Skrótowiec to seria wpisów w której to będę zamieszczać mini
opinie o przeczytanych przeze mnie książkach. Nie oczekujcie rzetelnych
recenzji, nastawcie się raczej na dwa, trzy akapity o tym co w owej pozycji
najbardziej, a co najmniej mi się podobało.
Śmierć jest najlepszym wynalazkiem życia.
Klub
samobójców miał wszystko by stać się hitem wydawniczym – interesujący
tytuł, śliczną okładkę i intrygujący opis, a jednak tytuł ten zaginął gdzieś
pośród innych pozycji i postanowiłam sprawdzić, czy słusznie.
Niestety okazało się, że pozycja ta
ma zdecydowanie więcej wad niż zalet.
Po pierwsze: tej książki brakuje
lekkości, zdania wydają się sztywne, a dialogi często wypadają nienaturalnie,
trochę za dużo jest tu też nużących opisów, przez co w trakcie lektury
niejednokrotnie się nudziłam.
Po drugie: brakuje tutaj dobrych
bohaterów, których moglibyśmy polubić lub chociaż zainteresować się ich
historią. Zarówno Lea, jak i Ana, nie wspominając już o nijakich postaci na
drugim planie, wydają się bowiem lalkami, które nie mają czytelnikowi wiele do
zaoferowania.
Po trzecie: między postaciami nie
ma żadnych interesujących relacji, a próba skonstruowania przyjaźni między
głównymi bohaterkami wypadła naprawdę słabo.
Po czwarte: chociaż cała historia
zapowiadała się ciekawie, tak autorka, aby zapełnić ponad czterysta stron,
zamiast wprowadzać kolejne interesujące wątki, niemiłosiernie rozwlekła te
podstawowe.
Po piąte: autorka widocznie nie
potrafi pisać bardziej dynamicznych scen, ponieważ nawet gdy czytałam ważne dla
historii wydarzenie, zamiast siedzieć na skraju krzesła, miałam ochotę zatonąć
w pościeli i zasnąć.
To nie jest najgorsza książka na
świecie – niektóre wątki miały ogromny potencjał, ale Rachel Heng widocznie nie
potrafiła go wykorzystać, Niemniej skłamałabym, gdybym powiedziała, że lektura Klubu samobójców była dla mnie
przyjemnością, ponieważ była raczej nużącą przeprawą przez kolejne nie
umiejące mnie zainteresować czy zaangażować sceny.
Moja ocena:
★★★★☆☆☆☆☆☆
(może być)
Nauczyłem się, że bycie silnym oznacza wstawanie każdego dnia z łóżka, nawet jeśli twój świat się rozpada. Nauczyłem się, że siła to świętowanie urodzin syna, nawet jeśli on sam nie ma na to ochoty. Bycie silnym to kochanie bliskich, nawet jeśli nie są doskonali. Bycie silnym to płakanie każdego wieczoru w poduszkę, by każdego ranka wierzyć w piękno świata. Bycie silnym to wybaczanie.
Poza rytmem to
już siódma powieść Brittainy C. Cherry, którą miałam przyjemność przeczytać i
kolejna, od której trudno było mi się oderwać. Jest to bowiem naprawdę dobra
powieść obyczajowa, ze świetnie napisanym wątkiem romantycznym i sympatycznymi
bohaterami, którą dzięki cudownie lekkiemu stylowi autorki czyta się
rewelacyjnie. Bardzo podobało mi się, też jak zgrabnie autorka wplątała wątek
muzyczny w całą historię i to jak zgrabnie połączył on główne postaci. I
chociaż uwielbiam tę historię, tak w trakcie jej czytania naszła mnie smutna
refleksja – większość (o ile nie wszystkie, które przeczytałam) książek Cherry
jest do siebie aż zbyt podobna, oparta na jednym i tym samym schemacie i
zmierzającym do jednakowego zakończenia, a szkoda, bo w tych historiach tkwi potencjał
na coś więcej. Jeśli lubicie jednak twórczość Brittainy
C. Cherry lub romanse jako gatunek to powinniście mieć tę pozycję na oku.
Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)
Może jeśli całkowicie ci zaufam i pozwolę, byś kochał moje wady za mnie, w końcu sama się przekonam, że nie są aż tak straszliwe.
Cinder i Ella. Tak się kończy bajka to naprawdę niezła książka, która
jednak niestety nie dorównała poziomem swojej poprzedniczce. Głównym problemem
tej powieści jest bowiem to, że nie posiada jednego głównego wątku, przez co
nie podąża w żadnym konkretnym kierunku – tutaj, gdy kończy się jeden mniejszy
wątek, zaraz zaczyna się drugi, a potem trzeci i czwarty, co naturalnie
sprawia, że o niektórych kwestiach będziemy czytać z zainteresowaniem, a inne
będą nas po prostu nudzić. Sama relacja tytułowych bohaterów była chwilami albo
zbyt słodka i przerysowana, albo znowu zbyt wyniosła i sztucznie dramatyczna, i
tak, chociaż same interakcje między Cinderem i Ellą pozostały niezwykle
satysfakcjonując, niektóre dialogi autorka mogła sobie, jak dla mnie po prostu
darować, i nie robić z dwójki nastolatków małżeństwa z dziesięcioletnim stażem.
Kolejnym problemem była dla mnie relacja ojca z córką, która początkowo
wydawała mi się niezwykle ciekawa, tak później została nieco przeciągnięta i
zaczęła mnie trochę irytować. Nie spodziewajcie się po tej książce też
realistycznej historii o blaskach i cieniach sławy, ponieważ wydaje mi się, że
ten wątek został przerysowany. Niemniej całość, mimo większych i mniejszych
problemów, czyta się po prostu przyjemnie, i szybko, a wszystko to za sprawą
sympatycznych bohaterów, niewielkiej ilości opisów oraz świetnemu humorowi
zawartemu w ciętych dialogach. Jeśli lubicie lekkie, momentami naiwne i
przerysowane, ale przy tym bardzo urocze i zabawne powieści młodzieżowe to ta
książka powinna się Wam spodobać.
A ostatnia scena
to według mnie prawdziwe mistrzostwo świata!
Moja ocena:
★★★★★☆☆☆☆☆
(przeciętna)
Czytaliście którąś z wymienionych przeze mnie pozycji? A może macie którąś w planach?
Czytaliście którąś z wymienionych przeze mnie pozycji? A może macie którąś w planach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz