Ariana | Blogger | X X

12.09.2020

Young Adult w polskich realiach?

 
Tytuł oryginału: Hurt/Comfort
Autor: Weronika Łodyga
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiecie

Artur ma osiemnaście lat i nie wie jeszcze wielu rzeczy. Nie wie, jak zacząć rozmowę z własnym ojcem, gdzie przebywa obecnie jego matka, jakie oczekiwania ma wobec niego koleżanka z klasy i dlaczego Magda, jego przyjaciółka, na siłę próbuje go swatać. Nie wie też, jakim cudem uda mu się zdać maturę z polskiego, skoro nadal myli romantyzm z oświeceniem, a parabola to dla niego wyłącznie wykres funkcji kwadratowej. Za to świetnie wychodzi mu udawanie głuchego, gdy w autobusie zaczepi go ktoś obcy, a to już dobry początek.

Janek wie, czego chce od życia. I nie jest to zaliczenie matury z matematyki, chociaż z pewnością by nie zaszkodziło. Chce brata, który nie ignoruje jego istnienia, mniej żenujących rodziców, a także youtuberów, którzy wrzucają filmiki regularnie i zawsze na czas. I mniej zmechaconych swetrów, tak przy okazji. Przede wszystkim chciałby jednak zwrócić na siebie uwagę jakiegoś miłego chłopaka. Najlepiej takiego, który w autobusie udaje głuchego i wcale nie wydaje się miły.

[opis pochodzi od wydawcy]


&&&

Lubię czytać książki młodzieżowe, a ostatnimi czasy szczególną słabość mam do tych, które pozwalają mi poszerzać moje horyzonty bądź opowiadają o jakieś mniejszości. I może opis Hurt/Comfort nie zapowiadał książki przełomowej, sugerował, jednak że w środku znajdę przyjemną, choć nie pozbawioną trudniejszych tematów, powieść skierowaną do nastolatków. Dodatkowo byłam bardzo ciekawa, jak wypadnie książka o parze chłopaków napisana przez polską autorkę, a tym samym osadzona w polskich realiach, które nie są mi obce. A jak wyszło?

 

Powrót na łono społeczeństwa był dla niego jak opuszczenie schronu po apokalipsie: dużo zniszczeń, cierpienia i bezustannych krzyków. Choć możliwe, że to ostatnie tylko w jego głowie. 

Tym na co muszę zwrócić uwagę, już na samym początku, jest to, że chociaż książka liczy trochę ponad 400 stron, tak opowiadana na jej kartach historia opowiada o życiu bohaterów od września aż do następnego lata. W związku z tym nie zabrakło tutaj przeskoków czasowych, które muszę przyznać, nieco mi przeszkadzały, ponieważ to z ich powodu nie mogłam z przyjemnością płynąć przez tę historię, co chwilę następował tu bowiem kolejny przeskok czasowy, zwykle o miesiąc do przodu. Może innym, taka konstrukcja powieści nie będzie przeszkadzać, mnie jednak wybijała z rytmu i nie pozwalała wczuć się w tę historię, w której to gdy tylko działo się coś ważnego, przeskakiwaliśmy w przyszłość. A jakby tego było mało, skakaliśmy tu do przodu i skakaliśmy, by koniec końców nie dotrzeć do żadnego ważnego punktu zwrotnego, a tym samym historia po prostu się skończyła w danym momencie. Wydaje się, że ważniejsze wątki zostały zakończone, a jednak nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mimo to powieść po prostu się urwała.

Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że sugerując się opisem, spodziewałam się, że otrzymamy w tej historii dwie równorzędne narracje, tymczasem w Hurt/Comfort głos dostał jedynie Artur. Co więcej, mam wrażenie, że cała historia była bardzo mocno skupiona właśnie na tej jednej postaci, przez co pozostali bohaterowie stracili nieco głębi. O ile bowiem o Arturze mogę powiedzieć, że była to postać ciekawa i wiarygodna, tak Janek wydawał mi się postacią po prostu płaską – chłopak tak miły, i tak wyrozumiały, że aż w tej swojej fajności trochę mdły. Chciałabym, żeby miał on bardziej wyrazisty charakter, więcej głębi, tak bym mogła uznać go za pełnoprawnego bohatera, a nie jedynie dodatek do głównego bohatera.

Jeśli zaś mowa o chłopakach, to nie mogę nie wspomnieć o ich relacji. Relacja ta miała w moich oczach spory potencjał, a jednak ze względu na dwie rzeczy, o których wspomniałam wcześniej, a więc sporo przeskoków czasowych i nieco nijaką postać Janka, wypadła ona po prostu nieźle. Mam wrażenie, że gdyby autorka nieco dłużej pochyliła się nad etapem przejściowym w ich relacji i postarała się o napisanie dwóch równorzędnych sobie bohaterów, relacja ta wypaść lepiej, a tym samym spodobać mi się bardziej. Tymczasem mogę powiedzieć jedynie tyle, że była fajna, nie dobra, ale też nie zła, po prostu pospolicie fajna.

- To powinno być nielegalne… - mruknęła i wepchnąwszy parasol pod pachę, ruszyła chodnikiem z taką miną, jakby szła zabić Kapitana Amerykę.

- Chcesz zdelegalizować pogodę? – upewnił się, próbując dotrzymał jej kroku. – Nie wiem, czy bardzo się tym przyjmie…

- Jeśli Kserkses mógł biczować morze, ja mogę zdelegalizować deszcz.

Pozostali bohaterowie zaś po prostu tu byli – jedyni bardziej wyraziści, inni nieco mniej, jedni bardziej potrzebni, inni mniej, jednych udało mi się polubić, inni zaś byli mi obojętni. Także i kwestii kreacji bohaterów było tu po prostu nieźle.

Moim ulubionym wątkiem w całej powieści była z pewnością relacja Artura z jego ojcem oraz wszystko, co związane z przeszłością bohatera. Bardzo podobało mi się to, jak postaci dojrzewały tu do powiedzenia sobie pewnych rzeczy i to jak nieidealna była ich relacja, a mimo to bohaterowie troszczyli się o siebie nawzajem, nawet jeśli czasem trochę nieporadnie. Wątek ten z pewnością pokazał, jak ważna jest rozmowa i skierował moją uwagę na to, jak wiele rzeczy wygląda inaczej w nasze głowie i w rzeczywistości. Całkiem dobrze wypadła tu też przyjaźń Artra z Magdą, jeszcze lepiej relacja Janka z jego rodziną (szczególnie z ojcem), ale już moim zdaniem wątek Anity był tu trochę zbędny.

Pozytywnie zaskoczył mnie za to styl pisania Weroniki Łodygi. Nie obyło się tu może bez pewnych zgrzytów, ale koniec końców przymykam na nie oko. Mimo bowiem moich obaw, związanych z tym, że rzadko sięgam po powieści, których akcja dzieje się w Polsce, nie czułam się niezręcznie w trakcie lektury, a co więcej mogę powiedzieć, że większość dialogów mi się tu podobała.


Kiedyś, na przełomie podstawówki i gimnazjum, Lilka zakochała się bez pamięci w nieco starszym chłopaku – wzdychała do niego i wodziła za nim maślanymi oczami. Zupełnie nie zwracała przy tym uwagi, że wybranek ostentacyjnie ignoruje ją na każdym kroku, a wszelkie uwagi przyjaciół na ten temat zbywała tekstem „Co ja poradzę? Kiedy go widzę, serce wali mi tak głośno, że zagłusza rozsądek”.

Artur po raz pierwszy w życiu zaczynał rozumieć, o co jej wtedy chodziło. I wcale nie był pewny, czy mu się to podoba.

 

Hurt/Comfort nie jest z pewnością powieścią idealną, ale bardzo daleko jej też do miana złej. Określałabym ją po prostu mianem niezłej – dobrze mi się ją czytało, zapewniła mi kilka godzin dobrej rozrywki, a przy tym ważniejsze kwestie były tu poruszane z wyczuciem, ale mogło być po prostu jeszcze lepiej, gdyby pewne kwestie zostały lepiej rozwinięte. Co więcej, mogę powiedzieć? Bardzo się cieszę, że takie książki pojawiają się na polskim rynku. Weronice Łodydze po udanym debiucie życzę zaś kolejnych, jeszcze lepszych powieści.

Moja ocena:

★★★★★☆☆☆☆

(przeciętna)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz