Seria: Kolory zła (tom #1)
Autor: Małgorzata Oliwia Sobczak
Wydawnictwo: W.A.B
W latach 90. Sopotem wstrząsa sprawa Moniki, która martwa została odnaleziona w morzu, pozbawiona ust.
Wiele lat później prokurator Leopold Bilski zajmuje się bardzo podobną sprawą...
&&&
Nie zwykłam sięgać po książki
polskich autorów z bardzo prostego powodu – żadna z dotychczasowych pozycji
naszych rodzimych autorów, którą czytałam z własnej woli, mi się nie podobała,
a nawet żadnej z nich nie uznałabym za dobrą. Zdaję sobie jednak sprawę z tego,
jak bardzo krzywdzący względem wielu twórców jest to pogląd i już od jakiegoś
czasu, pragnę dać szansę nowym dla mnie autorom, trzymając się nadziei, że być
może pewnego dnia natrafię na polską książkę, która mnie w sobie rozkocha.
Dlatego też, choć normalnie raczej bym się na to nie zdecydowała, rzuciłam się
na głęboką wodę i starając się utrzymać optymizm, zgodziłam się na
zrecenzowanie Czerwieni, o której już przed jej premierą słyszałam bardzo
pozytywne głosy. Czy było warto podjąć to ryzyko?
Bilski patrzył zafascynowany na ten obraz. Było w nim coś prawdziwego, odartego z całego fałszu rzeczywistości, niemal doskonałego. To była najpiękniejsza zbrodnia, jaką widział. Oczywiście nigdy nie ubrałby swojego odczucia w słowa. Mało kto by zrozumiał.
„Jesteś odrażającym typem” – skarcił się w myślach.
Nie byłabym sobą, gdybym nie
rozpoczęła tej recenzji od kilku słów o tym, jak ta książka została napisana. A
napisana została całkiem zgrabnie, bowiem autorka umiejętnie balansowała na
granicy, od której opisy zaczynają nudzić czytelnika, serwując mu dobrze
dobraną dawkę opisów bardzo szczegółowych, przeplecionych ze zdecydowanie
mniejszą ilością opisów krótkich i zwartych, dzięki czemu powieść zachowała
odpowiedni rytm i w żadnym momencie nie zdążyła mnie znużyć. Gdy do tego dodamy
solidną dawkę całkiem udanych, momentami zabawnych, momentami bardziej
poważnych, dialogów, w których w odpowiednich proporcjach i w odpowiednich
momentach wstępują wulgaryzmy, nie gorsząc odbiorcy, a wręcz dodając
wykreowanemu światu wiarygodności, otrzymamy naprawdę nieźle napisany debiut
kryminalny. Debiut, w którym brakuje tej niezręczności i tych dziwacznych prób
odnajdywania synonimów na siłę, do czego zdążyły już mnie przyzwyczaić polskie
utwory, jest za to płynność i umiejętnie skonstruowane sceny.
Tym, co w Czerwieni ujęło mnie
najbardziej, jest gracją, z jaką Małgorzata Oliwia Sobczak przeplotła ze sobą
przeszłość i przyszłość, tworząc jedną zwartą historię, w którym kolejne wątki
wynikają z siebie i ładnie się uzupełniają. Bardzo podobało mi się to, że
miałam okazję obserwować postaci na dwóch płaszczyznach czasowych i wraz z
upływem kolejnych stron, odkrywać ich tajemnice, odpowiadać sobie na ważne dla
tej historii pytania, a także widzieć przyczyny przemian, jakie zaszły w
bohaterach. Wyraźnie została tu bowiem pokazana prawda, iż to nasza przeszłość
nas kształtuje.
Znów wjechał na estakadę Kwiatkowskiego. Rozświetlone dinozaury nadal pracowały. Tu nic nigdy nie stało w miejscu. Leopold Bliski zwolnił i wpatrzył się w światła odpływającego promu. Tym razem nie miał ochoty być na pokładzie. Chciał być tutaj. Czuł się jak tropiciel, który poszukuje grubej zwierzyny.
Żałuję jednak, że w tym wszystkim
zabrakło miejsca na lepsze zarysowanie charakterów postaci, przez co
niemożliwym było dla mnie nawiązanie więzi, czy poczucie sympatii, do
któregokolwiek z bohaterów, wielu z nich było bowiem dobrymi towarzyszami w tej
przygodzie i ciekawymi eksponatami do obserwacji, lecz brakowało im czegoś, co
uczyniłoby ich pełnoprawnymi, wielowymiarowymi ludźmi. Całkiem inaczej ma się
jednak sprawa, jeśli chodzi o relacje między poszczególnymi postaciami, które
było nadzwyczaj interesujące, dzięki temu, jak ładnie zostały zarysowane,
rozwijając się na oczach czytelnika oraz dzięki temu, że większość z nich
naprawdę trudno jest ocenić pod względem moralnym.
Najważniejszy w całym utworze
wątek kryminalny wypadł zaś po prostu nieźle – podobało mi się to, że autorka
wykorzystała przestrzeń, w której miała miejsce akcja, a więc polskie
Trójmiasto, czyniąc z niego wręcz drugoplanowego bohatera utworu oraz to jak
zgrabnie poradziła sobie z jego dwutorowym prowadzeniem, przeplatając ze sobą
lata dziewięćdziesiąte z teraźniejszością, a także wątek mafijny z życiem
prostych ludzi. Muszę jednak przyznać, że mocno rozczarowało mnie rozwiązanie
całej sprawy, które wydawało mi się aż nazbyt oczywiste od jakieś jednej
trzeciej powieści oraz to jak szybko i schematycznie napisany zostały finałowe
sceny, czerpiąc chyba ze średniej jakości produkcji telewizyjnych. I tak
jakkolwiek przez całość utworu była bardzo zainteresowana całą sprawą, i jak
bardzo chciałam poznać jej rozwiązanie, będąc przygotowaną na spektakularne, i
zaskakujące ostatnie sceny, tak realne zakończenie całości było wręcz jeden do
jednego takie, jak to sobie wyobrażałam, odkąd tylko poznałam jednego z
bohaterów, co nie będę tego ukrywać, po prostu mnie zawiodło.
Czasami nie mogła uwierzyć, że Monika kiedyś była. Taka realna, ciepła, namacalna. Gdy córka była mała, Helena mogła wsłuchiwać się w bicie jej przyłożyć głowę do jej oddychającej piersi, leżąc obok dziecka, które spało z rączkami wyciągniętymi pleckach, odkrywając brzuszek. Podobno, gdy psy czują się bezpiecznie, kładą się właśnie w takiej pozycji, pozwalając właścicielowi głaskać się po brzuchu. Gdy Helena przyglądała się śpiącej córeczce, często myślała o tym psim zachowaniu, uznając, że małej jest dobrze i błogo. Czy często nasłuchiwała rytmu jej serca? Nie mogła sobie przypomnieć. Zawsze gdzieś się spieszyła, coś trzeba było zrobić, załatwić. Albo była potwornie zmęczona.
Czerwień to udany kryminalny debiut
Małgorzata Oliwia Sobczak, zapowiadający kolejną ciekawą serię kryminalną, w
którym zabrakło jednak elementu zaskoczenia i lepiej zarysowanych bohaterów,
przez co, mimo iż całość czytało mi się naprawdę przyjemnie, tak ta powieść nie
zapadnie mi w pamięć, ginąc gdzieś w wysypie schematycznych kryminałów. Jeśli
macie jednak ochotę na spędzenie kilku chwil w Sopocie, rozwiązując mroczną
sprawę morderstwa razem z prokuratorem Bilskim, a lubicie historię, w których
przeszłość łączy się teraźniejszością i nie przeszkadza Wam szczególnie
schematyczność lub jeśli zaczynacie dopiero przygodę z kryminałami, to
pierwszym tom Kolorów zła powinien się Wam spodobać. Mimo rozczarowującego
finału jest to bowiem naprawdę niezła książka, skupiająca się na rozterkach
trawiących głównych bohaterów w obliczu tragedii, jakie ich spotkały.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Grupie Wydawniczej Foksal. ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz