Tytuł oryginału: Am I Normal Yet?
Tytuł polski: Jestem już normalna?
Seria: Klub Starych Panien (tom #1)
Autor: Holly Bourne
Tłumaczenie: Marta Faber
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Evie cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, a jej największym marzeniem jest bycie normalną.
Pójście do nowej szkoły, w którym nikt nie wie o jej problemach, stanowi najlepszą okazję by spełnić to marzenie.
Okazuje się jednak, że bycie normalną, wcale nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać.
&&&
Czytanie o kimś chorym
psychicznie nigdy nie jest dla mnie łatwym przeżyciem, ponieważ zawsze zmusza
mnie do wielu refleksji nad ludźmi, których cała życie wygląda tak, jak ten
urywek zawarty w książce. Niezmiennie jednak czytanie takich opowieści jest dla
mnie jednocześnie niezwykle intrygujące, ponieważ pozwala mi spojrzeć na
otaczającą mnie rzeczywistość z całkiem innej perspektywy. Dlatego też z
ogromną ciekawością przymierzałam się do lektury Jestem już normalna?, które
zapowiadało się na powieść z gatunku tych, które czyta się szybko, ale które
potrafią także zainteresować i pozostać w głowie. Czy tak właśnie się stało?
Dawniej ufałam własnej ocenie sytuacji. I swoim myślom. Wszystko się zmienia.
Bohaterowie tej książki są
naprawdę przeróżni, na szczególną uwagę zasługują jednak trzy bohaterki – Evie,
Amber i Lottie, czyli trzy dziewczyny, o których będzie opowiadać cała seria
Klub Starych Panien. Każda z nastolatek była wyjątkowa, a przy tym
każda z nich została wykreowana na bohaterkę z krwi i kości, do których łatwo
było mi poczuć nić sympatii, chociaż zdajemy sobie sprawę z ich wad i
problemów. Czasami miałam ochotę je przytulić i pozwolić im się wypłakać,
czasami znaleźć się z nimi w jednym pokoju i zaśmiewać się bez końca, a czasami
porządnie zdzielić przez głowę – i to było w nich absolutnie najlepsze,
ponieważ czułam, że są to po prostu nastolatki, które mają lepsze, i gorsze
pomysły, ale trzeba im to po prostu wybaczyć.
Evie, czyli główna bohaterka
Jestem już normalna? to zaś postać, która bywała głupiutka i naiwna, podejmowała
naprawdę dziwne decyzje, wszystko, byleby tylko dążyć do nieokreślonego pojęcia
normalności, nie widząc, że takim zachowaniem jedynie oddala się od tego, czego
chce. I nie ukrywam, że jej zachowanie może momentami irytować, kryła się w
niej jednak taka prawdziwość, że ja nie potrafiłam się na nią złościć.
Warto też zwrócić uwagę na to, że
w książce pojawiło się kilka postaci, które wpisują się wręcz idealnie, w
niektóre stereotypy, widać jednak, że był to celowy zabieg autorki, który
służył pewnym elementom tej historii, dlatego nijak mi taka kreacja bohaterów nie przeszkadzała.
Nic nie odpisałam i jedynie uśmiechnęłam się do telefonu. Może cierpię na chroniczną głupotę. Albo urojenia. A może dolega mi zwykła dobra nadzieja? Nadzieja to stan psychiki. Zgadzasz się ze mną?
Rewelacyjnie wypadły w Jestem już
normalna? wątki przyjaźni. Mieliśmy tu bowiem zarówno przyjaźń trudną, taką,
która gdzieś zanika, gdy zmienia się sytuacja, jak i gdy zmieniają się
bohaterowie, ale nie znika całkowicie, ponieważ wciąż łączy ich wspólna przeszłość,
której nie sposób wymazać, nawet jeśli nas rani. A także przyjaźń, która
przychodzi bohaterkom wręcz banalnie łatwo, ponieważ bardzo szybko odnajdują
wspólny język i wspólne tematy do rozmowy, nawet jeśli same się tego nie
spodziewały.
I z tym drugim rodzajem
przyjaźni, tym która połączyła Evie, Amber i Lottie wiąże się mój absolutnie
ulubiony wątek z całej powieści, a więc wątek siostrzeństwa, wątek
feministyczny, wątek Klubu Starych Panien. Czytanie o dziewczynach, o
tym, co je łączyło, a także o tym, co je dzieliło, wysłuchiwanie ich kolejnych
wykładów o świecie, w którym muszą się odnaleźć jako młode kobiety, sprawiało
mi naprawdę ogromną, ogromną przyjemność, ponieważ zostały one napisane
naprawdę zgrabnie, a zawarte w nich informacje, często były dla mnie czymś
nowym bądź czymś, z czego nie zdawałam sobie sprawy. Ani przez moment nie
czułam, że był to wątek wciśnięty tu na siłę, że nie pasował on do całej
historii, a wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że idealnie wpasowuje się w nią,
dopełnia ją. I to nie tak, że dziewczyny były idealne, że zjadły wszystkie
rozumy świata, i teraz mają zamiar spalić staniki i wyjść na ulicę z
transparentami, lecz tak jak to bywa, wszystko zaczyna się od prostych rzeczy,
od pomyślenia o pewnym problemie, o poczytaniu o nim i porozmawianiu o nim z
innymi dziewczynami. Nastolatki nie były idealne, same siebie przyłapywały na
wpadaniu w pewne schematy myślenia, a jednak podejmują trud, by spróbować z
nimi zawalczyć i to właśnie w tej nie idealności ukryła się prawdziwość i to,
że absolutnie kupiłam wątek związany z klubem założonym przez nasze bohaterki.
– Nienawidzę określenia stara panna – powiedziała dobitnie – Mam dopiero szesnaście lat, a już martwię się, że nią zostanę. I wtedy wściekam się na siebie, że tak przejmuję się tym czy spotkam jakiegoś sensownego chłopaka.
Nasza główna bohaterka, Evie
zmagała się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Wątek ten został poprowadzony w moim
odczuciu z naprawdę sporym wyczuciem, nie było tu osądzania, czy oceniania,
lecz po prostu pokazanie, że tak to jest, z podkreśleniem, że czytamy o jednym,
konkretnym przypadku, a nie o wszystkich chorych. Niezwykle podobało mi się, że
wątek ten wciąż gdzieś był, że autorka nie porzucała go, gdy pisała o czymś
innym, lecz pewnymi słowami, czy gestami wciąż sygnalizowała, że problem wciąż
istnieje i staje się coraz to bardziej poważny.
Bardzo doceniam także to, w jaki
sposób autorka opisała tu postać terapeutki Evie, ponieważ dodawało to tej
powieści pewnej prawdziwości i czyniło ją w moich oczach jeszcze bardziej
prawdziwymi. A także to, że, że autorka nie poszła na łatwiznę i nie, pominęła
wątku rodziny, lecz zarysowała go gdzieś w tle, co uczyniło historię dziewczyny
jeszcze bardziej trójwymiarową.
Początkowo nie mogłam się wgryźć
w tę powieść, ponieważ przybiera momentami dziwną formę. Poznajemy bowiem tę
historię z perspektywy Evie, od czasu do czasu pojawia się tu jednak wtrącenie
wyróżniona jako „zła/dobra myśl”, które nieco wybijało mnie z rytmu, podobnie
jak to, że czasami w trakcie akcji przeskakujemy do innego wydarzenia, które
wydaje się ważne dla dziejących się właśnie wydarzeń. Niemniej im dłużej
czytałam, tym lepiej się czułam w trakcie lektury, im mocniej rozumiałam
bohaterkę i potrafiłam sobie wyjaśnić jej momentami głupie zachowanie, tym
lepiej mi się tę powieść czytało, nawet jeśli wątki romantyczne w tej książce
są naprawdę dziwnie.
Sam koniec ma w sobie zaś sporo
dramatu, a jednak nie był on przedramatyzowany, lecz po prostu mocny, trudny do
czytania, czułam się momentami, wręcz zawstydzona tym, co czytałam, ale to
dobrze, ponieważ świadczy to jedynie o moim zaangażowaniu w całą tę
słodko-gorzką historię.
– W każdym razie zobaczcie, jak to źle robi wszystkim – kontynuowałam. – To, że mówi nam się, że mamy się zachowywać w sposób typowy dla dziewczynek lub dla chłopców, w rezultacie nas niszczy.
Jestem już normalna to jedna z
tych książek dla młodzieży, które zawierają w sobie dokładnie to czego typu
powieściach – nie jest głupiutka, chociaż zawarta w niej historia jest wybitnie
wręcz prosta, porusza ważne kwestie z niezwykłym wyczuciem, dając
czytelnikom, niby przypadkiem, ważne lekcje do przyswojenia, a przy tym ma
bohaterów, których mimo wszystkich głupot, które robią, po prostu da się lubić. Mnie ta powieść ogromnie się podobała i już nie mogę się doczekać aż sięgnę po drugi tom tej serii.
Moja ocena:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz