Ariana | Blogger | X X

7.10.2018

#Serialowo Wstałam i zaczęłam klaskać, czyli o Domu z papieru



Na Dom z papieru trafiłam z polecenia mojego brata, który zdradził mi jedynie, że serial opowiada o napadzie na bank i powiedział krótko: zobacz to. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że nasze gusta równie często się pokrywają, co stają do siebie w opozycji, więc do tej produkcji Netflixa podeszłam z równie wielkimi nadziejami, co obawami. Tym razem chyba nie mogło być lepiej.




Jak zabawić się z widzem (i policją) w kotka i myszkę?
Na samym początku serialu czułam się w dziwny sposób bezpieczna bezpieczna. Plan Profesora jawił się przecież jako mniemający luk, idealny. Jednak później, och, później. Gdy na wierzch zaczęły wypływać drobne problemy, a policja posuwała się w swoich działaniach coraz dalej, traciłam grunt pod nogami. I najlepsze było to, że nie mogłam być pewna czy spadam samotnie, czy razem ze mną lecą bohaterowie. Twórcy w bardzo sprytny sposób budowali tu bowiem napięcie, aż nie mogłam być pewna czy ktoś popełnił błąd, czy było to zaplanowane działanie, nie mogłam wiedzieć, czy i tę możliwość twórca planu przewidział, czy wszystko właśnie się rozsypuje. Wszystko to zaś sprawiało, że aż nie mogłam usiedzieć w miejscu i co chwilę włączałam kolejny odcinek, byleby tylko poznać dalsze losy tej historii, aż dotarłam do wielkiego finału, który możecie mi wierzyć, był naprawdę wielki i cudowny, tak przy okazji.

Relacje międzymiastowe
Wątek napadu nie raz i nie dwa musiał ustąpić pierwszego planu, by lepiej pokazać nam się, mogły bardzo różne od siebie relacje, i wiążące się z nimi wątki. Dostaliśmy tu, więc mniej lub bardziej udane romanse, które jednak przewijały się gdzieś w tle, więc nawet pewne ich absurdy łatwo było mi im wybaczyć. Trochę nietypowych przyjaźni i poruszających więzi rodzinnych. Złożyło się to naprawdę angażującą historię, która wyciągnęła na światło dzienne słabości postaci i ukazała ich siłę. I nawet jeśli parę wątków wydaje się nieco przeciągniętych (romans inspektor Murillo), a parę zbyt krótkich (miłość Denvera), to w natłoku innych wydarzeń z przyjemnością przemykałam oczy na te drobne niedociągnięcia, tak samo, jak nie starałam się doszukiwać logiki w braku skuteczności przeszkolonych policjantów. Bo wiecie co? Naprawdę polubiłam poszczególne postaci i ich wątki, ogromnie ekscytowałam się realizacją planu idealnego, a producentom kilkukrotnie udało się mnie zaskoczyć, co zdarza się stosunkowo rzadko — jednym słowem wkręciłam się.

Nie jestem dobrym człowiekiem — kibicowałam złoczyńcom
Konstrukcja postaci wydaje się jednym z lepszych aspektów całej produkcji. Zaczynając od tajemniczego i wydawać by się mogło słabego Profesora, który potrafił zachować zimną krew w najtrudniejszych sytuacjach i pokazać swoją bezwzględną naturę. Charyzmatyczną i porywczą Tokio, która świetnie sprawdziła się w roli narratorki całej serii. Nieco dziecinnego Rio, który trochę nie potrafił się zdecydować czego chce. Psychopatycznego, ale przecudownie skonstruowanego Berlina. Moskwę i Denvera, czyli ojca, i syna, których relacja nie raz świetnie wybrzmiewała, ale którzy równie dobrze sprawdzali się jako osobne postaci. Sympatyczną, ale pełną siły Nairobi. Aż po nie do końca dobrze zbudowaną, przewodzącą całej akcji inspektor Murillo, która raz jawiła się jako błyskotliwa, a raz nie dostrzegała najbardziej oczywistych wskazówek, no i była średnią liderką, skoro o kluczowych wydarzeniach kilka razy dowiadywała się jako ostatnia. I masę bohaterów drugoplanowych, z czego niektórzy byli skonstruowani rewelacyjnie, ale znalazło się też kilka postaci, które gubiły swój charakter gdzieś po drodze (chociażby Helsinki i Oslo). Najważniejsze wydaje się jednak to, że mimo dobrych i złych czynów bohaterów, nie potrafiłam życzyć im jak najlepiej i gotować się w środku, gdy jednemu z nich (o ironio) działo się coś złego.


Podsumowując
Dom z papieru to pierwszy serial fabularny, któremu udało się utrzymać moje zainteresowanie od pierwszego do ostatniego odcinka. Kibicowałam bohaterom, czekałam na kolejne wydarzenia, byłam zaskakiwana, a świetne kolory, dobra muzyka (Bella ciao!) i dynamiczny montaż jedynie dopełniły całość. Cóż więcej mogę powiedzieć? Aż chcę wstać i zacząć klaskać, tak dobra była to według mnie produkcja!

Nie mogę jednak powiedzieć, że szczególnie cieszę się na powstający trzeci sezon, bo choć z ogromnym entuzjazmem zobaczę moich ulubionych bohaterów na ekranie, tak zakończenie sezonu drugiego było według mnie idealnym zakończeniem całości. 


★★★★★★★★★☆


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz