Tytuł oryginału: One of Us Is Lying
Tytuł polski: Jedno z nas kłamie
Autor: Karen M. McManus
Tłumaczenie: Ewa Kleszcz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Pięcioro uczniów trafia do szkolnej kozy i tylko czworo z nich wychodzi stamtąd żywych.
Bronwyn, Addy, Nate i Cooper - każde z nich miało pretekst by zabić Simona, ale które z nich zmieniło swój plan w życie?
&&&
O Jedno z nas kłamie swego czasu
było naprawdę głośno. Książka była popularna nie tylko na blogach, gdzie
zbierała mnóstwo pozytywnych recenzji, ale także na Instagramie gdzie pojawiała
się, na co drugim zdjęciu, może za sprawą swojej niebrzydkiej przecież okładki, ale recenzenci
nie szczędzili miłych słów także o jej treści. Odniosłam jednak wrażenie, że
powieść Karen M. McManus największy sukces osiągnęła na polskim booktubie,
pojawiając się na chyba każdym większym kanale, zbierając przy tym mnóstwo
pochwał, które skutecznie odciągały uwagę od jej wad. I jak już wiecie, tak
lubiane pozycje zwykle omijam szerokim łukiem, ale gdy stracą one na swojej
popularności, zdarza mi się do nich wracać. Gdy więc ucichła wrzawa wokół tego
tytułu, z przyjemnością zabrałam się do jego lektury, pragnąc przekonać się,
czy jest ona tak dobra, jak o niej słyszałam.
Nie wiem, dlaczego ludziom czasami tak trudno jest przyznać, że zachowali się kijowo. Że spieprzyli sprawę, bo nie spodziewali się, że zostaną przyłapani.
Karen M. McManus zgrabnie operuje
słowem i za jego pomocą kreuje niezwykle zawiłą historię, opowiadającą o
czwórce nastolatków, w której zabrakło miejsca na kanciaste dialogi czy
rozlewne opisy. Za pomocą prostego, ale przy tym wypadającego naturalnie
słownictwa wykreowana została bowiem opowieść, w której nie ma miejsca na
większe przestoje – jedno zdarzenie zaraz zmienia się w drugie, cztery
perspektywy płynnie przeskakują między sobą, a bohaterowie mają przed
czytelnikiem sporo sekretów, które ujawniają się na kolejnych stronach.
Wszystko to przyczyniło się do tego, że powieść czyta się niezwykle szybko i
przyjemnie, a przeszło czterysta stron wydaje się nagle krótką formą.
Trudno mi jednak powiedzieć, że
książka tak jak sugeruje nam wydawca, mieści się w ramach gatunków takich, jak
thriller bądź kryminał, ponieważ tak naprawdę brakuje tu jednego i dobrego.
Dość przewrotnie bowiem według mnie wątek związany ze śmiercią Simona wypadł
najgorzej w całym utworze. Chociaż początek powieści mógł sugerować, że
przeczytamy o niezwykle ciekawej sprawie, z wieloma podejrzanym, tak szybko
straciłam nią zainteresowanie, ponieważ okazało się, że mimo upływu miesięcy w
sprawie nie pojawił się żaden punkt zaczepienia, wokół którego mogłabym snuć
swoje domysły. Widać, że autorka miała całkiem niezły pomysł na ten wątek, ale,
mimo że to nim powieść jest reklamowana, zaginął on pośród licealnych dramatów,
nie zostając rozwiniętym, w takim stopniu jakbym sobie tego życzyła, nie
posiadając żadnej widocznej wagi, przez co nie odczuwałam napięcia i miałam
wrażenie, że cała sprawa przemknęła mi gdzieś obok nosa.
Pani Lopez nie odpuszcza. Trzeba jej to przyznać. Moglibyśmy trafić w sam środek apokalipsy, otoczeni przez hordy żywych trupów, a ona wciąż doszukiwałaby się pozytywów w całej tej sytuacji. „Wciąż nie wyjadły ci mózgu, prawda? Dzięki temu uda ci się pokonać przeciwności losu!”.
Najmocniejszą stroną Jedno z nas
kłamie są jednak bohaterowie, którzy zostali wykreowani w niezwykle ciekawy
sposób, co jeszcze mocniej podkreśliło sprytne zagranie autorki, by oprzeć ich
na znanych nam już schematów. I tak przez książkę przewijają się: szkolna
piękność, której życie okazuje się wcale nie tak idealne, jak mogłoby się to
wydawać, sportowiec, któremu daleko do tytułu baseballisty roku, kujonka mająca
większe problemy niż swoje oceny i zły chłopak o bardzo dobrym sercu. Każda z
tych postaci otrzymała wystarczająco wiele miejsca, by ukazać czytelnikowi swoje
dobre i złe strony, a w trakcie trwania akcji nawet przejść całkiem spore
przemiany, który obserwowanie było wyjątkowo interesującym przeżyciem. Nie mogę
też nie docenić tego, jak autorka zgrabnie poradziła sobie z nakreśleniem
czterech zupełnie różnych od siebie charakterów, a przy tym ze stworzeniem
przeróżnych relacji, jakie łączyły główne postaci, a które także ewoluowały w
trakcie akcji powieści, nie każdy musiał tu bowiem zostać najlepszym przyjacielem
czy największym wrogiem. Bardzo zgrabnie zostały też wymyślone sekrety, które
skrywały główne postaci, a które to nie zawsze robiły z nich tylko podejrzanych
o morderstwo i chociaż o jeden z nich jestem na Karen M. McManus wybitnie zła,
ponieważ uważam, że nie powinno się robić z takich rzeczy plot twistów, tak za
pozostałe mogłabym szczerze pogratulować, ponieważ nie wypadły one szczególnie naciąganie, czego początkowo się obawiałam.
Nadszedł więc moment, gdy mogę
wylać przysłowiowy kubeł pomyj. Na co, zapytacie. Na w ogóle niesatysfakcjonujące
zakończenie, które mogłoby konkurować w konkursie zakończeń, które najbardziej
mnie zawiodły. I tak zakończenie wątku kryminalnego mnie nie zaskoczyło, a
wręcz wydawało mi się, że autorka poszła najprostszą drogą, jakby na złość
samej sobie i zamiast do oklasków zmusiła mnie do przewrócenia oczami.
Chciałabym w tym miejscu powiedzieć, że podobało mi się zakończenie pozostałych
wątków, ale chociaż nie byłoby to całkowite kłamstwo, tak zdecydowanie nie
byłaby to prawda, ponieważ na samym końcu niektóre wątki wydawały mi się trochę
na siłę przedłużone, a same ostatnie kilka stron w ogóle bym sobie odpuściła.
Niektórzy ludzie są zbyt toksyczni, żeby z nimi żyć. Po prostu tacy są.
Jedno z nas kłamie może nie
rzuciło mnie na kolana i z pewnością nie będzie konkurowało o tytuł najlepszej
książki tego roku. Niemniej lektura tej powieści sprawiła mi ogromną
przyjemność i pozwoliła mi na obdarzenie sympatią każdego z głównych bohaterów,
angażując mnie tym w akcje utworu. Nie mogę nazwać książki Karen M. McManus
dobrym kryminałem, ale z pewnością jest to naprawdę niezła powieść młodzieżowa,
traktująca z wyczuciem o problemach młodych ludzi.
Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz