Ariana | Blogger | X X

14.07.2019

Mam słabość do tego motywu!


Tytuł oryginału: Emergency Contact
Tytuł polski: Kontakt Alarmowy
Autor: Mary H.K. Choi
Tłumaczenie: Marta Feber
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Penny i Sam nie potrafią rozmawiać z ludźmi.
Przypadek sprawia jednak, że spotykają się i wymieniają numerami telefonu. Od teraz mają do siebie dzwonić gdyby któreś z nich potrzebowało pomocy. Okazuje się jednak rozmowy przez komunikator są dla nich o wiele łatwiejsze niż te w twarzą w twarz, dzięki czemu zaczyna się tworzyć między nimi niezwykła więź. 


&&&


Dość często zdarza się, że z ogromną ochotą, bardziej lub mniej świadomie sięgamy po pozycję, które zawierają dany motyw – zakazanej miłości, zdrady bądź przyjaźni z dzieciństwa, która ma szanse przerodzić się miłość. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy odkryłam, że mam słabość do książek, w których pojawia się motyw znajomości opartej na wymianie wiadomości tekstowych. Nie potrafię określić, dlaczego akurat ten element czyni w moich oczach powieść bardziej atrakcyjną, może chodzi o odrzucenie fizyczności, może o intymność, jaka tworzy się w takich relacjach. Wiem natomiast, że gdy tylko usłyszałam o Kontakcie alarmowym, poczułam, że jest to pozycja stworzona wręcz dla mnie.

Chcę być z kimś, z kim mogę rozmawiać. Z kimś, kto czuje się szczęściarzem, gdy mówię mu najokropniejsze i przerażające rzeczy o sobie.

Tym, co zaskoczyło mnie w przypadku tej  książki jest fakt, że trochę nudziłam się na samym jej początku. Zdaję sobie sprawę, że tego typu wstęp był tej historii potrzebny, jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ciągnął on się trochę zbyt długo, że brakowało w nim czegoś, co wynagrodziłoby mi czekanie, było bowiem trochę zbyt statycznie, a przez to po prostu nudno. W dodatku przedstawiony mi na pierwszych stronach obraz bohaterów bynajmniej nie zachęcał mnie do dalszej lektury – wydawali mi się oni trochę nijacy i nieco irytujący. Niemniej włożyłam sobie wykałaczki między powieki i pogrążyłam się lekturze, w której w pewnym momencie wyraźnie coś przeskoczyło, dzięki czemu czytanie tej historii zaczęło mi sprawiać ogromną przyjemność, poczułam się zaciekawiona tym, co działo się na stronach i uczucie to towarzyszyło mi niemal do końca tej opowieści. Nie łudźcie się jednak, że jest to powieść zaskakująca, czy przełamująca schematy, ponieważ autorka podążyła wydeptanymi wcześniej już ścieżkami, nie starając się nawet na chwilę ich zboczyć, a jednak robiła to na tyle umiejętnie, że tę historię po prostu przyjemnie się czytało.

W tej książce nie znajdziecie wyszukanego słownictwa czy konstrukcji, a jednak styl Mary H.K. Choi  jest na tyle oryginalny, że powieść czyta się dość specyficznie. Przemyśleń bohaterów jest tu bowiem całkiem sporo, ale zostały one napisane prostymi zdaniami z użyciem dosadnych słów, co czyni tę powieść podobną do książek Rainbow Rowell, ale jednocześnie brakuje w niej typowej dla wspomnianej autorki lekkości. To nie tak, że czyta się to źle, mi chwilę zajęło jednak przyzwyczajenie się do tak nietypowego sposobu opisywania rzeczywistości, do przeskoków między wspomnieniami i właściwą linią czasową. O ile też rozmowy telefoniczne między bohaterami wypadły dość naturalnie, tak niektóre dialogi wydawały mi się trochę niefortunnie sformułowane, a przez to mniej realne niż bym tego oczekiwała.

- O cholera! – Jude się wyprostowała. Na koszulę spadła jej z pączka kapka jaskrawoczerwonego nadzienia.
Wolną ręką Peny zaproponowała jej kolejną chusteczkę i sztyft odplamiający.
- Nie no, chyba sobie żartujesz? – Zanim Penny zdążyła zaprotestować Mallory chwyciła z jej kolan przybornik – Wszystko tu masz? Przyczepa cyrkowa? Zaraz wyciągniesz drabinę i samochód dostawczy? 

Specyficzni są także główni bohaterowie Kontaktu Alarmowego, których niezwykle trudno było mi polubić na samym początku ich historii, później zaś wpadłam w ich rytm i nauczyłam się postrzegać rzeczywistość, tak jak oni ją widzą. Nie powiedziałbym, jednak żebym zapałała do nich szczególną sympatią, zaakceptowałam ich, i zaczęłam rozumieć ich motywacje, lecz wciąż daleko temu było do przyjaźni. A to przecież tak interesujące postaci! Penny – wciąż przygotowana na najgorsze, przyzwyczajona do bycia niewidzialną, skrzywdzona przez los, zbyt szybko poczuła, że musi stać się odpowiedzialnym dorosłym, co przyczyniło się do tego, jak trudno było jej nawiązywać zdrowe kontakt z innymi ludźmi. Sam to zaś uzależniony od swojej byłej dziewczyny, tęskniący za matką, wstydzący się braku pieniędzy, wciąż zmuszany do porzucenia własnych marzeń na rzecz innych, młody mężczyzna, który boi się przyznać się do własnych słabości i poprosić innych o pomoc. Oboje nie potrafią odnaleźć się w kontaktach z innymi, oboje mają trudne relacje z matkami, oboje potrzebują kogoś, kto potrafiłby zaakceptować ich w całości, wraz ze wszystkimi dziwactwami. Aż w końcu, zupełnym przypadkiem, odnajdują siebie nawzajem i ponieważ nie są zbyt dobrzy w rozmowach twarzą w twarz, zaczynają wymieniać wiadomości tekstowe. Relacja, która kreuje się między bohaterami, mimo że jest bardzo prosto skonstruowana i w dodatku nawiązuje się w dość szybkim tempie, tak ma kryje w sobie coś niezwykłego, co sprawiało, że miałam w sobie poczucie, że chcę, by skończyli razem, by zaznali szczęścia, chociaż tak naprawdę nawet niespecjalnie ich lubiłam.

Książce sporo dodała mnogość wątków pobocznych i dobrze zarysowanych postaci drugoplanowych. Podobała mi się kreacja Jude, dziewczyny o złotym sercu, która mimo własnych problemów pragnęła pomagać innym. Polubiłam też matkę Penny, której wyraźne trudności sprawiało bycie matką dla własnego dziecka, a mimo to kobieta wciąż się starała i nawet jeśli jej działania przynosiły czasem odwrotny skutek do zamierzonego, tak nieważne co usłyszała od własnej córki, była gotowa trwać przy niej boku, choć tak bardzo się od siebie różniły. Skłamałabym, jednak gdybym powiedziała, że polubiłam kobiety z otoczenia Sama – zarówno jego matka, jak i dziewczyna były bowiem dla chłopaka toksyczne, i zbyt mocno skupiały się na samych sobie, by dostrzec drugiego człowieka, co nie przeszkadzało im, w wytykaniu mu wad, i krytykowaniu jego zachować. Nie do końca podobał mi się też wątek związany z chłopakiem Penny, którego nastolatka potraktowała w moich oczach po prostu okrutnie.

Całkiem nieźle wypadło też przedstawienie przez Mary H.K. Choi pasji głównych postaci. W przypadku Sama było to kręcenie filmów dokumentalnych i chociaż ten wątek pojawił się zaledwie kilka razy, tak autorce całkiem nieźle udało się uchwycić, chwile zwątpienia, które pojawiają się u każdego człowieka oraz mieszankę miłości i nienawiści, jaką chłopak dążył to zajęcie. Ciekawsze wydawała mi się jednak pisarska pasja Penny, której fragmenty książki możemy przeczytać między rozdziałami, a które to dały zarys niezwykle tragicznej i przy tym interesującej powieści, którą chętnie przeczytałabym całości. Muszę też zwrócić uwagę, na to, że owe fragmenty były napisane innym stylem niż cała książka, co zapewne dla wielu jest niewiele znaczącym szczegółem, ale dla mnie dowodzi, iż autorka zadbała o szczegóły i nie poszła na łatwiznę.

- Mogę ci coś pokazać? – Spojrzał na nią ostrożnie.
- Czy to coś nie żyje?
- Nie. – Zaśmiał się. – Skąd ten pomysł?

Kontakt alarmowy to bardzo specyficzna książka – specyficznie napisana, ze specyficznymi bohaterami, a przy tym z bardzo prostą fabułą, w której brakuje elementu zaskoczenia, a mimo to potrafi zainteresować czytelnika. Jeśli lubicie lekkie i schematyczne książki młodzieżowe, i podoba wam się motyw relacji nawiązywanej za sprawią wiadomości tekstowych, i niekoniecznie musicie pokochać głównych bohaterów, o których czytacie, to możecie sięgnąć po powieść Mary H.K Choi. Nie jest to z pewnością pozycja idealna, ale pozwala na oderwanie się od szarej rzeczywistości, a to chyba jednej z głównych powodów dla których czytamy. 

Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz