Tytuł oryginału: The Darkest Secret
Tytuł polski: Najmroczniejszy sekret
Autor: Alex Marwood
Tłumaczenie: Rafał Lisowski
Wydawnictwo: Albatros
Sean jest bogatym i wpływowym mężczyzną, który zamierza hucznie, i beztrosko świętować swoje pięćdziesiąte urodziny. W trakcie imprezy dochodzi jednak do nieoczekiwanego wydarzania - jedna z jego córek, malutka Coco znika w środku nocy.
Dwanaście lat później, dziewczynki wciąż nie odnaleziono... Co tak naprawdę stało się tamtej nocy?
&&&
Autorzy
porywający się na napisanie książki opowiadającej o tajemnicy zniknięcia
dziecka, której akcja toczyć będzie się w dwóch płaszczyznach czasowych,
stawiają przed sobą naprawdę trudne zadanie. Muszą bowiem stworzyć bowiem
interesującą zagadkę, która będzie trzymać w napięciu, bądź sprawi
przynajmniej, że będziemy chcieli poznać rozwiązanie całej sprawy. Stworzyć
bohaterów na tyle rozbudowanych byśmy mogli zobaczyć ich przemianę lub obdarzyć
ich sympatią. Napisać ciekawe i różnorodne relacje, których rozwój będzie nas
ciekawił. I opisać to wszystko plastycznym językiem, nie lejąc wody, lecz
poruszając kluczowe kwestie, nie marnując kartek na nudne, i niepotrzebne. Alex
Marwood, pisarka, której kryminalne powieści są chwalone na całym świecie,
powinna potrafić to wszystko połączyć i stworzyć fantastyczne dzieło, prawda?
Życie to dziwny kolaż szarości. Nic dziwnego, że tak trudno było mi je docenić, skoro cały czas szukałam tylko czerni i bieli.
Książka
rozpoczyna się nadzwyczaj ciekawie. Na czytelnika czeka mail informujący o
zaginięciu małej Coco, w którym Maria prosi o pomoc w jej odnalezieniu. Później
czytamy zeznania kilku świadków, które nie odkrywają przed nami wiele i całkiem
interesujący pierwszy rozdział. Aż w końcu przechodzimy do nieszczęsnej
teraźniejszości, w której Sean nie żyje. Mimo obiecującego początku dalsze
rozdziały, aż do niemal jednej trzeciej powieści, były po prostu nudne, ani nie
było tam napięcia, ani nie dowiedzieliśmy się niczego ciekawego o bohaterach,
nudna, po prostu nudna. Przymusiłam się jednak by sięgnąć po ciąg dalszy z
nadzieją, że dalej będzie lepiej i faktycznie po jakimś czasie zrobiło się nieco
bardziej angażująco, a ja odzyskałam chęci, by brnąć w całą historię dalej.
Niestety znów jedynie na chwilę, bo po lepszym momencie znów przychodzi
przewidywalność i trwa już do samego końca.
Autorka
ma niezły styl i niewątpliwie nie brakuje jej umiejętności budowana
skomplikowanych tajemnic, ale w tym przypadku, chyba po prostu przekombinowała
i zapomniała o wielu ważnych elementach. Brakowało tu jakiegoś napięcia, dobrze
zbudowanej atmosfery, która czyniłaby historię bardziej interesującą. Zwrotów akcji,
tajemnic, ciekawych relacji między postaciami. I dreszczyku, iskry, która
sprawia, że tak lubię czytać thrillery i kryminały. Było tu zaś okropnie
chaotycznie – ciągłe przeskakiwanie między teraźniejszością i przeszłością przy
takim nagromadzeniu postaci doprowadziło do chaosu, którego nie czyta się zbyt
dobrze. Nie można, co prawda odmówić Alex Marwood, że stworzyła świat, pełen
tajemnic, w którym trudno połapać się co jest prawdą, a co kłamstwem, jednak ta
bądź co bądź ciekawa sieć intryg nie zrekompensowała ogólnego rozgardiaszu.
Co
dziwnie wątek zaginięcia Coco, którym reklamuje się przecież tę książkę, był,
tak naprawdę, wątkiem kompletnie pobocznym. Zdecydowaną większość powieści
zajmowały zaś opisy nieodpowiedzialnych zachowań bohaterów.
Robi mi się żal samej siebie. Boże, życie jest skomplikowane. Ludzie w kółko gadają o rodzinie i bezwarunkowej miłości, ale nie maja pojęcia, jakie to złożone. Jak pogmatwane są te uczucia. Jak blisko spokrewnione są miłość i nienawiść.
Moim zdaniem
największą wadą całości są jednak bohaterowie – żadnemu z nich nie udało się
wzbudzić we mnie, choć krztyny sympatii bądź współczucia. Znakomita większość
dojrzałych postaci była bowiem narysowana okropnie grubą, czarną kreską, co
uczyniło ich w większości przypadków płaskimi i irytującymi. Jak mogłam
współczuć Seanowi skoro, nie dowiedziałam się o nim niczego dobrego? Jak mogłam
polubić Simone, która zarówno jako nastolatka, jak i dorosła kobieta
zachowywała się po prostu okropnie? Co z Marie, Robertem, Jimmym, Lindą, którzy
byli po prostu jednowymiarowymi imionami z jedną przypisaną cechą? Do Ruby,
Clarie, czy jednej z naszych narratorek Mily mam zaś irytująco neutralny
stosunek, ponieważ żadna z nich nie doczekała konkretnej charakterystyki.
Jeśli
łudzicie się, że chociaż zakończenie było rewelacyjne, to muszę Was
rozczarować. Przynajmniej dla mnie wyjaśnienie całej sprawy było jasne od
jakiejś jednej czwartej powieści i chociaż, żywiłam nadzieję, że się mylę, a
autorka stworzy coś bardziej zaskakującego, to niestety tak się nie stało –
rozwiązanie było bardzo proste i nie trzymało mnie w niepewności nawet przez
ułamek sekundy. Na dodatek same ostatnie rozdziały wydają się niedokończone, w
wyniku czego całość rozczarowuje jeszcze bardziej.
Niektórzy ludzie nie są stworzeni do zauważania reszty świata.
Najmroczniejszy
sekret nie jest rewelacyjnym, a tym bardziej szokujący thrillerem, lecz
chaotyczną i nieco nużącą powieścią obyczajową. Brakowało tu napięcia,
zaskakującego zakończenia, dobrych zwrotów akcji, odpowiedniej atmosfery i
wielowymiarowych bohaterów. Jedynym co się udało była sieć intryg, która
została skonstruowana naprawdę dobrze, a w której nie sposób jest się połapać i
kilka naprawdę dobrze napisanych scen. Alex Marwood zamiast okrzyku zaskoczenia
wywoływała u mnie jedynie serię ziewnięć.
Moja ocena:
★★★☆☆☆☆☆☆☆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz