Ariana | Blogger | X X

28.12.2018

Nie czynie nic złego… Czy aby na pewno?


Tytuł oryginału: The fourth monkey
Tytuł  polski: Czwarta małpa
Seria: Sam Porter (tom #1)
Autor: J.D Barker
Tłumaczenie: Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik 
Wydawnictwo: Czarna Owca

Policja od lat próbuje odkryć tożsamość seryjnego mordercy nazywanego Zabójcą Czwartej Małpy. 

Pewnego dnia zdarza się jednak wypadek, który może rzucić zupełnie inne światło na całą sprawę...





&&&

Czwarta małpa wydaje się niezwykle niepozorną pozycją. Ma ładną, lecz niezbyt przykuwającą oko okładkę, pomysłowy tytuł, dość typowy dla kryminałów opis i została napisana przez autora, którego nazwisko raczej niewiele nam mówi. Wbrew wszystkiemu było o niej jednak bardzo głośno czy to w blogosferze, czy na bookstagramie, a sama książka ma ogromną rzeszę fanów i wysokie oceny na przeróżnych portalach. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, do jakiego tytułu jest powieści Barkera bliżej – typowej, czy wybitnego kryminału.

– Mizaru zna czy „nie widzę nic złego”, Kikazaru zna czy „nie słyszę nic złego”, a Iwazaru  „nie mówię nic złego”.
Ojciec powoli przytaknął i poklepał panią Carter po kolanie.
– Pewnie je widziałaś. Pierw sza zasłania oczy, druga uszy, a trzecia przykłada włochate łapki do ust.

Nie sposób nie zacząć od omówienia najważniejszego i jak się okazało najlepszego wątku całej powieści, a więc postaci tytułowej Czwartej Małpy. Czy tożsamość mordercy była dla mnie ogromnym szokiem? Niekoniecznie, domyśliłam się jej po pierwszych kilkunastu stronach. Czy odebrało to coś samej postaci? Zdecydowanie nie. Nie wiem, co jest tak fascynującego w postaciach psychopatycznych, że tak lubię je poznawać, wiem jednak, że 4MK zalicza się do takich postaci. Trudno jest bowiem jakkolwiek określić jego charakter, ze względu na nieprzewidywalność jego działań i trudno powiedzieć, że rozumie się jego postępowania, chociaż na przestrzeni powieści poznajemy ich motywacje. Przyznać trzeba, że Barker stworzył postać mroczna i zepsutą, choć jednocześnie niezwykle fascynującą i skomplikowaną, stworzył po prostu wzorcowy portret mordercy.
Autorowi nie udałoby się stworzyć, gdyby nie wplecione w akcję właściwą powieści wpisy z pamiętnika mordercy. Zawierały one często obrazy odrażające, ale stanowiły doskonały obraz psychiki postaci. Sceny w nich zwarte nie raz i nie dwa zaskakiwały, lecz przede wszystkim hipnotyzowały, sprawiały, że momentami nie mogłam odłożyć książki wiedziona myślą, że muszę przeczytać kolejne strony i dowiedzieć się jeszcze chociaż jedną rzecz więcej, poznać historię tego bohatera ciut bardziej… Jak to jednak bywa w przypadku dłuższych tekstów – nie wszystkie jego fragmenty były równie, a niektóre z nich określiłabym jako trochę niepotrzebnie przeciągnięte.

Nie przestawaj czytać.
Musisz zrozumieć, co zrobiłem.
– Pamiętnik

Od samego początku widać, że powieść miała mieć dwóch głównych bohaterów – mordercę i policjanta, który go ściga. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby na kartach powieści toczył się swego rodzaju bój o uwagę czytelnika. Sam Porter, główny przedstawiciel „dobrej strony” wypadł, bowiem przy swoim przeciwniku okropnie blado. Owszem miał kilka niezłych fragmentów, a pewna niespodzianka związana z jego przeszłością dodała mu naprawdę dużo, lecz mimo wszystko brakowało mu charyzmy i mocniej zarysowanego charakteru. W mojej ocenie postać śledczego była lalką w rękach mordercy i w rękach samego autora, któremu nie udało się stworzyć z niego pełnoprawnego bohatera.
Jeszcze bardziej niemrawo wypadli bohaterowi drugoplanowi. Owszem chemia między parom osób pomagających głównemu śledczemu była ciekawa, ale jako samodzielne postaci nie reprezentowały one niczego ciekawego, a określić ich można w dwóch, trzech słowach.

Jeśli zaś mowa o samej zagadce kryminalnej to bardzo podobało mi się to jak Barker, wykorzystał motyw szczegółów. Czasem najmniejszy element okazywał się kluczowym elementem, by popchnąć akcje do przodu, a niekiedy okazywał się faktycznie czymś niewiele znaczącym. Tworzyło to dobrego typu zamęt w mojej głowie i sprawiało, że całość wydawała się jeszcze ciekawsza. Poza tym sama sprawa została po prosty dobrze skonstruowana – śledztwo nie traciło tempa ani na moment, pojawiło się kilka nieoczywistych zwrotów akcji i kilka mylnych tropów, a bohaterowie postępowali logicznie. Całość miała też swój własny specyficzny klimat i czytając, mogłam czasami poczuć nawet pewną nerwowość i napięcie związane z uciekającym czasem pozostałym na rozwiązanie zagadki.

Ile takich paczuszek było dotychczas?
Tuzin? Nie. Bliżej dwóch tuzinów.
Zrobił w myślach obliczenia.
Siedem ofiar. Trzy pudełka na ofiarę.
Dwadzieścia jeden.
Dwadzieścia jeden pudełek w ciągu blisko pięciu lat.
Bawił się nimi. Nie zostawiał śladów. Tylko te pudełka.


Skłamałabym, mówiąc, że Czwarta małpa spełniła wszystkie oczekiwania, jakie miałam po przeczytaniu wielu naprawdę pozytywnych opinii na jej  temat. Jeszcze bardziej skłamałaby, jednak mówiąc, że powieść Barkera szczególnie mnie zawiodła. Podobał mi się styl autora, konstrukcja całej sprawy, ale w pewne wątki można było moim zdaniem napisać po prostu nieco lepiej, bardziej zaskoczyć, bardziej rozbudować pewne wątki i sprawić by napięcie było odczuwalne na każdej przeczytanej stornie. W moim Czwarta małpa jest, więc dobrym kryminałem z wybitnie napisanym portretem mordercy.

Moja ocena:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz