Tytuł oryginału: The fourth monkey
Tytuł polski: Czwarta małpa
Seria: Sam Porter (tom #1)
Autor: J.D Barker
Tłumaczenie: Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik
Wydawnictwo: Czarna Owca
Policja od lat próbuje odkryć tożsamość seryjnego mordercy nazywanego Zabójcą Czwartej Małpy.
Pewnego dnia zdarza się jednak wypadek, który może rzucić zupełnie inne światło na całą sprawę...
Czwarta małpa wydaje
się niezwykle niepozorną pozycją. Ma ładną, lecz niezbyt przykuwającą oko okładkę,
pomysłowy tytuł, dość typowy dla kryminałów opis i została napisana przez
autora, którego nazwisko raczej niewiele nam mówi. Wbrew wszystkiemu było o
niej jednak bardzo głośno czy to w blogosferze, czy na bookstagramie, a sama
książka ma ogromną rzeszę fanów i wysokie oceny na przeróżnych portalach. Nie
byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, do jakiego tytułu jest powieści Barkera
bliżej – typowej, czy wybitnego kryminału.
– Mizaru zna czy „nie widzę nic złego”, Kikazaru zna czy „nie słyszę nic złego”, a Iwazaru „nie mówię nic złego”.
Ojciec powoli przytaknął i poklepał panią Carter po kolanie.
– Pewnie je widziałaś. Pierw sza zasłania oczy, druga uszy, a trzecia przykłada włochate łapki do ust.
Nie sposób nie zacząć
od omówienia najważniejszego i jak się okazało najlepszego wątku całej
powieści, a więc postaci tytułowej Czwartej Małpy. Czy tożsamość mordercy była
dla mnie ogromnym szokiem? Niekoniecznie, domyśliłam się jej po pierwszych
kilkunastu stronach. Czy odebrało to coś samej postaci? Zdecydowanie nie. Nie
wiem, co jest tak fascynującego w postaciach psychopatycznych, że tak lubię je
poznawać, wiem jednak, że 4MK zalicza się do takich postaci. Trudno jest bowiem
jakkolwiek określić jego charakter, ze względu na nieprzewidywalność jego
działań i trudno powiedzieć, że rozumie się jego postępowania, chociaż na
przestrzeni powieści poznajemy ich motywacje. Przyznać trzeba, że Barker
stworzył postać mroczna i zepsutą, choć jednocześnie niezwykle fascynującą i
skomplikowaną, stworzył po prostu wzorcowy portret mordercy.
Autorowi nie udałoby
się stworzyć, gdyby nie wplecione w akcję właściwą powieści wpisy z pamiętnika
mordercy. Zawierały one często obrazy odrażające, ale stanowiły doskonały obraz
psychiki postaci. Sceny w nich zwarte nie raz i nie dwa zaskakiwały, lecz przede
wszystkim hipnotyzowały, sprawiały, że momentami nie mogłam odłożyć książki
wiedziona myślą, że muszę przeczytać kolejne strony i dowiedzieć się jeszcze
chociaż jedną rzecz więcej, poznać historię tego bohatera ciut bardziej… Jak to
jednak bywa w przypadku dłuższych tekstów – nie wszystkie jego fragmenty były
równie, a niektóre z nich określiłabym jako trochę niepotrzebnie przeciągnięte.
Nie przestawaj czytać.
Musisz zrozumieć, co zrobiłem.
– Pamiętnik
Od samego początku
widać, że powieść miała mieć dwóch głównych bohaterów – mordercę i policjanta,
który go ściga. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby na kartach powieści toczył się
swego rodzaju bój o uwagę czytelnika. Sam Porter, główny przedstawiciel „dobrej
strony” wypadł, bowiem przy swoim przeciwniku okropnie blado. Owszem miał kilka
niezłych fragmentów, a pewna niespodzianka związana z jego przeszłością dodała
mu naprawdę dużo, lecz mimo wszystko brakowało mu charyzmy i mocniej
zarysowanego charakteru. W mojej ocenie postać śledczego była lalką w rękach
mordercy i w rękach samego autora, któremu nie udało się stworzyć z niego
pełnoprawnego bohatera.
Jeszcze bardziej
niemrawo wypadli bohaterowi drugoplanowi. Owszem chemia między parom osób
pomagających głównemu śledczemu była ciekawa, ale jako samodzielne postaci nie
reprezentowały one niczego ciekawego, a określić ich można w dwóch, trzech
słowach.
Jeśli zaś mowa o samej
zagadce kryminalnej to bardzo podobało mi się to jak Barker, wykorzystał motyw
szczegółów. Czasem najmniejszy element okazywał się kluczowym elementem, by
popchnąć akcje do przodu, a niekiedy okazywał się faktycznie czymś niewiele
znaczącym. Tworzyło to dobrego typu zamęt w mojej głowie i sprawiało, że całość
wydawała się jeszcze ciekawsza. Poza tym sama sprawa została po prosty dobrze
skonstruowana – śledztwo nie traciło tempa ani na moment, pojawiło się kilka
nieoczywistych zwrotów akcji i kilka mylnych tropów, a bohaterowie postępowali
logicznie. Całość miała też swój własny specyficzny klimat i czytając, mogłam
czasami poczuć nawet pewną nerwowość i napięcie związane z uciekającym czasem
pozostałym na rozwiązanie zagadki.
Ile takich paczuszek było dotychczas?
Tuzin? Nie. Bliżej dwóch tuzinów.
Zrobił w myślach obliczenia.
Siedem ofiar. Trzy pudełka na ofiarę.
Dwadzieścia jeden.
Dwadzieścia jeden pudełek w ciągu blisko pięciu lat.
Bawił się nimi. Nie zostawiał śladów. Tylko te pudełka.
Skłamałabym, mówiąc, że
Czwarta małpa spełniła wszystkie oczekiwania, jakie miałam po przeczytaniu
wielu naprawdę pozytywnych opinii na jej
temat. Jeszcze bardziej skłamałaby, jednak mówiąc, że powieść Barkera
szczególnie mnie zawiodła. Podobał mi się styl autora, konstrukcja całej
sprawy, ale w pewne wątki można było moim zdaniem napisać po prostu nieco
lepiej, bardziej zaskoczyć, bardziej rozbudować pewne wątki i sprawić by
napięcie było odczuwalne na każdej przeczytanej stornie. W moim Czwarta małpa
jest, więc dobrym kryminałem z wybitnie napisanym portretem mordercy.
Moja ocena:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz