Tytuł polski: Świadectwo kości
Seria: Dolina Baztan (tom #2)
Autor: Dolores Redondo
Tłumaczenie: Maria Mróz
Wydawnictwo: Czarna Owca
Tarttalo.
Jedno, pozornie nic nieznaczące słowo, które stanie się początkiem kolejnego skomplikowanego śledztwa Amai młodej dyrektor śledczej i młodej matki.
&&&
Dobry pierwszy
tom przyniósł optymizm. Opis drugiego tomu złe przeczucia. Do Świadectwa kości podeszłam więc z pewną
rezerwą, nie wiedząc czego, tak naprawdę, mogę się po nim spodziewać. Jeżeli faktycznie będzie lepiej, myślałam, to będę mogła
się cieszyć, jeżeli będzie gorzej, nie zawiodę się aż tak bardzo. Aż w końcu
wzięłam się do lektury i…
Zaczęła zastanawiać, czy się nie myli. Ludzie tacy jak Flora idą przez życie w żelaznej zbroi, która sprawia, że wydają się nieczuli, ale w środku pod grubą warstwą metalu, nadal jest skóra i mięso, krew i serce. Może jednak się myliła, może Flora cierpiała.
W
Świadectwie kości na pierwszy plan nie wychodzi już wątek obyczajowy, lecz
pełnokrwisty wątek kryminalny. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu opisu tego
tomu spodziewałam się, że otrzymam historię o wiele gorszą, ponieważ opartą na
mniej ciekawym materiale podstawowym. Okazało jednak, że w tomie drugim wątek śledztwa był o wiele lepiej opisany i lepiej skonstruowany. Znów
poruszamy się na zasadzie od szczegółu do ogółu, lecz tu robiliśmy w to sposób
bardziej przemyślany, a dzięki temu interesujący. Historia była bardziej
angażująca i bardziej trzymała w napięciu, aż do tego stopnia, że momentami nie
mogłam się wręcz oderwać od tej historii, czułam, że muszę poznać rozwiązanie
całej sprawy i to teraz, zaraz natychmiast.
Jeśli
zaś mowa o wątku obyczajowym (a może powinnam powiedzieć romantycznym?), który
wiódł prym w poprzedniej części, to tutaj faktycznie było go mniej, co
przyczyniło się do tego, że wypadł on jednocześnie gorzej, jak i lepiej. Nie ma
co ukrywać, że nie był on w żaden sposób i odkrywczy i chociaż autorka nieźle
radzi sobie z opisami uczuć, tak tutaj nie potrafiła zakończyć pewnych wątków
we właściwym miejscu, i później wracała do nich, chociaż absolutnie nie było to
potrzebne, a powiedziałbym nawet, że zbyteczne. Dzięki mniejszej objętości te
męczące kwestie trwały jednak po prostu krócej i nie wymęczyły mnie, tak jakby
mogły przy większej ilości stron. Na tej warstwie nie było rewelacyjnie, ale
nie było też tragicznie i tego się trzymajmy.
Krzywda jest zawsze krzywdą. Na tym polega problem: nie uczymy się niczego z historii. Wszystko przestaje nas interesować już po kilku dniach, czasem po kilku godzinach. Po chwili wszystko wydaje się nam przeszłością. Ale zapominamy, że jeśli nie będzie nas obchodziła niesprawiedliwość, bo to było kiedyś, ta niesprawiedliwość będzie się powtarzać raz za razem.
Dolores
Redondo w sposób niemal mistrzowski wykorzystała tu przeszłość głównej
bohaterki i potencjał drzemiący w samej postaci. Po pierwsze wplatała
wspomnienia w odpowiednich momentach i w odpowiedniej ilości, ubogacając całą
historię i rzucając na nie inne światło. Po drugie wyciągnęła z Amai wrażliwość
i wątpliwości związane z byciem matką, pozostawiając ją przy tym twardą
policjantką ze świetnym zmysłem detektywistycznym. I nawet jeśli miała ona
pewne momenty irytującego zachowania, tak ze względu na całokształt jestem jej
to skłonna wybaczyć.
Większą
rolę odegrały tu postaci drugoplanowe, dzięki czemu również i one zyskały
dodatkową głębię, przestając być płaskimi figurkami, a powoli stając się
ciekawymi osobowościami.
Lepiej
wypadły tu również dialogi – zdecydowana większość brzmiała naturalnie, a ich
treść wiązała się z całą historią. Styl autorki również był tu lepszy, chociaż
wciąż nie dorównał on kunsztowi, z jakim zostało napisane Dam ci to wszystko.
Mniej było to niezręcznych konstrukcji, słownictwo było bogatsze, a opisy
zyskały lepszą płynność.
Dzięki
minimalnej ilości wątków nadprzyrodzonych autorka mogła skupić się na
ważniejszych kwestiach i szczegółowiej je opisać. Przyczyniło się do większej
spójności klimatu i bardziej rozbudowanych wątków pobocznych, które przestały
być zapychaczami treści, i zaczęły uzupełniać całość.
Trzeba się z tym pogodzić i nie walczyć z czymś, czego nie można zmienić. Nie zawsze jest lato, ale to oznacza, że jesień jest czymś złym.
Świadectwo
kości jest jedną z tych książek, którym udało się mnie pozytywnie zaskoczyć.
Zagadka kryminalna została tu napisana po prostu lepiej, wątek obyczajowy
został ograniczony do bezpiecznej objętości i zamiast przeszkadzać w lekturze,
zaczął ją ubogacać, potencjał drzemiący w historii głównej bohaterki został
świetnie wykorzystany, a zakończenie całości było po prostu lepsze. Czy jednak
była to powieść idealna? Zdecydowanie nie. Pewne kwestie zostały nieco
przeciągnięte, niektóre sceny były tu po prostu nie potrzebne, a pewne dialogi
wypadały zaś nienaturalnie. Niemniej druga część prezentuje nam zdecydowanie
ciekawszą historię, niż tom pierwszy, a całość czyta się po prostu przyjemniej. Może nie dla koneserów kryminałów, lecz dla tych, którzy swoją przygodę z gatunkiem zaczynają, będzie to bardzo dobry wybór.
Moja ocena:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz