Ariana | Blogger | X X

20.09.2020

O wiele mniej niż się spodziewałam.....

Tytuł oryginału: So Much More
Tytuł polski: O wiele więcej
Autor: Kim Holden
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek
Wydawnictwo: Filia

Seamus najpierw zakochał się w Mirandzie. Później pokochał każe z dzieci, które mu dała.
Miranda nie kochała jednak nikogo. 









&&&


Kim Holden lubi pisać książki bardzo poetyckie, poruszające trudne tematy, a jednak podnoszące na duchu i dające nadzieje. I w przypadku nie tak dawno czytanej przeze mnie Drugiej Strony taka konwencja sprawdziła się rewelacyjnie, a książka podbiła moje serce i na długo pozostanie jeszcze w mojej pamięci. W przypadku jednak O wiele więcej, czyli pierwszej powieści autorki dla dorosłych przez taką konwencję historia ta wypadła okropnie karykaturalnie, a ja miałam momentami bardzo mocno przewracać oczami.

Miłość jest prawdziwa. Nie sprawia, że wierzysz w nią tak, jak wierzy się w Świętego Mikołaja czy w wygraną w Vegas. Jednak może obudzić w Tobie serce i chęć czynienia dobra(...) Jeśli tylko głupcy wierzą w miłość.. możecie nazywać mnie głupią.

Zacznijmy jednak od początku. O wiele więcej, czyli kolejna książka autorki, której okładka nie pasuje moim zdaniem do jej treści, opowiada o dramacie pewnego małżeństwa. Seamus zakochał się w Mirandzie, para wzięła ślub, z tego związku urodziła się zaś trójka dzieci. Szkopuł tkwi jednak w tym, że Miranda nie potrafiła kochać nikogo poza sobą. I tutaj rozpoczyna się bardzo moim zdaniem w lekturze, dramat obyczajowy traktujący o miłości, rodzicielstwie i… bardzo przerysowanych postaciach.

Miranda to chyba najbardziej przerysowana bohaterka, jaką kiedykolwiek poznałam. Początkowo kreowana była na postać tak złą, że to aż śmieszne. Bez serca, bezlitosna, niemyśląca absolutnie o kimkolwiek poza sobą samą, mająca chytry plan godny czarnego charakteru ze słabej komedii romantycznej, po prostu zło wcielone w czystej postaci. I jakby tego mało, później mają miejsce takie wydarzenia z jej udziałem, że mogłam, jedynie przewracać oczami czytając o nich. Bohaterka napisana po to, by jej nienawidzić, której brakuje odrobiny szarości.

Drugim narratorem tej historii jest Seamus, który początkowo wydawał się absolutnie cudownym bohaterem, z rodzaju tych, którym nie potrafi się nie kibicować. Im jednak ta historia mknęła do przodu, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że był kreowany na tak lukrową postać, że aż kompletnie nijaką. Jednym co mogłoby w moich oczach, uczynić tę postać ciekawszą jest wątek jego choroby, który jednak został tu zepchnięty na bardzo odległy plan. Nie mogę mu jednak odmówić tego, że wątek jego miłości do dzieci był naprawdę dobry.

Trzecią z głównych postaci, której było tutaj, jednak zdecydowanie najmniej była Faith. Dziewczyna anioł, za którą trudna przeszłość, ale w tej chwili trudno znaleźć, chociażby jedną rysę na jej charakterze. Młoda, piękna, mądra, dobra dla absolutnie wszystkich, pracowita i mądra. Idealna do tego stopnia, że aż moim zdaniem karykaturalna. Na to zaś jak zakończył się jej wątek, spuśćmy kurtynę milczenia.

Tak właśnie powinni postępować rodzice. Powinni instynktownie napełniać serca swoich dzieci miłością. Obdarzyć je zrozumieniem, współczuciem. Dawać im wiedzę, by w dorosłym życiu nikt nie przyćmił ich płomienia. By płonęły najjaśniej i nikt nie mógł ich zgasić...

Moim zdaniem tak naprawdę jedynym plusem tej historii było przedstawienie relacji ojca z dziećmi, z której biło tak ogromne ciepło, a przy tym autentyczność, że aż trudno mi tutaj powiedzieć coś złego.

Kim Holden pisze swoje książki w dość specyficzny sposób, posługując się dość poetyckim językiem i wkładając swoim bohaterom w usta dialogi, które brzmią może i pięknie jako cytaty na ścianie, ale w samej książce wypadają raczej nienaturalnie, przesadnie patetycznie. Nie zawsze musi to być coś złego, bądź co bądź sprawdziło się to w przypadku innych powieści autorki. W O wiele więcej mamy jednak do czynienia z dorosłymi ludźmi i czytanie ich historii napisanej w taki sposób, było dla mnie niezbyt przyjemne, sprawiało wręcz, że i tak przerysowana historia wypadała jeszcze mniej realistycznie.

I tak realizm i naturalność to dwa ostatnie słowa, którą przychodzą mi do głowy, gdy myślę o O wiele więcej, a szczególnie o zakończeniu tej powieści. Rozumiem bowiem, że autorka chciała napisać historię, która podniesie na duchu, a jednak w takiej formie, z tymi wszystkimi zwrotami akcji i kolejnymi pozytywnymi wydarzeniami, które opierają się po prostu na szczęściu bohaterów, moim zdaniem końcówka jest po prostu męcząca. Za dużo tu lukru, szczęśliwych splotów wydarzeń, a wszystkie wątki splotły się tu ze sobą tak idealnie, że aż trudno było mi ukryć uśmiech zażenowania, który wypływał na moją twarz.

Ponieważ miłość jest sztuką. Subiektywną.
Nieuchwytną.
Nieustannie zmienną.
Wciąż dojrzewającą.



Lektura O wiele więcej, zamiast podnieść mnie na duchu i umilić mi czas, była dla mnie po prostu okropnie męczącym doświadczeniem. Oczekiwałam ciepłej i pięknej historii o miłości i zakrętach losu, a dostałam bardzo karykaturalną, opartą na ogromnie szczęśliwych splotów wydarzeń, historię z jeszcze bardziej karykaturalnie napisanymi bohaterami i relacjami między nimi. Cóż więcej mogę powiedzieć? Oczekiwałam od tej powieści o wiele,  wiele więcej.

Moja ocena:
★★★☆☆☆☆☆☆☆
(słaba)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz