serca. Przedstawiona tu historia wydawała się
okropnie ospała, rozwleczona, a przez sceny opowiadające o wszystkim i o niczym, (czyli o niepotrzebnych rozterkach bohaterów) również zwyczajnie nudna.
I nawet
gdy już coś łaskawie zaczynało się dziać, wciąż brakowało tam dynamizmu i
emocji, tego czegoś, co zwykle sprawia, że powieści nie można odłożyć. Na
przykład jedna z ostatnich scen miała spory potencjał dramatyczny, jednak
pozostał on jedynie ideą, a sam wątek nie wzbudził we mnie żadnych emocji z
trzech powodów. Po pierwsze postać ta nie została nakreślona na tyle bym mogła
jej współczuć, a więc była dość bezpiecznym wyborem. Po drugie opis tego
wszystkiego wydał mi się suchy, wypruty z emocji. I po trzecie pomylono tu imię. Zapewne jest to błąd w polskim przekładzie, ale przyznacie, że wystąpił
on w najgorszym możliwym momencie i rozłożył ten zalążek nastroju, który
próbował się tu tlić.
– Co jest prawdziwe?
Blue zastanowiła się.
– Może wszyscy tu przychodzimy, zasypiamy i śnimy ten sam sen – odrzekła.
Wiedźma
z lustra nie była ani szczególnie dobrą kontynuacją, ani wyjątkową powieścią
samą w sobie. Była widocznie przejściową częścią, która miała doprowadzić akcję
do pewnego punktu, a czytelników przygotować na wielki finał, który na moje oko
zapowiada się mocno sztampowo. Za mało było tu dynamiki, za dużo nic
nieznaczących scen i lania wody. Przynajmniej tyle, że bohaterowie wciąż dali
się lubić, a interakcje między nimi pozostały urocze.
★★★★☆☆☆☆☆☆
(może być)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz