Tytuł oryginału: Tales from the Shadowhunter Academy
Tytuł polski: Opowieści z Akademii Nocnych Łowców
Seria: Dary Anioła (uzupełnienie)
Autor: Cassandra
Clare, Maureen Johnson, Robin Wasserman, Sarah Res-Brennan
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Wydawnictwo: Mag
&&&
Znacie to uczucie, gdy z chęcią
przeczytalibyście kontynuacje jakieś historii, a jednocześnie macie względem
niej złe przeczucia? Opowieści z Akademii Nocnych Łowców to kolejna taka
książka w mojej czytelniczej karierze.
Przyznam otwarcie, że byłam zła
na Casandre Clare, ponieważ nie skończyła Darów Anioła te trzydzieści stron
wcześniej, przez co zakończenie straciło swój emocjonalny wydźwięk. Z drugiej
jednak strony przyszłość, jaka czekała Simona, wydawała się w tej sytuacji
dziwnie intrygująca. I tak po wielu chwilach wahania czy sięgać po tę książkę
pod groźbą, że moja ulubiona postać z serii straci swój urok w końcu, czy nie
przeczytać i być ciekawą co autorka mu zgotowała, przeczytałam ową powieść.
Jestem zadowolona. Chyba jestem zadowolona.
Ponieważ w poprzednim życiu, tym które usunięto z ich umysłów matka rzeczywiście go zdradziła. Powiedział jej prawdę, że zmieniono go w wampira, a ona wyrzuciła go z domu. Powiedziała mu, że już nie jest jej synem. Że jej syn nie żyje. Pokazała im oboju, że jej miłość ma swoje granice.
Tym na co muszę zwrócić uwagę to
fakt, że opowiada się od siebie, różnią, może nie wszystkie znacząco, ale łatwo
jest zauważyć, że ich autorzy się zmieniali. Moją ulubioną historią jest chyba
to o parabatai, ponieważ miało wszystko, co potrzebne – odrobinę dramatu,
trochę rozmyślań, kilka żartów i dobrych bohaterów. Na mojej, krótkiej liście
ulubieńców, drugie miejsce przyznaje opowiadaniu o kręgu za naprawdę dobrą,
dramatyczną historię Roberta Lightwooda, która niosła ze sobą wytłumaczenie
(ale nie usprawiedliwienie) niektórych zachować z poprzednich książek. Miejsce
trzecie? Opowieść o Alecu i Magnusie, aż sama się sobie dziwie, że dopiero to
miejsce, lecz ta historia nie była ni porywająca, ani przesadnie zabawa, była
trochę… monotonna?
Czy skoro wyróżniłam opowiadania
niemówiące o Simonie, ale te o innych to historia o nim mi się nie podobała? To
nie do końca tak. Gdy sięgałam po tę pozycję, miałam przed sobą, wyobrażenie
tego, jak to będzie wyglądać. I wiecie co? Było dokładnie tak jak się tego,
spodziewałam, nie doczekałam się zaskakujących zwrotów akcji, czy nietypowych
rozwiązań. Pozostaje też kwestia, że opowiadania o Simonie prezentowały bardzo
skrajny poziom, niektóre były absolutnie cudowne, a inne nudne.
Chciałbym być dobry w czymś, co doda piękna do świata, zamiast malować go krwią.
Kreacja bohaterów to ten aspekt,
w którym autorka (autorzy?) nie bardzo się postarała. Simon jest tutaj, bowiem
kreowany na wielkiego bohatera niejako na siłę, przez co pozostałe postaci
wydają się strasznie spłaszczone. Nocni Łowcy to w tej książce skrajnie
uprzedzone do przyziemnych i podziemnych dzieciaki pewne swojej wspaniałości.
Brakuje w nich jakieś iskry, drugiego dna i chyba przede wszystkim konkretnych
cech charakteru, przynajmniej u tych, którzy przewijają się przez większość
książki. Większość uczniów jest tutaj dla mnie po prostu pozbawiona indywidualności.
Jeśli zastanawiacie się, czy
humor pozostaje na poziomie to z ulgą, mówię, że tak. Simon nie rzuca ripostami
jak Jace, ale mówi pojedyncze zdania, które powiedziane w odpowiednich
sytuacjach wywołują niewymuszony uśmiech na twarzy.
- Strzelamy teraz niedźwiedzia, czy jak? – zapytał.
- Myślę, że to nieuniknione.
Moja ocena:
★★★★★☆☆☆☆☆
(przeciętna)