Skrótowiec to nowa seria wpisów na blogu, w której to będę zamieszczać mini opinie o przeczytanych przeze mnie książkach. Nie oczekujcie rzetelnych recenzji, nastawcie się raczej na dwa, trzy akapity o tym co w owej pozycji najbardziej, a co najmniej mi się podobało.
Tytuł polski: Chemia naszych serc
Autor: Krystal Sutherland
Tłumaczenie: Donata Olejnik
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Henry jeszcze nigdy nie był
zakochany, choć wierzy w miłość bardzo mocno. Gdy do zespołu gazetki szkolnej
dołącza Grace – ubierająca się w męskie ubrana, chodząca z laską dziewczyna,
której przeszłość kryje mroczną tajemnice, nic nie wskazuje na to by nastolatków
połączyła choćby przyjaźń. Los bywa jednak bardzo przewrotny, a pierwsze
miłości pełne zarówno słodyczy jak i goryczy.
„Dlaczego Henry Page nie ma dziewczyny?”
Wersja robocza numer pięć.
Ponieważ, jak się okazuj, i tak trzeba gonić, nawet te dziewczyny, które nie mogą uciekać
Chemia naszych serc to kolejna z tych książek, które równie łatwo
się czyta, co później się o nich zapomina. Krystal Sutherland opowiada w tej powieści o nastoletniej miłości Henry'ego do Grace w bardzo przyjemny, naturalny sposób, a
pozostałe relacje wykreowane przez pisarkę również zasługują na pochwałę.
Bohaterowie tej powieści choć zostali stworzeni na prostych schematach to wciąż
są ciekawi i co ważne nieirytujący. Najmocniejszą stroną tej książki jest
zawarty w niej humor – prosty, momentami opierający się na ironii, a co
najważniejsze mądry i niewymuszony. Styl którym ta powieść została napisana
jest płynny oraz przyjemny odbiorze, nawet jeśli po przeczytaniu pewnych scen
można dojrzeć brak doświadczenia autorki.
Jeśli macie ochotę na lekką książkę
o pierwszej miłości, której towarzyszą mroki przeszłości to ta historia jest
dla was. Ja bawiłam się przy niej bardzo dobrze i nie żałuję poświęconego jej
czasu, nawet jeśli niedługo zapewne ucieknie mi z pamięci.
Moja ocena:
★★★★★★★☆☆☆
(bardzo dobra)
Autor: Amber Smith
Tłumaczenie: Karolina Pawlik
Wydawnictwo: Feeria Young
Jedna sytuacja, która zmieniła jej życie.
Zmienił prawdę w kłamstwo.
Zmienił miłość w nienawiść.
Zmienił dziewczynkę we wrak.
Gwałt.
Teraz już nic nie ma znaczenia.
Bo ona jest już inna. Na zawsze.
Moje ciało to komnata tortur. To pierdolone miejsce zbrodni. Wydarzyły się tutaj potworne rzeczy. Nie warto o tym mówić, nie warto tego komentować, nie na głos. Nigdy.
Amber Smith stworzyła powieść skierowaną do młodych dziewczyn
napisaną językiem dzięki któremu, książkę czyta się szybko, choć
trudno powiedzieć, że przyjemnie. Atmosfera panująca, bowiem przez całą
historię jest przytłaczająca, bolesna, ciężka i momentami czułam się nią wręcz
osaczona, ale myślę, że to dobrze. Co mnie zmieniło na zawsze skradło dzięki
temu nie tylko mój umysł, lecz zawłaszczyło również fragment mojego serca,
rozrywając go na małe kawałki.
Jest to również książka, której każda kolejna
strona coś we mnie niszczyła – wiarę w ludzi. Następujące po sobie sytuacje
wierciły mi też w brzuchu coraz większą dziurę, a przez większość tej historii
chciałam krzyczeć: dlaczego? Dlaczego to musiało się stać? Dlaczego ona to
sobie robi? Dlaczego nikt niczego nie robi, przecież widzą co się dzieje!
Smutek, nienawiść i współczucie – te trzy emocje niemal
definiują historię stworzoną przez Smith. Opowieść o zagłębianiu się w lęku
oraz nienawiści do świata, do najbliższych, do własnego ciała. Jeśli macie
ochotę na trudną opowieść o autodestrukcji, której czytanie zajmie wam niewiele
czasu to Co mnie zmieniło na zawsze jest dla was.
Moja ocena:
★★★★★★★★☆☆
(rewelacyjna)
Tytuł oryginału: November 9
Tytuł polski: November 9
Autor: Colleen Hoover
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Wydawnictwo: Otwarte
Dziewiątego listopada to wszystko
się zaczęło. To tego dnia Ben i Fallon całkiem przypadkiem spotkają się w
restauracji.
Dziewiątego listopada ich miłość
ma prawo istnieć. To tego i tylko tego dnia zakochani będą mogli się ze sobą skontaktować.
Dziewiątego listopada to wszystko
się skończy.
Kiedy znajdujesz miłość, to ją bierzesz. Chwytasz obiema rękami i robisz co w swojej mocy, żeby jej nie puścić. Nie możesz tak po prostu od niej odejść i oczekiwać, że będzie trwać, dopóki nie będziesz na nią gotowa.
Ładna okładka,
ciekawy tytuł i intrygujący opis i czego więcej może oczekiwać czytelnik po książce? W przypadku tej powieści, lepszego wykorzystania świetnego pomysłu. Mam wrażenie, że to właśnie
powód przez który nie lubię się z Hoover. Autorka niewątpliwe ma dobre pomysłu,
które dają podstawę na porywający romans, ale ciekawe idee gdzieś się zatracają
między jednym a drugim problemem rzuconym pod nogi bohaterów. Niewątpliwym minusem w całej powieści są też zawarte w niej dialogi, które mocno kuleją,
brzmiąc papierowo, a nierzadko też dziwnie.
Główne postaci –
Ben i Fallon nie są szczególnie ciekawymi osobowościami. Można co prawda ich
polubić jako osobnych bohaterów, ale razem zdają się tracić swój urok na rzecz
pływania w morze miłości. Dobrze zostało zarysowane za to tło całego romansu,
które jest bardzo ciekawe i nie pozwala odbiorcy zatonąć w słodkościach, a
mówię tu o pożarze, relacjach rodzinnych i całkiem nieźle nakreślonych
postaciach drugoplanowych.
November 9 to
książka bardzo podobna do pozostałych książek Colleen Hoover. Nie brakuje tu bohatera
kryjącego mroczną tajemnicę, skomplikowanej miłości oraz przeznaczenia, które odgrywa
bardzo ważną role i pcha zakochanych w swoje ramiona, naprzeciw całemu światu. Nieco
kuleje tu zapis dialogów, momentami jest tu zbyt cukierkowo, a chociaż po
drodze możemy spotkać kilka zaskoczeń to wszystko prowadzi do wiadomego
zakończenia. Nie mam złudzeń, nie jest to książka idealna, ale w jakiś
pokręcony sposób wciąga do swojego świata i na leniwie popołudnie nada się
całkiem dobrze.
Moja ocena:
★★★★★★☆☆☆☆
(dobra)
"Chemię naszych serc" czytałam. Chciałam nawet napisać jej recenzję, ale po dwutygodniowym wyjeździe, nie pamiętałam już wielu szczegółów, więc zgadzam się z Twoją opinią. Wiem, że ta książka mi się podobała i w sumie to tyle. Natomiast "November 9" bardzo mnie zawiodło. Zdecydowanie liczyłam na coś lepszego!
OdpowiedzUsuń"Chemia naszych serc" mnie rozczarowała, bo zdecydowanie za bardzo przypominała mi "Eleonorę i Parka" (no a do tego była po prostu gorsza). "Co mnie zmieniło na zawsze" za to bardzo mnie zaskoczyło; tym, jakie było przejmujące, jakie prawdziwe, jakie wstrząsające.
OdpowiedzUsuńCo do Hoover - większość jej książek jest zbyt cukierkowa, ale kurczę, nic nie poradzę na to, że ją lubię i nałogowo czytam :D
Pozdrawiam cieplutko,
Paulina z naksiazki.blogspot.com