Tytuł oryginału: The Hate U Give
Tytuł
polski: The Hate U Give. Nienawiść, którą dajesz.
Autor: Angie Thomas
Starr
żyje w rozdarciu pomiędzy dwoma światami — biedną dzielnicą, w której mieszka
oraz luksusową szkołą, do której uczęszcza.
Pewnej
tragicznej nocy, dziewczyna jest świadkiem, jak jej przyjaciel zostanie
zastrzelony przez policjanta i to wydarzenia obróci cały jej, ale nie tylko,
świat do góry nogami.
Zapamiętaj: The Hate U Give Little Infants F... Everybody
&&&
Są
takie tytuły, które chcemy przeczytać od pierwszej chwili, gdy o nich
usłyszymy, ale nigdy nie mamy czasu, by się za to zabrać. Są takie pozycje,
które stojąc na naszych regułach, krzyczą wyjątkowo głośno, by je przeczytać,
teraz, zaraz natychmiast. Jedną z takich książek było dla mnie The Hate U Give,
po które bardzo chciałam sięgnąć, odkąd tylko poznałam zarys jej fabuł, lecz
nie potrafiłam odnaleźć ku temu odpowiedniego momentu. Aż pewnego słonecznego
popołudnia, czysto spontanicznie, ściągnęłam wspomnianą powieść z regału i po
prostu zaczęłam czytać, z myślą, że zaczynam niebywale dobrą lekturę…
Trzymaj ręce tak, żeby były widoczne. Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów. Odzywaj się tylko wtedy, kiedy cię o coś zapytają.
Ta
książka nie rozpoczyna się powoli, autorka nie zwlekała i wrzuciła
najważniejszą scenę z całej powieści, wokół której kręci się tak właściwie cała
historia już na samym jej początku. Nie żyję w Stanach Zjednoczonych, nigdy nie
byłam tam nawet w trakcie wakacji, jednak oglądam wiadomości i wiem, że takie
sytuacje naprawdę mają miejsce, a mimo to… Mimo to nie potrafiłam spokojnie
czytać o tym akcie okrucieństwa, o tej zwykłej niesprawiedliwości świata, przez
którą musiał zginąć młody, niewinny mężczyzna. I najdziwniejsze jest to, że nie
uważam by ta scena była szczególnie dobrze napisana – zabrakło w niej kilku
zdań, które sprawiłby, że zaangażowałbym się w całą sytuację, odrobiny
dynamizmu i emocji, lecz na przekór temu ta scena wydawała mi się okropnie mocna,
wręcz przytłaczająca.
Po owym
tragicznym wydarzeniu książka wcale o nim nie zapomina, a wręcz wciąż kręci się
wokół niej, ponieważ główna bohaterka całej historii i jednocześnie jej
narratorka, będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami tragicznej nocy.
Niezwykle podobało mi się to, że autorka umiejętnie lawirowała między kolejnymi
sytuacjami i chociaż używała prostego, młodzieżowego języka, to wciąż potrafiła
wzbudzić w czytelniku chęć do refleksji. Ciekawy wydał mi się również fakt, że
chociaż powieść jest dość mocno jednostronna, za sprawą jej narratorki, tak
Angie Thomas udało się przemycić tu kilka nieco odmiennych poglądów na ową
sprawę za pomocą naprawdę różnorodnych bohaterów.
Główna
bohaterka, Starr nie jest postacią, do której poczułam sympatię od pierwszej
strony. Dziewczyna jest bowiem rozdarta pomiędzy dwoma światami i w obu musi
trzymać się na baczności, jeśli nie chce nikogo zawieść ani stać się
pośmiewiskiem, co zaś czyni ją nieco niezdecydowaną, chociaż w typowo
nastoletni sposób. Bohaterka czasami płaczę, czasami wrzeszczy, a czasami
irytująco długo milczy, ale przypomina w tym po prostu każdego z nas, przy tym
trudno jest jej także nie współczuć, jeśli spojrzymy na to, że w tak młodym
wieku, była świadkiem dwóch ogromnych tragedii. Oglądanie jednak jej
wewnętrznej przemiany, szybkiego, jakie musiała przejść, było jednak dla mnie
niebywale satysfakcjonujące, wręcz w jakiś sposób wyzwalające, ponieważ
ostatnie strony, sprawiły, że miałam ochotę wstać i zacząć bić brawo.
Wiele razy widziałam ten sam scenariusz: czarnoskóry zostaje zabity tylko dlatego, że jest czarnoskóry i rozpętuje się prawdziwe piekło. Sama zamieszczałam hasztagi na Twitterze, publikowałam cudze zdjęcia na Tumblr, podpisywałam wszystkie możliwe petycje. Zawsze powtarzałam sobie, że jeśli zobaczę coś takiego, będę krzyczała najgłośniej ze wszystkich, dopilnuję, żeby świat dowiedział się, co się tak naprawdę wydarzyło.
Właśnie to zobaczyłam i boję się odezwać.
Podobała
mi się również kreacja postaci drugoplanowych oraz relacji między nimi.
Wszystkie postaci miały tu bowiem swoje drugie dno, a większość z nich w
trakcie trwania powieści przechodziło także wewnętrzne przemiany. Relacje były
zaś w większości przypadków niebywale skomplikowane, ale zostały nam
przedstawione w tak krótki i przystępny sposób, że w niczym to nie
przeszkadzało, a wręcz ubogacało historię Starr, czyniło ją o wiele ciekawszą.
Jest w
tej książce jednak jeden ważny element, który mi się nie podobał. Dlaczego
Starr traktowała żarty o czarnoskórych jako największe zło świata, powód do
traktowania kogoś jak rasisty oraz do obrażania się, ale nie widziała niczego
złego w śmianiu się ze swojego białego chłopaka? Gdyby wspomniane docinki
dotyczyły innych tematów, gdyby jedno były faktycznie obraźliwe, to zapewne bym
zrozumiała. Tymczasem w książce pojawił się żart o kurczakach – bohaterka była
oburzona, ktoś naśmiewał się z tego, że Chris uważał makaron z serem za główne
danie – najśmieszniejszy żart świata. Nie do końca rozumiem też, w jaki sposób bohaterka i jej otoczenie
chciało walczyć o równe traktowanie swojej rasy, jednocześnie obrażając tą
drugą? Dlaczego na przykład ojciec, głównej bohaterki, miał taki problem z
zaakceptowaniem tego, że jego córka spotyka się z białym chłopakiem, a jej brat
wciąż podkreślał jego kolor skóry, skoro wciąż mówili o tym, że mają dość tego,
że ludzie ocenią ich przez ich karnację? Czy to nie jest przypadkiem spora hipokryzja?
Czasami człowiek robi wszystko prawidłowo, a i tak wychodzi źle. Kluczem jest nieustawanie w próbach robienia dobrze.
Jakkolwiek
rozumiem też, że slang jest nieprzetłumaczalny na język polski, tak czułam się
nieco dziwnie, czytając raz za razem, że bohaterka mówi inaczej w obu
środowiskach, tymczasem jednym co różniło jej sposób mówienia, było używanie
słowa „taaaa” zamiast „tak”.
Jest w
tej powieści jeszcze jeden element, który zwrócił moją uwagę – kreacja
dzielnicy, w której mieszkała rodzina Starr. Czułam się okropnie, czytając o
tym, że matka boi się wypuścić swoje dziecko same na ulice, by pojeździło na
rowerze i o tym, że ludzie tu mieszkający byli przyzwyczajeni nie tylko do
aktów wandalizmu, czy bójek, ale także do odgłosu strzałów, w którego przypadku
mieli nawet specjalny plan działania. I nie, te rzeczy nie zostały źle
napisane, po prostu było dla mnie tak niepojętym, jak ktokolwiek może mieszkać
w takich warunkach z własnej woli, i nie chcieć stamtąd uciec.
Na
koniec muszę jeszcze zwrócić uwagę na fakt jak idealnie dopasowany do treści
powieści, a zarazem wielowymiarowy jest jej tytuł, będący cytatem z jednej z
piosenek — The Hate U Give Little Infants F... Everybody, te mocne słowa
stanowią najlepsze podsumowanie, a zarazem streszczenie tej historii.
Wszyscy chcą rozmawiać o tym, jak Khalil umarł - mówię. - Ale w tej całej sprawie nie chodzi o to, jak zginął. Chodzi o to, że żył. Że jego życie się liczyło. Khalil żył! - Zerkam na gliniarzy. - Słyszycie mnie? Khalil żył! Czasami człowiek robi wszystko prawidłowo, a i tak wychodzi źle. Kluczem jest nieustawanie w próbach robienia dobrze.
The
Hate U Give to książka młodzieżowa, która porusza niezwykle trudny i ważny
problem, jakim są stosunki czarnoskórej ludności z policją w bardzo przystępny
sposób. I gdyby nie ta niekonsekwencja bohaterów w określaniu pewnych żartów
rasistowskimi, a niektórych nie, jestem pewna, że nazwałabym tę książkę
wybitną. Niemniej nawet pomimo tego zgrzytu, wiem, że ta książka i zwarta w
niej drastyczna historia nastoletniej Starr oraz dwójki jej przyjaciółki,
którzy zginęli w bardzo młodym wieku, na długo jeszcze pozostanie w moim sercu.
I nawet gdy szczegóły ulotnią się z mojej głowy, a imiona bohaterów pokryje mgła,
wiem, że część tej historii ze mną pozostanie, bo takich opowieści zwyczajnie
trudno jest pozbyć się z głowy, tak jak zapomnieć łez, które się przy nich
wylało, rozpaczając nad niesprawiedliwością świata.
Moja ocena:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz