Ariana | Blogger | X X

5.06.2019

Kolejna średnia książka do kolekcji?


Tytuł oryginału: This is Falling 
Tytuł polski: Zapadnij w serce
Seria: This is Falling (tom #1)
Autor: Ginger Scott 
Tłumaczenie: Ischim Odorowicz-Śliwa 
Wydawnictwo: Kobiece

Rowe, chcąc uciec od tragicznych wspomnień postanawia wyjechać na studia położone daleko od jej domu. To właśnie tam, w jednym z domów studenckich poznaje Nate, sportowca, który fascynuje ją już od pierwszej chwili. 






&&&

Gdy przychodzi odpowiednia chwila, gdy wpadam w określony nastrój, ale jeszcze nie jestem pewna, po jaką pozycję powinnam teraz sięgnąć, lubię przeglądać moje półki na Lubimy Czytać w poszukiwaniu tak zwanej inspiracji. Zobaczywszy okładkę książki Ginger Scott i wysoką średnią ocenę jej książki, przypomniało mi się jak wiele dobrego, przeczytałam o niej na innych stronach, dlatego bez zawahania włączyłam czytnik, odnalazłam Zapadnij w serce i z ogromnym zapałem zaczęłam czytać…


– Ja nie prowadzę żadnych gierek, Rowe. Ja tylko… Ja po prostu tego nie robię – mówi mi do ucha. – Poczekam, ale nie będę czekać wiecznie.


Jest w tej książce jeden wątek poprowadzony w najbardziej znienawidzony przeze mnie sposób. Mówię tu o traumie, którą rzekomo miała główna bohaterka po tragicznych wydarzeniach, których była uczestnikiem. Dlaczego rzekomo? Ponieważ ta kwestia pojawiała się dopiero, wtedy gdy była dla autorki przydatna, a jeśli w czymś jej przeszkadzała, to po prostu znikała. Absolutnie rozumiem, że Rowe, głównej bohaterce, mogło się polepszać z czasem, tyle że jej nagła przemiana i cała akcja pojawiająca się na końcu powieści wypadła dla mnie okropnie sztucznie, bo była kompletnie pozbawiona logicznych podstaw. Ponieważ ja czytałam myśli bohaterki i imię Josha pojawiało się w nich, a i owszem, lecz zaledwie na samym początku tej historii, później zaś magicznie z nich wyparowało, więc wszystkie te problemy wynikające z tego, że myślała o nim cały czas, to jedno wielkie nieporozumienie. Cała kłótnia pojawiająca się na ostatnich stronach utworu wydawała mi się, więc kompletnie bez sensu, jakby pojawiła się tylko po to, żeby autorka mogła oddać konkretną liczbę stron, dlatego też musiała przedłużyć tę opowieść, dodając akcje, której podstawy chwiały się na nogach, więc powstała jedna wielka niepotrzebna, sztuczna drama.

Rowe jest dziwną bohaterką. Niby zamkniętą w sobie, niby nieśmiałą, niby zagubioną i przestraszoną, ale umiejącą zmienić swoje zachowanie w ciągu ułamka sekundy, stając się odważną i pyskatą. Takie przemiany uczyniły ją w moich oczach kompletnie nierealną, a jeśli dodamy do niej znikającą i pojawiają się traumę, to otrzymamy bohaterkę, której mimo usilnych starań nie potrafiłam polubić, ponieważ nie odnalazłam ku temu żadnych powodów.

Podobała mi się jednak pomysł wykreowania Nate’a na nieśmiałego sportowca, ponieważ mogło to być podstawą do wyróżnienia go spośród tłumu jednakowych głównych postaci męskich. Tyle że jego niepewność jak wiele innych elementów w tej powieści, to znikała to pojawiała się. Czasem wydawało mi się bowiem, że faktycznie czytam o kimś nieco innym niż zwykle, że autorka ładnie nakreśliła jego charakter, ale czasami po prostu pewność siebie była według autorki czymś niezbędnym, więc po prostu nagle bohater miał jej nagłe przypływy, które trwały kolejne kilkanaście stron.

Relacja głównych bohaterów wydawała mi się zaś momentami naprawdę słodka, a czasami niezwykle mnie irytowała. Nie dostrzegałam bowiem między tymi bohaterami większej chemii i denerwowały mnie niektóre rozmowy o niczym, które się w tej powieści pojawiały. Liczyłam chyba na coś więcej, na to, że wątek stanowiący podstawę całej historii zostanie skonstruowany nieco ciekawiej, że autorka kryła w rękawie jakiegoś asa, jednak jak się okazało, trzymała tam jedynie mierne szóstki.

Nawet twoja najulubieńsza piosenka na świecie staje się nudna, kiedy masz ją ustawioną jako dźwięk w telefonie, a twoja matka ciągle dzwoni i dzwoni, i dzwoni, i dzwoni.

Trudno mi było nie odnieść wrażenia, że drugoplanowe postaci istniały tu tylko dlatego, że autorka wiedziała, że później będą jej potrzebne. I tak mamy Cassie, która była typową dla książek młodzieżowych współlokatorkę, z którą główną bohaterka według istniejącego gdzieś kodeksu, musi się zaprzyjaźnić, która to zakochuje się w bracie głównego bohatera, który z nim mieszka. Co otrzymamy z tej mieszanki? Wolny pokój w akademiku dla naszych głównych gołąbków, oczywiście. Poza tym mogłabym wyróżnić jeszcze siostrę Cassie, która pojawiła się na początku, by trochę po przeszkadzać, a potem po prostu się wyprowadziła i wróciła dopiero w chwili, gdy Rowe nie wiedziała, w co ma się ubrać. Wiem, że nieco teraz wyolbrzymiam, bo takie zbiegi okoliczności pojawiają się w każdej powieści, ale kurczę, nie pamiętam, kiedy ostatnio dostałam tak dobitny obraz kreowania postaci na zasadzie ich użyteczności, bez większych starań w kreowaniu ich charakterów.

Wiem, że każdego może bawić coś innego, ale nie wiem, kogo miałyby rozśmieszyć żarty, które robią sobie nawzajem główni bohaterowie. Czułam się wręcz zażenowana, czytając o ich kawałach, które, nie obrażając nikogo, były moim zdaniem na poziomie gimnazjalistów, no wiecie: haha patrzcie posikał się, haha pomalowałam chłopakom pokój na różowo, haha ukradnijmy ulubionego misia twojego dorosłego brata. Przepraszam, jeśli kogoś to jednak bawi, ale mi nie czytało się tego ani przez chwilę dobrze.

Książka jest napisana nieźle, może bez szczególnego polotu, ale na tyle dobrze by całkiem przyjemnie się to czytało. Podobało mi się też to, że autorka potrafiła odróżnić od siebie męską i damską perspektywę nie tylko za sprawą napisu u góry strony, lecz za sprawą nieco innego słownictwa, jakim posługiwali się bohaterowie.

– Ej, Nate? – mówię ledwo szeptem.
– Mmmm – odpowiada z nosem wtulonym w tył mojej głowy i przyciąga mnie jeszcze bliżej, nadal zanurzając mi palce we włosach.
– Powinieneś mieć więcej życzeń – stwierdzam.
– Właśnie pomyślałem ich ze dwadzieścia. Ale bez obaw. Jestem cierpliwy.

Zapadnij w serce to jedna z tych książek młodzieżowych, które są bardzo podobne do innych pozycji znajdujących się na półkach księgarni, ale jednocześnie brakuje jej tego, co czyni inne powieści rewelacyjnymi – prawdziwych bohaterów, chemii w wątku romantycznym, ciekawego tła, a wszystkie te braki zostały doprawione żenującymi żartami i źle napisaną traumą. To nie jest zła książka, lecz istnieje wiele innych do niej podobnych, które są po prostu od niej lepsze.,

Moja ocena: 
★★★★☆☆☆☆☆☆
(może być)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz