Tytuł oryginału: El Color del Silencio
Tytuł polski: Kolor milczenia
Autor: Elia Barcelo
Tłumaczenie: Marta Szafrańska-Brandt
Wydawnictwo: Literackie
Sześćdziesięcioletnia Helena, uznana malarka, powraca do Madrytu na wesele wnuczki, ale zamiast spędzać czas z rodziną, za sprawą listów i liścików, zaczyna zagłębia cię w nieznaną jej dotychczas historię swoją rodziny.
Samobójstwo ojca oraz morderstwo siostry to tylko kilka z nierozwiązanych spraw, jakie kryje w sobie przeszłość rodziny Guerro...
&&&
Wielokrotnie wspominałam Wam już,
że mam ogromną słabość do hiszpańskich kryminałów – do niepowtarzalnego
klimatu, jaki potrafią tworzyć tamtejsi autorzy, do wielowymiarowych postaci,
które kreują i do zagadek kryminalnych, których początek zwykle ukryty jest w
przeszłości, zakopanej tak głęboko w pamięci postaci, że trudno ujrzeć ich początek. Gdy więc Jola na swoim Instagramie (@jakprzezokno) poleciła mi Kolor milczenia, musiałam ją sprawdzić,
a gdy tylko zobaczyłam nazwisko autorki i opis powieści, wiedziałam, że
przepadałam i, że muszę po nią sięgnąć.
Ta dziwna mania szukania sensu, ten impuls, który każe nam widzieć konkretne kształty letnich chmurach, plamach na suficie, pęknięciach ścian, nawet w rysunku na powierzchni Księżyca – pareidolia, tak się to nazywa. Pod wpływem podobnego odruchu próbujemy ogarnąć swoje życie jako spójną, sensowną całość, doszukać się we wszystkim co nas spotkało, czegoś pozytywnego, czego byśmy nie doświadczyli, gdybyśmy nie poznali wcześniej całego cierpienia, klęsk, nie zostali zmuszeni do poświęceń i rezygnacji.
Tym, co ujmuje w Kolorze
milczenia przede wszystkim tak jak w wielu innych hiszpańskojęzycznych powieściach jest niebywale barwny i plastyczny styl autorki, która za pomocą słów nie tyle pisze
opisy, ile tworzy swego rodzaju przepiękne obrazy, których oglądanie ma w sobie
coś hipnotyzującego. Dzięki tej książce możemy zanurzyć się więc w klimacie
słonecznej Hiszpanii oraz pięknego Maroka, które wydają się nie tylko niezwykle
urokliwie, ale i mroczne w swoim uroku, a wszystko to dzięki temu, jak dobrze
dobrane zostały kolejne słowa w tej powieści, tworząc niezwykle dobre zdania,
aż w końcu całe strony, na których jeden kolor naturalnie i z nieopisaną
lekkością przechodził w następny, tworząc piękną paletę barw, w której wiele
jest czerni i szarości, ale nie zabrakło tu także czerwieni, koloru krwi, żółci
barwy radości, czy zieleni koloru nadziei.
W książce nie zabrakło też
naprawdę dobrych dialogów, za pomocą których autorka nakreśliła niezwykle
ciekawe, zwykle bardzo trudne relacje między postaciami oraz napisała ich złożone
charaktery. Nie zabrakło tu głębszych refleksji nad życiem, ale przede
wszystkim, byłam bardzo zdziwiona tym faktem, całkiem sporo było tu fajnego
humoru.
- Tak, masz rację. Cóż człowiek może wiedzieć o tym, co się dzieje w czyjejś duszy? Pamiętasz Anne?
- Twoją przyjaciółkę pisarkę?
- Tak. Teraz rozumiem, dlaczego mówiła, że woli swoich bohaterów od swoich przyjaciół zna ich lepiej, wie, kiedy mówią prawdę, a kiedy kłamią, zna ich sekrety. Ludzie są nieustannym źródłem rozczarowania.
Utwór Elii Barceló toczy się na
dwóch płaszczyznach czasowych. Z jednej strony możemy obserwować współczesny
Madryt, w którym uzdolniona malarka, a zarazem główna postać i narratorka
powieści Helena, powraca do rodzinnego miasta na ślub swojej wnuczki, ale
zamiast skupić się na rodzinnych uroczystościach, bohaterka zaczyna podążać za
wskazówkami i zanurzać się w historii swojej rodziny. Obserwowanie zmagań
starszej kobiety oraz jej chłopaka miało w sobie coś absolutnie niezwykłego, za
sprawą tego, jak niemal irytująco powoli autorka odsłaniała przed czytelnikiem
kolejne karty, co krok rzucając mu przed nos kolejną wskazówkę, ale co moment
zostawiając go z pustymi rękami, z marchewką przed nosem. Tak spokojne tempo
akcji sprawiało, że bywałam zirytowana, a jednak tak jak zdenerwowane może być
dziecko, które wie, że otrzyma swój prezent, ale dopiero za kilka minut. W
trakcie lektury byłam, więc niebywale podekscytowana i chciałam otrzymać
wszystkie odpowiedzi natychmiast, co świadczy jedynie o tym, jak mocno
zaangażowałam się w całą historię.
Równolegle z historią Heleny
mogłam zaś obserwować historię jej rodziny, która choć początkowo, jak to
zwykle bywa w tego typu książkach, wydawała się nudnawa, tak z czasem zmieniła
się w niebywale intrygującą opowieść, która dała mi szerszą perspektywę na całą
sytuację, dodała kontekstu do pewnych sytuacji z teraźniejszości i pokazała
przyczyny pewnych działań z przyszłości. Ta płaszczyzna czasowa najbardziej
uwiodła mnie jednak za sprawą swojej nastrojowości, temu z jaką gracją i uwagą,
oddała klimat czasów, w jakich działa się ta historia, latach trzydziestych dwudziestego
wieku. Obserwowanie zupełnie innej od naszej mentalności ówczesnych ludzi,
żyjących w przeddzień wojny, tego, jak zupełnie inne sprawy miały wówczas
znaczenie, jak inne panowały tradycje, w jakim miejscu znajdowały się ówczesne
kobiety.
Nie zmieniło się tylko to, ze kobiety dostawały mniej za tę samą pracę, że musiały walczyć jak lwice, chcąc otrzymać odpowiedzialną funkcje, że zawsze patrzono na nie podejrzliwie lub z pobłażaniem, albo jeśli okazywały się tak twarde jak większość mężczyzn i nie bały się niczego po prostu z obawą. Pod tym względem wszystko pozostało jak dawniej.
Kolor milczenia to jednak nie
tylko niebywale interesująca historia, ale także bardzo dobrze napisani
bohaterowie. Wspomniana już Helena nie jest bohaterką, jaką spotyka się w
literaturze często, ma niemal siedemdziesiąt lat, a jednak mnóstwo jest w niej
energii, wciąż tkwi w niej także pragnienie wolności i niezależności, jej język
potrafi być bardziej cięty od żyletki i, mimo że początkowo wydaje się oziębła,
tak z czasem uważne ucho dostrzeże jej wrażliwość i ból. Nie tylko główna
postać otrzymała jednak niezwykle ciekawą historię, bowiem zarówno jej matka,
ojciec, jak i nieżyjąca już siostra otrzymali intrygujące historie. Autorka
nie zapomniała jednak o nakreśleniu ciekawych postaci żyjących we współczesności – syn
Heleny, jej wnuk i wnuczka, każdy z tych bohaterów miał w sobie coś, co
wyróżniało go spośród tłumu, i sprawiło, że nie zaginął wśród wielu imion i
nazwisk. Na szczególne wyróżnienie zasłużył zaś w moim imieniu Carlos, który
pośród tak wielu sekretów, trudnych charakterów i jeszcze trudniejszych relacji
rodzinnych, okazał się promyczkiem słońca, inteligentnym, ale przy tym prostym
i bardzo oddanym mężczyzną, który rozluźniał gęsto atmosferę.
Poza udanym wątkiem rodzinnym
znajdziecie tu także dobrze poprowadzony wątek kryminalny, którego zakończenie
może nie wbiło mnie w fotel, ale kilka jego elementów, zdecydowanie mnie
zaskoczyło, a jako całość idealnie wpisało się w całą historię, rozwiązując
najważniejsze kwestie i odpowiadając na zdecydowaną większość pytań.
- Są chwile, kiedy człowiek mówi coś bez zastanowienia – szepnął Carlom – Tak, mówi rzeczy płynące prosto z serca, prawdy, których nigdy nie wypowiada, ponieważ wie, że są zbyt bolesne. Bywa jednak, że traci kontrolę i słowa pojawiają się same. A najgorsze jest to, że raz wypowiedziane, nie mogą zostać cofnięte. To tak, jakbyś wylał szklankę wody na podłogę: nie zbierzesz jej na powrót, tak żeby znowu znalazła się w szklance, jednakowo czysta.
Kolor milczenia nie jest kolejną
łatwą i krótką powieścią, lecz niebywale skomplikowane, bazującą na szczegółach
opowieścią o rodzinie, jej tajemnicach i niewyjaśnionym morderstwie, które
odmieniło życie wielu ludzi. Jest też historią o pragnieniu, namiętności,
zdradzie oraz przede wszystkim o samotności, która jest skutkiem kłamstwa i
może dręczyć człowieka aż do końca jego dni. Dobra historia, ciekawi
bohaterowie oraz skomplikowane relacje między nimi, a wszystko to z niebywałym
dodatkiem – cudownym stylem autorki i ujmującym klimatem Hiszpanii i Maroka lat
trzydziestych. Jeśli lubicie sagi rodzinne musicie to przeczytać!
Moja ocena:
★★★★★★★★☆☆
(rewelacyjna)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz