Ariana | Blogger | X X

12.04.2019

Lubię czy nie lubię? Wady i zalety cyklu „O Chłopcach”




Są takie serie, po które sięgamy w konkretnym celu, bo mamy ochotę popłakać, bo mamy ochotę się pośmiać, bo chcemy przeczytać o konkretnej sytuacji, bo pragniemy przeżyć fantastyczną przygodę, bo stęskniliśmy się za opowieściami danego autora... Pierwszą część Do wszystkich chłopców, których kochałam przeczytałam ze zwykłej ciekawości. Po drugą sięgnęłam, ponieważ potrzebowałam czegoś, co pozwoli mi się odprężyć po stresującym okresie w szkole. Po trzecią sięgnęłam zaś po angielsku, nie chcąc jeszcze żegnać się z tymi bohaterami, nie znając końca ich historii. I nie wiem jak ująć w jedną, szczegółową recenzję moje odczucia względem książek Jenny Han, ale czuję, że muszę wyrzucić z siebie moje odczucia, by zamknąć jakiś rozdział i ruszyć dalej, dlatego przedstawiam Wam moje odczucia w postaci wypunktowanych wad i zalet.


Za co lubię?

















  • Za relacje rodzinne – Rodzina w książkach młodzieżowych stanowi zwykle element tła, niewiele ważniejszy od koloru ścian pokoju głównej bohaterki. Tylko czasami, zwykle, gdy autorowi brakuje pomysłów na dalszą akcję, pojawiają się rodzice, z którymi główna bohaterka będzie musiała stoczyć bitwę na śmierć i życie (albo na pięć rozdziałów), by być z ukochanym chłopakiem. Tymczasem w książkach Jenny Han rodzina stanowi jeden z najważniejszych, o ile nie najważniejszy wątek. Cudownie rozpisane relacje między siostrami, stojący nieco na uboczu, ale służący dobrą radą ojciec, przyczyniły się do powstania niepowtarzalnego klimatu domu, pełnego rodzinnego ciepła, w którym nawet mimo kłótni i nieporozumień, zawsze udaje się odnaleźć drogę do siebie nawzajem.
  • Za związek, w którym nikt nikogo nie udaje – Dla tych, którzy znają jedynie ogólny zarys fabularny serii, może to brzmieć dziwacznie, ze względu na przedstawiony tam charakter relacji. Musicie mi jednak uwierzyć, że w całej serii wątek miłosny wypada naprawdę uroczo, a przy tym dość realistycznie. Głównie ze względu na to, że Lara Jean nie zmienia się nagle z Kopciuszka w królową, a jej cechy charakteru nie znikają, gdy na horyzoncie pojawia się chłopak. Obiekt westchnień bohaterki również nie doznał tu ogromnej przemiany i nawet jeśli momentami autorka nie prowadziła tej postaci konsekwentnie, tak wypadła ona naprawdę dobrze na tle ogółu. Bo związek nie powinien wymuszać całkowitej zmiany naszego życia, ale na nie wpływać, a zakochani, zamiast zatracać osobisty charakter, powinni dostosowywać się do siebie, i tak było w tej serii.
  • Za pasje, które nie znikają – Głowni bohaterowie mają swoje życia, którymi muszą się zajmować i to nawet gdy już odnajdą do siebie drogę. I tak miłość Lary Jean do pieczenia dodaje serii ogromnego uroku, a jej wypieki potrafią przyprawić o cieknącą ślinkę, zaś Peter nie zapomina o tym, że gra w lacrosse i cóż za zdziwienie, wciąż musi chodzić na treningi i na mecze, więc nie spędza całego wolnego czasu z narratorką.
  • Za brak wielkiej dramy – Autorka nie musiała tworzyć wielkich rozbuchanych problemów i kolejnych ogromnych kłód, które mogłaby rzucić pod nogi głównej parze, by uczynić tę serię ciekawą. Owszem pojawiają się tu pewne problemy i mniejsze czy większe nieporozumienia, ale większość z nich została zachowana w granicach rozsądku, przez co z serii wciąż bije niebywały urok.
  • Za zakończenie – Oczywiście nie zdradzę Wam, czym kończy się cała seria, ale powiem w kilku słowach jak się kończy. A kończy się nieco przewrotnie, z niebywałą dawką uroku i co dla mnie najważniejsze, całkowicie zgodnie z przesłaniem całej historii Lary Jean.
  • Za urok – Jeśli przyszłoby nam określić ten cykl jedynym słowem, to jestem pewna, że większość osób użyłaby właśnie słowa: urocza. Dzięki relacjom rodzinnym, związkowi i samej postaci Lary Jean ta postać zyskała bowiem niebywale kochany klimat, który sprawia, że w trakcie czytania jest nam cieplej na sercu, a usta same wykrzywiają się uśmiechu, i to wydaje się najbardziej znamienną zaletą, łączącą każdy z trzech tomów.

 A za co nie lubię?

















  • Za postaci drugoplanowe – Wspominałam o tym, że podoba mi się kreacja sióstr i ojca, jednak pozostałe postaci pozostawiają wiele do życzenia Genevieve jest papierową antagonistką, Chris jest przyjaciółką, która pojawia się i znika, Lucasa definiuje jedynie bycie przyjacielem głównej bohaterki…
  • Za wątki, które znikają i się pojawiają – Nie jestem w stanie wybaczyć autorce tego, co zrobiła wątkiem Josha, który malował się jako przyjaciel całej rodziny, niemal jej nieodłączna część, a później, gdy już przestał być potrzebny, po prostu zniknął i góra dwa razy zostało wspomniane jego imię.  Podobnie ma się sytuacja z Johnem, który pojawił się, bo był potrzebny, a później podobnie jak Josh wyparował, bez żadnego większego powodu, bez konsekwencji. Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem, tak przedmiotowego traktowania tak dobrych postaci.
  • Za niedojrzałość w związku i te kilka dziwnych dialogów – Rozumiem, że dla Lary Jean relacja z Peterem jest czymś zupełnie nowym, ale będąc w wieku bohaterów, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorce pomyliły się cyferki i czytam o związku trzynastolatków, a nie osiemnastolatków. Niektóre zachowania i pytania wydawały mi się okropnie infantylne, nie wydaje mi się bowiem, żeby dzisiejszy nastolatek po sprzeczce o to, że rok temu jego dziewczyna widziała (nawet nie rozmawiała!) pewnego chłopaka, z której nie wynikło naprawę nic więcej, zapytał po prostu: chcesz zerwać? Przepraszam, ale kompletnie tego nie widzę. Zabawne wydawały mi się też niektóre inne powody sprzeczek pary jak, chociażby „kłótnia” o miejsce w autobusie i foch za zjedzone marchewki...
  • Za wprowadzenie miliona króciutkich wątków, zamiast dwóch dobrych – Szczególnie dotyczy to tomu trzeciego, w którym Jenny Hann zaserwowała nam prawdziwą mieszankę wątków, na zaledwie trzystu stronach, przez co wiele z nich pojawiało się i znikało, niektóre wydawały się ważne przez zaledwie moment, bo potem zapadały w zapomnienie, inne zaś rozwiązywały się na przestrzeni zaledwie kilku stron. I chociaż każdy z tych wątków miał w sobie potencjał, tak zdecydowanie wolałabym, by autorka skupiła się na połowie z nich i po prostu lepiej je rozpisała, bo to uczyniłoby tę serię po prostu lepszą.

Podsumowując, O Chłopcach z pewnością nie jest serią idealną. Niemniej z pewnością ma ona w sobie ogromny urok, który sprawia, że jeśli przymkniemy oczy na mankamenty, to zatoniemy w wykreowanej przez autorkę przeuroczej historii nieco naiwnej nastolatki. I z pewnością gdybym mówiła o innych książkach to zaczęłabym rozróżniać komu polecam, a komu nie polecam się z nimi zapoznać, jednak Jenny Hann pisząc ten cykl musiała użyć magicznej różdżki, bo gdy myślę o historii Lary Jean to potrafię skupić się jedynie na jej pozytywach. Jeśli macie więc gorszy humor lub macie po prostu ochotę na lekką i niebywale uroczą powieść młodzieżową, to ta seria będzie strzałem w dziesiątkę. 

Ocena całego cyklu: 
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobry)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz