Tytuł oryginału: Where One Goes
Tytuł polski: Tam dokąd zmierzamy
Autor: B.N Toler
Tłumaczenie: Monika Rodziewicz
Wydawnictwo: NieZwykłe
Charlotte widzi umarłych. I choć niektórzy mogliby uznać jej umiejętności za dar, tak dla dziewczyny są one największym przekleństwem...
Pewnego dnia w jej życiu pojawia się jednak duch zmarłego żołnierza, z którym dziewczyna zawiera niebezpieczną umowę.
Po tym wszystkim jej życie już nigdy nie będzie takie samo.
&&&
Wydaje
się, że na kartach powieści przeczytaliśmy już niemal każdy możliwy romans,
począwszy od tego pomiędzy dwójką ludzi, przez wampiry, wilkołaki, anioły i
wiele innych istot. B.N. Toler postanowiła jednak zrobić jeszcze jeden krok i
stworzyła romans, w którym kobieta zakochuje się… w duchu. Istocie pozbawionej
ciała, będącej jedynie hologramem, którego nie można dotknąć, a którego
zobaczyć mogą jedynie ludzie o szczególnych zdolnościach, ludzie tacy jak
Charlotte. Początkowo ta historia zapowiadała się według mnie bardzo naiwnie i dość sztampowo, jednak tak wielu z Was zachwalało Tam dokąd zmierzamy w
swoich postach i tak wielu umieszczało ten tytuł w najlepszych książkach
ubiegłego roku, że nie mogłam oprzeć się pokusie i w końcu sięgnęłam po
wspomnianą powieść. Czy tym razem było warto słuchać poleceń innych?
Śmierć jest bezwzględna. Nie można z nią dyskutować. Ale przynajmniej umarłem z honorem. Są gorsze rodzaje śmierci.
Warto zacząć
od wspomnienia o tym, że w tej powieści występuję trójkąt miłosny. I tak wiem.
Niewielu ludzi lubi takowy wątek, jednak śpieszę z zapewnieniem, że nawet mnie, zagorzałej przeciwniczce trójkątów miłosnych, w tej książce zupełnie on nie
przeszkadzał. Stało się tak za sprawą naprawdę dobrze nakreślonych w powieści
relacji między poszczególnymi postaciami. Szczególnie dobrze w moich oczach
wypadł chyba związek Charlotte z Georgem, ponieważ nie był on w żaden sposób
łatwy, nic w trakcie jego trwania nie rozwiązywało się samo, a przejście od
ogromnej niechęci do fascynacji było nakreślone nadzwyczaj naturalnie, ponieważ
odbywało się na przestrzeni kilkudziesięciu rozdziałów. Ku mojemu zdziwieniu
dobrze wypadło też przedstawienie zażyłości między duchem i Char, ponieważ choć
z oczywistych względów nie było tam miejsca na bliskość fizyczną, to wyczuć
można było między bohaterami chemię. Naturalnie wypadło też nawiązywanie
relacji dziewczyny z kolejnymi mieszkańcami miasteczka, nawet jeśli kilkukrotnie
autorka poszła na skróty i stworzyła zbyt idealne postaci. W całości pojawiły
się jednak dwa wątki, które nieco mi przeszkadzały, a mianowicie: relacja
między braćmi bliźniakami, która została określona jako zażyła na samym
początku powieści, ale później zniknęła gdzieś pomiędzy stronami, bo w
zachowaniu Ike, doszukiwałabym się trochę innej motywacji, niż sugerowała nam
sama autorka. Wybitnie przerysowanie wypadła również relacja na linii Misty i
jej chłopak, w której to na próżno szukać jakiejkolwiek głębi, czy elementu realizmu.
Może jesteś załamany, ale ja też jestem. To, że tak się czujemy, wcale nie znaczy, że jesteśmy mniej wartościowi, tylko że kochaliśmy kogoś tak mocno i tak bez pamięci, że utrata tej osoby jest jak utrata części samego siebie.
Powieść
B.N. Toler w moich oczach stoi relacjami, jednak sami jej bohaterowie także nie
wypadli najgorzej. Charlotte może wzbudzić sympatię, nawet jeśli bywa naprawdę
naiwna i lekkomyślna, a inni trochę ją przeceniają. W Ike nie doszukiwałabym
się zaś szczególnie skomplikowanego charakteru, ale jego prostoliniowość i
dobroduszność, sprawiała, że chciało mu się kibicować. W George’u było zaś coś
mrocznego, ale fascynującego i nawet w chwilach, gdy zachowywał się jak dupek,
dało się odnaleźć ku temu jakieś wytłumaczenie, dzięki któremu można było go
zrozumieć. Bohaterowie drugoplanowi wypadali zaś przeróżnie — mieliśmy ty
przerysowaną Misty i pana Mercera, jak i sympatycznego Snipera i Annę.
Ta
książka nie uwiedzie Was ze względu na wybitny warsztat pisarki. Została bowiem
napisana bardzo prostym językiem, dzięki czemu czytało się ją bardzo szybko.
Pojawiło się jednak kilka scen, które nie zostały w mojej ocenie napisane zbyt
dobrze. Mówię tu o końcowych rozdziałach, gdzie wkradło się mnóstwo patosu i
ckliwości, która z pewnością sprowokuje niektórych do płaczu, ale u mnie
wywołania pełne pożałowania kręcenie głową, ponieważ było po prostu zabawne.
Momentami w dialogach pojawiało się też trochę zbyt dużo wulgarności, która nie
pasowała do konkretnych sytuacji, niektóre myśli męskich bohaterów były bardzo proste, a opisom zbliżeń brakowało pewnej
naturalności, która sprawiłaby, że wypadłyby one nieco mniej sucho. Nie
rozumiem też sensu wydarzeń mających miejsce w epilogu, ponieważ gryzły mi się
one z wcześniej wyrażanymi przez postać Charlotte poglądami.
Wątek
paranormalny wbrew moim przypuszczeniom nie odegrał tu szczególnie dużej roli, był tu niemal niezauważalny, dlatego pozwolę go sobie
przemilczeć.
Chwile przychodzą i odchodzą; są jak szybkie przebłyski czasu. A jednak mogą mieć największy wpływ na nasze życie. Albo je złapiemy i wykorzystamy do naszych potrzeb, albo wypuścimy. Te, którym pozwalamy odejść, wiążą się z nami najsilniej - ponieważ żal jest czymś, co nigdy nas nie opuszcza.
Tam
dokąd zmierzamy nie jest książką, która, w jakiś sposób zmieniła moje życie.
Jest jednak powieścią, która dała mi naprawdę dużo przyjemności w czasie
lektury, a która traktuje o zranionych duszach, gubiących się raz po raz i
próbujących odnaleźć się w brutalnej rzeczywistości. Jej bohaterowie nie są
idealni, jednak relacje między nimi są niemal namacalne, cała historia jest
naprawdę prosta, ale na swój sposób naprawdę angażująca. Jeśli macie ochotę na
dobry romans i nie przeszkadzają Wam wątki paranormalne, to z tą książką,
podobnie jak ja, spędzicie kilka naprawdę przyjemnych chwil.
Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz