Ariana | Blogger | X X

18.04.2019

Przyjaźń, która nie przetrwała próby czasu i dała początek bardzo słabej książce


Tytuł oryginału: The Killer You Know 
Tytuł polski: Nigdy się nie dowiesz
Autor: S.R. Masters
Tłumaczenie: Monika Wisniewska 
Wydawnictwo: Burda Publishing Polska

Gdy Will mówi, że zostanie mordercą, żaden z jego przyjaciół nie traktuje jego obietnicy poważnie. 

Kilkanaście lat później mężczyzna znika bez śladu, a wokół grupki dawnych przyjaciół zaczynają pojawiać się niepokojące zbiegi okoliczności...




&&&

Thrillery, które bawią się dwoma płaszczyznami czasowymi, mają w sobie coś, co mnie do nich przyciąga. Lubię czytać o grupkach przyjaciół, zwykle dzieciaków, które spędzają ze sobą czas, budują między sobą relację i niemal zawsze robią głupie rzeczy, a potem przyglądać się ich przyszłym wcieleniom, oglądać to, jak bardzo się zmienili, doszukiwać się drobnych podobieństw w ich zachowaniu. Gdy temu wszystkiemu towarzyszy zaś zagadka kryminalna, można mnie uznać za całkowicie kupioną i właśnie dlatego, gdy tylko przeczytałam opis Nigdy się nie dowiesz, wiedziałam, że jest to pozycja, po którą z pewnością sięgnę.

- Nie chcę dzieci qua dzieci. – oświadczyłam. – Kiedy tak to przedstawiasz, wydaje się taka konwencjonalna.
- Qua? – Czy ty rzucasz mi tu łaciną? Słuchaj, panno Cambridge, nie ma nic złego w byciu czasem konwencjonalnym. Wdychasz tlen, prawda? Pijesz wodę. Jeździsz samochodem, a nie konno. Niektóre konwencje są w porządku.


Najlepszym, chociaż zdecydowanie nieidealnym elementem powieści są fragmenty poświęcone przeszłości bohaterów. Przedstawione nam postaci miały bowiem własne charaktery, typowe dla siebie zachowania czy styl wypowiedzi i przyjemnie było mi czytać o kimś, kogo następnego ruchu mogłam się spodziewać. Nieźle wypadła też kreacja przyjacielskich relacji między członkami grupy, ponieważ chociaż nie wszystkie postaci za sobą przepadały, niektóre wręcz otwarcie się nie lubiły, tak wszyscy razem, stanowi grupę osób o różnych temperamentach, która świetnie się uzupełniała, nawet jeśli nie zawsze się dogadywała. Niemniej mam zastrzeżenia co do poprowadzenie przez autora wątków romantycznych. Zdaje sobie bowiem sprawę, że dziecięce zauroczenia nie są najgłębszymi uczuciami na świecie, ale wydaje się, że Masters opisał je jak relacje dwóch rzeczy, nie osób, zapominając o uczuciach i opisując wszystko bardzo prosto i rzeczowo, wręcz przedmiotowo, nie próbując nawet opisać emocji postaci, i było w tym coś odpychającego. Nieszczególnie rozumiem też kreacje młodego Willa, który przez wielu bohaterów określany był jako dziwny, a nawet przerażający, tymczasem my nie przeczytaliśmy o niczym, co mogłoby wzbudzić takie uczucia. Był on po prostu chłopcem trzymającym się nieco na uboczu grupy i wkraczającym do akcji, gdy było to potrzebne. Inne postaci tymczasem chyba tylko po to, by według zamysłu autora podsycić napięcie w drugiej płaszczyźnie czasowej, miały szósty zmysł, który kazał im myśleć: on jest niebezpieczny, chociaż nic nie robi.
Najdziwniejsze wydaje się jednak to, że dziecięca narracja nie przyniosła nam żadnych szczególnie ważnych informacji, wydaje się, że opowiadała po prostu o grupce młodych ludzi robiących głupie rzeczy, ale wszystko razem nie składało się na interesującą historię, a pozostawało osobnymi elementami, trochę o niczym.


- Chcesz o tym pogadać? – Rupesh jest zaskoczony tym, jak pewnie brzmi jego głos, jak dorośle. – Nie musisz. Mogę tu sobie posiedzieć i być twoim automatem z chusteczkami.

Dorastanie najwyraźniej kradnie charakter, a przynajmniej tak stało się w przypadku bohaterów tej powieści, którzy z całkiem ciekawych dzieciaków stali się grupką kompletnie nijakich dorosłych, bez charakteru, bez szczególnych gestów, których wyróżniać może jedynie ich naiwność i podatność na wpływy z zewnątrz.

Sam pomysł na wątek kryminalny był zaś niebywale interesujący, ale w trakcie realizacji uciekł autorowi przez palce. Brakowało tu klimatu czy to rozgorączkowani, czy zagrożenia, przez co trudno jest jakkolwiek wejść w tę historię, a zaangażowanie w całą sprawę dodatkowo utrudnił brak wskazówek, które pozwoliłyby czytelnikowi na samodzielne rozwiązanie sprawy, więc skazany on był na śledzenie toczącej się w ślimaczym tempie historii. Brak dobrych postaci i ciekawych relacji sprawił zaś, że powieść czytało mi się trochę jak przypadkową ulotkę, kompletnie bez emocji czy zainteresowania.

Wątek poszukiwań Willa ciągnął zaś zdecydowanie zbyt długo jak na to, że autor nie miał na niego wystarczająco dobrego pomysłu. Czytamy bowiem o ciągnących się w nieskończoność poszukiwaniach, które trwały tak długo tylko dlatego, że gdy tylko bohaterowie chcieli się poddać, znikąd pojawiała się wskazówka, która kazała im szukać dalej, co sprawiło, że cała jego historia składała się z przypadkowych elementów, które jakbyśmy ich nie ułożyli, nie potrafiły wzbudzić zainteresowania. I jakby tego było mało, gdy byliśmy już przy końcu powieści, okruchy, które zostały z dobrego pomysłu, zmieniły się w proch, a później rozwiał je wiatr. Wydaje się bowiem, że autor miał pomysł na zakończenie całej powieści (idea gry w Poświęcenie była nawet interesująca), ale nie wiedział, w jaki sposób powinien do takiego końca dość i jak go później opisać. Napisał go więc bardzo prostym językiem, bez krztyny dynamiki i nie próbując nawet nadać dziejącym się wydarzeniom większej wagi, czy zbudować choć chwilowego napięcia. I nawet jeśli ostatni rozdział był całkiem ciekawym zamknięciem, tak nie mógł on już uratować miernej całości.

- Przepraszam, głupio się czuję, że płaczę, kiedy ty przechodzić przez coś znacznie trudniejszego.
- Ludzie mają różne problemy, ale wszystkie są ważne.

Nigdy się nie dowiesz miało zadatki na zostanie naprawdę dobrym thrillerem, jednak Masters zbyt szybko wytrącił sobie wszystkie asy z rękawa i stworzył kompletnie miałki zlepek wątków, na które widocznie nie miał pomysłu, prowadząc nas do kompletnie niedramatycznego zakończenia.  Trudno powiedzieć by poza całkiem dobrą kreacją młodych wcieleń bohaterów coś w tej powieści się udało – nie ma tu klimatu, interesującej sprawy, ani scen budzących zainteresowanie, a styl autora był przy tym wszystkim nadzwyczaj prosty. I tak z dobrego pomysłu nie ostał się nawet pył.

Moja ocena:
★★☆☆☆☆☆☆☆☆
(bardzo słaba)




Korzystając z okazji i zdając sobie sprawę, że ze względu na matury, spotkamy się najpewniej dopiero w trzeci tygodniu maja, chciałabym życzyć Wam wspaniałych świąt i pięknej majówki. Niech pogoda Wam dopisze, babka i barszcz wyjdą przepyszne, a z Waszych ust ani na chwilę nie schodzi uśmiech!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz