Tytuł oryginału: Leah on the Offbeat
Tytuł polski: Leah gubi rytm
Autor: Becky Albertalli
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Wydawnictwo: We need YA
Gdy relacje między przyjaciółmi zaczynają się psuć, pewne zauroczenie nie daje jej spokoju, college i bal zbliżają się bliskimi krokami, a prawda nie chce przejść przez usta Leah po prostu gubi rytm.
&&&
Są takie powieści, na które nabieramy ochoty zaraz po
usłyszeniu jej tytułu. Leah gubi rytm było dla mnie jedną z takich właśnie książek,
ponieważ poprzednia powieść Becky Albertalli Simon oraz inni homo sapiens, mimo
upływu dwóch lat wciąż jest jedną z moich ulubionych. Już przed lekturą
wiedziałam, że autorka potrafi pisać, ale czy potrafi tworzyć ciekawe historie,
czy może ta premierowa była jedynie szczęśliwym trafem?
Nic na to nie poradzę. Jestem ze Slytherinu. I to najgorszego typu. Jestem dziewczyną, która głupio się zabujała w kimś z Gryffindoru i nie potrafi nawet normalnie funkcjonować. Jestem Draco z jakiegoś gównianego fanfika, porzuconego przez autorkę po czwartym rozdziale.
Nie sposób nie zacząć od najważniejszego elementu całej
powieści, a więc jej głównej bohaterki. Leah nie jest jedną z dziewczyn, do
jakich przyzwyczaiła nas literatura młodzieżowa – ma kilka dodatkowych
kilogramów, miewa kompleksy, nie jest szarą myszką, ma kochającą matkę i na
ogół nie boi się mówić tego, co myśli. Daleko jej jednak od ideału – dziewczyna
często gubi się, zachowuję się nierozsądnie, wyolbrzymia i dramatyzuje, jednak
robi to w sposób typowy dla osób w jej wieku. Wszystko to czyni ją zaś
bohaterką niezwykle charyzmatyczną i sympatyczną, jedną z tych, które, choć
bywają lekkomyślne, to wciąż chcemy jej kibicować.
Muszę przyznać, że fantastycznie było też spotkać się
ponownie z Simonem i resztą jego przyjaciół. Tym bardziej że Albertalli
postarała się i w ciągu powieści dalej rozwijała ich charakteru. Nastolatki
gubiły się, odnajdowały, rozkochiwały w sobie i sprawiały, że miałam ochotę
przewrócić oczami, ale byli przy tym jacyś. Mieli swoje uczucia, racje, coś, co
czyniło ich sobą. I nawet jeśli jedna, dwie postaci wypadły dość
jednowymiarowo, to uznaje to za drobne niedopracowanie, które zrekompensowali
pozostali bohaterowie.
Za sprawą narratorki nieco zmieniła się cała narracja, ale
styl autorki pozostał przy tym tak samo rewelacyjny – lekki, płynny, po prostu
nadzwyczaj przyjemny w odbiorze. To samo tyczy się dialogów, które pozostały
naturalne, nieprzepełnione slangiem i wulgaryzmami, lecz realistyczne, pełne
skrótów, nawiązań do kultury, a momentami cięte.
Styl Albertalli oraz brak przesadnie długich monologów i
opisów miejsc przyczynił się do tego, że powieść przeczytałam się w zaledwie
trzy godziny, a ogromnym uśmiechem na twarzy i myślą: ja chcę więcej!
Wyobraźcie sobie, że żyjecie sobie, wiedząc, że istnieje ktoś, kto o was myśli. To musi być najlepsze w byciu zakochanym - to uczucie, że ma się dom w czyjejś głowie.
Trudno jest określić, o czym właściwie Leah gubi rytm
opowiada, ponieważ mówi po prostu o życiu pewnej nastolatki. Czytamy o
pierwszych zauroczeniach i miłościach, o lękach, o bardzo dobrych, chociaż
nieidealnych relacjach z matką, o odkrywaniu samego siebie, o pasjach, o
potańcówce, o wstydzie przed byciem gorszą, o braku pewności siebie ukrytym pod
skorupą, o paczce przyjaciół, aż w końcu o godzeniu się na zmiany, jakie
nadchodzą i podejmowaniu ryzyka. Sporo jak na czterysta stronicową powieść,
prawda? Wszystkie sprawy wypływały jednak naturalnie i choć, naturalnie, pewne
wątki bywały bardziej interesującą od nich, to każdy z nich przyczynił się do
powstania jednej, spójnej historii.
Na ogromną pochwałę zasługuje także opis przygotowań do
balu, jak i samej potańcówki, ponieważ autorce udało się uchwycić, z pozoru
nieuchwytną atmosferę, mieszanką niepewności i ekscytacji. Wspaniale wypadł też
opis przygotować na studia prezentujący napięcie, ale i radość. Jeśli zaś mowa
o wątku LGBT, jaki pojawi się na kartach powieści, to wypadł on dobrze, ale nie
zachwycił mnie. Bywały chwilę, gdy kupowałam go całkowicie, ale też takie, gdy
wydawał mi się on nieco na wyrost, wciśnięty by było tu „ciekawiej”. Dobrze,
lecz nierewelacyjnie wypadło też zakończenie, w którym niektóre elementy były
idealne, inne zaś trochę niepotrzebne.
Powinnam była zrobić to rok temu. Wydaje mi się, że wtedy to nie byłaby taka ważna sprawa, ale teraz stała się barierą nie do pokonania. Jakbym w którymś momencie pominęła dźwięk i teraz cała melodia straciła rytm.
Leah gubi rytm nie jest książką idealną, choć zawiera w
sobie wątki rozpisane absolutnie perfekcyjnie. Jest za to powieścią, której
lektura jest przyjemnością, zajmującą zaledwie chwilę, lecz pewne jej elementy
zostają z nami na znacznie dłużej. Nie ma w sobie krzty moralizatorskiego tonu,
ale pomiędzy jedną a drugą stroną zawiera naukę, która przyda się każdemu z
nas. Mądra, a przy tym lekka – idealna powieść młodzieżowa.
Moja ocena:
★★★★★★★★☆☆
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz