Ariana | Blogger | X X

11.07.2020

Schematyczna, ale satysfakcjonująca czyli o dobrej serii New Adult autorstwa Lex Martin



Mogłabym spróbować wymienić sytuacje, w których lubię sięgać po książki New Adult, ale prawda jest taka, że łatwiej byłoby napisać kiedy zwykle tego nie robię. Nie wiem właściwie, dlaczego tak bardzo lubię sięgać po powieści z tego gatunku, skoro tak wiele z nich jest do siebie podobnych i wszyscy znamy zakończenie poszczególnych tytułów nim zaczniemy go w ogóle czytać. Chyba właśnie ta schematyczność sprawia, że te książki są bezpiecznym wyborem, że chociaż zdarzają się lepsze i gorsze pozycje, tak zwykle w trakcie ich czytania po prostu dobrze się bawię. I jako, że sięgam po takie historie dość często, są takie chwile gdy wydaje mi się, że przeczytałam już absolutnie wszystko co mogłam, i właśnie wtedy zwykle udaje mi się odnaleźć nowego autora (choć zwykle jednak autorkę) i przekonać się jak on pisze takie historie. Właśnie w takiej sytuacji, nie mając już żadnych tytułów w zapasie trafiłam na serię Dearest Lex Martin, która okazała się dokładnie tym czego od niej oczekiwałam.


O poszczególnych tomach słów kilka

Dearest Clementine
Dearest Clementine otwiera serie Dearest i robi to w naprawdę dobry sposób. Historia Clementine i Gavina jest bowiem naprawdę prosta i tak naprawdę każdemu znana – ona zraniona, obiecała sobie, że już nigdy się nie zakocha, ale wtedy na jej horyzoncie pojawia się chłopak, przez którego zaczyna kwestionować swoje postanowienie. Jednocześnie jednak ta zwykłość, czyni tę książkę wyjątkową. Bardziej rozdmuchana drama pojawia się bowiem już na samo zakończenie powieści (i była nieco niepotrzebna), ale poza tym ta historia to raczej opowieść o wychodzeniu ze skorupy, otwieraniu się na świat i powolnym zakochiwaniu się, które rodzi się za pomocą drobnych gestów i przyciąganiu, które wciąż jest tu obecne. Bardzo mi się podobało właśnie to, że miłość nie była tu pełna błyskawic i grzmotów, ale raczej powoli się wyłaniała zza chmur, wzajemnej fascynacji i pożądania. Przyjemną odmianą byli też główni bohaterowie powieści, ponieważ o ile Clementine była postacią moim zdaniem sympatyczną, (choć może nie wszyscy podzielą moją opinię), ale raczej typową dla tego typu książkę, tą silną, po przejściach, tak Gavin, był, co prawda, jak zawsze super przystojny, ale jednocześnie był tym sympatycznym, mądrym i dobrym facetem, od początku do końca historii, nie przeszedł tu więc żadnej ogromnej zmiany. Pomiędzy bohaterami czuć zaś było przyciąganie od początku do końca, i to nie to sztuczne, w imię idei „autorka tak napisała, więc tak jest”, ale raczej takie wypływające ze stron, a taką chemię uwielbiam i bardzo cenię. Na plus także bohaterowie drugoplanowi i ich obecność w tej powieści. Jednym co mi nieco przeszkadzało była końcówka, w której autorka moim zdaniem trochę przeszarżowała, chcąc chyba uczyć tę książkę bardziej dramatyczną, co moim zdaniem było raczej niepotrzebne. Niemniej nawet to nie zepsuło mi ogólnych wrażeń z lektury i myślę, że Dearest Clementine to po prostu dobre, solidne New Adult.

Moja ocena: 
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)


#Niewiem o co chodzi z hasthagami, które autorka wplotła w narrację bohaterki, wiem za to, że samą książkę czytało mi się naprawdę przyjemnie. Ponownie nie jest to nic odkrywczego, ale bohaterowie tej powieści byli moim zdaniem po prostu rozkoszni. Będąc całkowicie szczerą spodziewałam się, że ta powieść, w której pojawia się po raz setny motyw playboya i szarej myszki, może mnie nieco zirytować, tym czasem czytało mi się ją naprawdę super, ponieważ relacja Dani i Jaxa została naprawdę dobrze poprowadzona i napisana – szybkie pierwsze zderzenie, pustka i niepewność, a potem ciągłe przyciąganie, przeplatane z kolejnymi problemami. Okazało się bowiem, że Dani to dziewczyna nieśmiała, ale przy tym niesamowicie szlachetna, a Jax to ten bardzo pewny siebie, może nieco głupkowaty ale chłopak o dobrym sercu, nie żaden bad boy I może motyw amnezji był moim zdaniem nieco dziwnym rozwiązaniem, a końcówka ponownie została nieco przeszarżowana, ale w trakcie czytania mi to nie przeszkadzało, ponieważ co by nie mówić kibicowałam tym bohaterom i ich miłości. Gdzieś w tle przeplatały się znane nam już postaci, pojawiły się też nowe imiona i wszystko to sprawiało, że ta historia wydawał się osadzona w konkretnym miejscu i czasie. Bardzo typowa, a jednak moim zdaniem również bardzo dobra historia New Adult, której nie chciałam odłożyć dopóki nie przewróciłam ostatniej strony, ponieważ czytanie historii Dani i Jaxa dawało mi bowiem naprawdę, sporo przyjemności.

Moja ocena: 
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)



Ostatni tom trylogii i jednocześnie ten, z którym mam największy problem. Na samym początku tej historii byłam bowiem przekonana, że będzie to moja ulubiona historia stworzona przez Lex Martin, później jednak wszystko zaczęło się sypać jak z domek z kart. Zacznijmy jednak od początku: kreacja bohaterów ponownie była tu naprawdę niezła, zarówno Madeleine, jak i Darren byli sympatyczni, a chemii między tą dwójką zdecydowanie nie brakowało. Nie były to jednak moje ulubione postaci, ponieważ zachowanie Madeleine było dla mnie momentami nieco niezrozumiałe, zaś Darrena o ile zdążyłam polubić w poprzednich tomach, tak na tle innych postaci wydawał mi się jednak nieco nijaki.  Największy problemem mam jednak z tym, jak autorka poprowadziła tu poszczególne wątki. Wątek dziennikarstwa zaczął się bowiem naprawdę ciekawie, sprawiał, że cała ta historia wydawała się ciekawsza później jednak  niepotrzebnie moim zdaniem się skomplikował aż do tego stopnia. Wątek przeszłości pary też był tu moim zdaniem niepotrzebny. A zakończenie… O ile w poprzednich tomach było trochę przeszarżowane, tak tutaj autorka puściła wszelkie hamulce i moim zdaniem zrobiła kompletnie niepotrzebną dramę i skandal, który po prostu można było sobie odpuścić, ponieważ nie dość że jej rozwiązanie było aż nazbyt oczywiste, to niczego szczególnego nie dodało to tej historii, a wręcz moim zdaniem trochę jej odebrało  Madeline. Dearest nie jest najgorszą książką świata, oczekiwałam po niej jednak o wiele więcej niż bycia po prostu średnią powieścią New Adult. Było dobrze, ale mogło być lepiej.

Moja ocena: 
★★★★★☆☆☆☆☆
(przecięna)


W kilku słowach o całej trylogii 


Lex Martin i jej trylogia Dearest nie powaliła mnie na kolana, ale nie tego od niej oczekiwałam. Chciałam dostać dobre książki New Adult, które umilą mi dzień i dokładnie to dostałam – schematyczne, ale przyjemne w lekturze powieści. Myślę, że fani tego gatunku bądź po prostu osoby szukające lekkiej powieści do przeczytania podczas prażenia się w letnim słońcu powinny dać tej serii szansę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz