Tytuł oryginału: Kiss & Cry
Tytuł polski: Kiss & Cry
Reżyseria: Sean Cisterna
Scenariusz: Willem Wennekers
Główne role: Sarah Fisher, Luke Bilyk
Kiss & Cry opowiada opartą na faktach historię łyżwiarki figurowej Carley Allison, która choruje na bardzo rzadką odmianę
nowotworu gardła. Tematyka filmu nie jest szczególnie oryginalna, w końcu
dzieł o chorobach i miłości znamy od groma począwszy od „Ósmoklasiści nie
płaczą” aż po „Gwiazd naszych wina”. Niemniej film ten został poprowadzony
bardzo subtelnie, nie narzuca ona odbiorcy konkretnych emocji, nie zmusza go do
niczego, a po prostu płynie przed jego oczyma, nieprzerwanie opowiadając swoją
historię. Dialogi między postaciami są bardzo naturalne, a problemy w całym
dziele nie wzlatują gdzieś nad niebo, lecz dotyczą bardzo przyziemnych spraw i
lęków.
Carley jest słoneczkiem. Promyczkiem.
Dużym dzieckiem. Niebywałą optymistką, której nie sposób jest nie obdarzyć
sympatią. Jej urocze uśmiechy i dziecięce prośby, wesołość, która niemal jej
nie opuszczała, słodkie zaczepki. To jedna z tych postaci, które, gdy tylko
pojawią się na ekranie, to sprawiają, że robi się jakość jaśniej, nawet jeśli
sytuacja nie jest zbyt radosna.
Nie jest to jednak film całkowicie
skupiony na głównej bohaterce. Na drugim planie wciąż coś się tu dzieje.
Kolejni bohaterowie nie są po prostu pacynkami, lecz prawdziwymi osobami, które
w życiu utalentowanej nastolatki odegrały taką, a nie inną rolę. I tak nie
można nie wspomnieć o krótkiej, ale trudnej opowieści o pewnej pielęgniarce i
wątku dotyczącym surowego trenera, którego na ekranie jest względnie niewiele,
bo pojawia się na końcu i początku utwory, a mimo to wzbudza swoją postawą
sympatie u odbiorcy.
Pojawia się w Kiss & Cry
również wątek romantyczny, który w mojej ocenie w całej opowieści wypadł
najsłabiej. Z pewnością nie jest to źle zbudowana relacja, a wręcz przeciwnie,
wypada oba bardzo prawdziwie i nie została całkowicie wyidealizowania.
Niemniej, choć owa relacja została mądrze napisana, to jednocześnie pozostała
bardzo pospolita i wtórna względem produkcji, które już widziałam, przez co
niezapadająca w pamięć.
Absolutnie urzekające jest za to
przedstawienie relacji rodzinnych, miłości, jaką mogą obdarzyć się bliscy sobie
ludzie, tego, jak ważne jest wsparcie ze strony osób, które kochamy.
W filmie pojawia się kilka
przepięknych kadrów nakręconych na lodowisku. Owe sceny zostały nakręcone w nietypowym świetle, które nadało scenom specyficznej aury i pięknej delikatności. Ze względy na te kilka cudownych dla oka sekwencji żałowałam, że tak niewiele działo się na samym lodowisku. Na uwagę zasługuje też sytuacja mająca miejsce na stole operacyjnym, która wywołała we mnie pierw zaskoczenie, a później przez krótką chwilę niezrozumienie. Wszystko to dzięki świetnie wprowadzonemu dynamizmowi, który nadał tej scenie głębszego znaczenia.
Tym, co tę produkcję wyróżnia najbardziej jest sposób w jaki prowadzana jest tu narracji — to iż niektóre sceny są jakby
zastygnięte w bursztynie, a w trakcie ich trwania usłyszeć możemy kilka słów
głównej bohaterki skierowanych wprost w obiektyw kamery. A jej wypowiedzi jedna po
drugiej się spełniają. I tak gdy czująca się widocznie świetnie w swojej roli Sarah Fisher oznajmiała, po kolei co teraz zrobi jej rodzina, my mogliśmy to
oglądać, lecz nie nieprzerwanie, lecz dopiero po jej wypowiedzi. Takie stop klatki uzupełnione świetnymi kwestiami, sprawiały, że mogliśmy się
poczuć jak uczestnicy odgrywającej się na ekranie sytuacji, sytuacji bądź wręcz jak ktoś znajdujący się w umyśle
głównej bohaterki. Zabieg ten wpłynął niezwykle dobrze na mój odbiór całości
filmu.
Kiss & Cry to film, który mimo
trudnego tematu, broni się niezwykle sympatyczną bohaterką oraz wieloma
uroczymi momentami. Jeśli lubicie filmy, które orbitują w tematyce osób
śmiertelnie chorych, a które potrafią wywołać zarówno śmiech, jak i płacz to ta
pełna pomysłowych i pięknych ujęć produkcja oparta na faktach jest dla was. I
pamiętajcie, by nie wyłączać tej produkcji od razu, tylko poświęć chwilę na zobaczenie
zdjęć wyświetlanych po zakończeniu właściwego filmu – to właśnie one były w
moim przypadku powodem tych kilku słonych łez.
"Promyczka" chcę bardzo przeczytać :) ale film nie oglądałam. Może kiedyś obejrzę. W jakiś luźny wieczór.
OdpowiedzUsuńThank you so much for this thoughtful review of our film. You're an excellent writer.
OdpowiedzUsuń- Sean Cisterna, Director of Kiss and Cry